Andrzej Skalimowski: Sigalin. Towarzysz odbudowy. Czarne, Wołowiec 2018 – pisze Izabela Mikrut
Wśród złotych przebojów socrealizmu, utworów, które dzisiaj wspomina się z uśmiechem – sporo jest piosenek sławiących architektoniczne osiągnięcia Warszawy. W żadnym z tych, które przetrwały i funkcjonują w świadomości społeczeństwa, nie ma jednak wzmianki o Józefie Sigalinie. Tymczasem, jak przekonuje Andrzej Skalimowski, Sigalin na uwagę zasługuje – jako pierwszy po wojnie naczelny architekt Warszawy i jako człowiek, który nie bał się odważnych rozwiązań w odbudowie stolicy.
“Sigalin. Towarzysz odbudowy” to publikacja biograficzna, chociaż z nastawieniem na kwestie zawodowe – o życiu Sigalina odbiorcy dowiedzą się bardzo mało. Właściwie tylko na początku książki Skalimowski znajduje miejsce na pewną ilość prywatnych danych, szybko ucieka w sferę pracy – i tutaj pozostaje aż do końca. Trudno się mu dziwić: przede wszystkim ma ułatwiony dostęp do odpowiednich dokumentów i decyzji, może odtwarzać fakty na podstawie konkretnych źródeł – widać po samej stylistyce narracji, że obce jest temu autorowi fabularyzowanie i nadawanie literackiego kształtu informacjom. O wiele lepiej czuje się Andrzej Skalimowski w kwestiach mierzalnych, potwierdzonych odpowiednimi dokumentami i zapiskami – dlatego też obraz Sigalina, jaki odbiorcom proponuje, jest z jednej strony odrobinę podbarwiony sympatią (mimo że autor we wstępie odżegnuje się od jakichkolwiek osobistych ocen), z drugiej – oparty na działaniach, których efekty przetrwały dłużej niż bohater tomu. O przodkach, o górach, o próbach pisarskich, o tożsamości i wojsku pisze Skalimowski ostrożnie, raczej krótko i zwięźle, nie może poświęcać tym zagadnieniom zbyt dużo miejsca, bo odchodzą od podstawowego nurtu książki – od tematu odbudowy stolicy. Na początku zatem rozdziały wydają się trochę poszatkowane, bez zagłębiania się w istotę wyborów życiowych. Trzeba po prostu odnotować, co Sigalin robił zanim został architektem na ważnym stanowisku – Skalimowski lekcję odrabia, ale sam nie docenia potencjału zgromadzonych wiadomości. Dzięki nim bowiem przyciągnie do książki czytelników. W dalszej części, kiedy już zajmuje się obecnością architektury w wielkiej polityce, staje się trochę zbyt drobiazgowy (jakby w opozycji do pierwszych rozdziałów): będzie podawał pisma i opinie, fragmenty dokumentów i analiz. Tutaj akcja wyraźnie zwalnia tempo: Skalimowski chce dla Sigalina znaleźć miejsce w świadomości odbiorców, ale też – nie pozostawić wątpliwości co do jego decyzji. Zdarzają się ciekawe dla czytelników anegdoty (ustalanie, jaką wysokość powinien mieć Pałac Kultury i Nauki), ale czasami nadmiar danych zwyczajnie przytłoczy, podobnie jak beznamiętność relacji. Dla autora bardziej liczą się decyzje na najwyższym szczeblu, impulsy do działania oraz ustalenia, niż sama architektura: nie będzie zajmował się szczegółowymi opisami projektów, raczej okolicznościami, w których dochodziło do planowania. To dopisek do historii Warszawy trochę na marginesie tego, co istnieje w powszechnej wiedzy – ciekawostka z przeszłości. Drobne migawki z budowy, a do tego socrealistyczne przemówienia, wyimki z narad itp. Pokazuje autor, jak polityka wdzierała się w plany urbanistyczne, sygnalizuje też, w którym momencie Sigalin był jedynie pionkiem w grze, nie miał rzeczywistej władzy nad projektami, a mógł je tylko zatwierdzać.
Dla czytelników ta pozycja nie będzie biografią Józefa Sigalina – będzie przeglądem powojennych pomysłów na kształt miasta. Chociaż Andrzej Skalimowski nie stara się przyciągnąć odbiorców językiem narracji, udaje mu się ta sztuka dzięki zebranym wiadomościom i rzetelności (oraz dystansowi) w prezentowaniu faktów.