O książce Alicji Dużyk „Alister” wydanej przez Grupę Wydawniczą Ezooneir pisze Krystina Kajewski.
Huysmans delektuje się ucieczką Mallarmego ze świata ogólnej głupoty, pogoni za poklaskiem i blichtrem i szalejącego głupstwa, i przedstawia poetę w stanie czystym.
Dekadencja literatury bowiem, jak pisze z kolei Barth, a za nim Barthes, nie zaczęła się wczoraj. Powieść umarła, poezja nie żyje. Może zatem przynajmniej zmartwychwstaną opowiadania?
Exclus – en si tu commences
Le reel parce que vil...
Potrzebuję mężczyzn, paryskich przyjaciółek, obrazów, muzyki…
Tak mogłaby o sobie opowiedzieć Alister, tytułowe alter ego autorki zbioru opowiadań psychologicznych, Alicji Dużyk. Alicja w Krainie Czarów. Alicja po drugiej stronie lustra. Alicja przefiltrowana przez Legion nieAlicji.
Artysta to jedynie człowiek wyniesiony na wyżyny swej możliwie największej mocy, podczas gdy ja uważam, że jest jak najbardziej możliwe, by odznaczać się ludzkim temperamentem całkowicie odmiennym od temperamentu literackiego. To z Mallarme.
Wielkie nieba! To takie trudne – mówi Rimbaud swojej matce, którą nazywa Ustami Ciemności, kiedy ta zagaduje go, na co mu to całe pisanie. Tak, pisanie jest trudne. Autorka Alister zdaje sobie z tego sprawę, jak bardzo jest trudne. Czasami pisanie jest trudniejsze niż życie, zwłaszcza życiopisanie. De Musset powiada nawet, że żeby napisać książkę, trzeba coś najpierw przeżyć.
Plan zrobienia striptizu traum, jak nazywa autorka te opowieści fantastyczne, udaje się połowicznie. Ciekawe są w książce wszystkie te psychologiczne obszary, ale podjęta próba wiwisekcji traum wydaje się dopiero zaczynem czegoś głębszego. Na razie to raczej stąpanie po płomieniach niż odważny skok przez ogień, albo autorka lubi spacerować w ogniotrwałym płaszczu. W każdym razie jak na debiut jest co prawda solidnie, ale chciałoby się czegoś więcej. Czego? Ano tego, żeby spełniło się to, na czym zależało Norwidowi. Aby udało się autorce odpowiednie dać rzeczy słowo. Na razie jest to zbliżanie się, ale z lękiem, i może być lepiej, jeśli uda się doszlifować język. Odnaleźć w nim ogień.
Po pracownikach zakładu pogrzebowego przychodzi kolej na biografów; oni także formują starannie wosk. Tak samo jest z pisarzami. Te pracowite pszczoły destylują swój styl, sprawiając, że ich pióro staje się wrażliwe na najsubtelniejsze ludzkie emocje. Tak postrzegał tę pracę Flaubert.
Sartre był nie tyle specjalistą od utrwalania wizerunków, ile raczej ich nakładania. Przyglądając się portretom bohaterek autorki Alister, możemy dostrzec wosk spływający z ich twarzy, efekt nadmiernego bądź niedostatecznego ich upostaciowania.
Myślę, że Alicja Dużyk z każdą swoją następną książką, może pozostawiać na tych twarzach jeszcze więcej osobistego piętna, co cechuje prawdziwie umiejętnych pisarzy. To przecież Flaubert powiadał: Pani Bovary to ja.
Przodujący i wybitny przesiewacz i sortowacz, niezmordowany archiwista i szperacz w źródłach, pan Flaubert przybędzie być może w sukurs tej niewątpliwie utalentowanej autorce, przynosząc świadomość, że literatura to jedna z najcięższych, katorżniczych wręcz prac, i aby nie pozostała orką na ugorze, trzeba ją cierpliwie cyzelować. Niekiedy przez całe życie.
fot. okładka książki / Grupa Wydawnicza Ezooneir