Sarah Kane: Łaknąć, reżyseria Radosław B. Maciąg, Teatr Studio w Warszawie – pisze Agnieszka Supińska
Pragnę… Łaknę białego na biało-czarnym, ale moje myśli w olśniewającym technikolorze galopują – mówi w pewnym momencie postać C, rozdzierając czarną folię, która pokrywa jeden z elementów scenografii. Czy szuka pod nią odpowiedzi na niezadane na głos pytania, które od pierwszej minuty spektaklu krążą po scenie?
Przedstawienie umiejscowione jest w tak dobrze znanym nam świecie, w którym ludzie są pogubieni i odarci z filarów moralności, etyki i wartościowania. Gdzie jednostki nie wiedzą, co ze sobą zrobić – ćpają, chleją, popełniają samobójstwa, bo nie są w stanie odnaleźć klucza do wewnętrznego porządku. Pragnienie bieli i czerni parafrazuje właściwą ludziom potrzebę przejrzystego systemu praw – co jest dobre, a co złe. Nie można człowiekowi kazać, by w oderwaniu od Boga sam sobie ukształtował moralny kompas. Jak kończy się taki przymus pokazuje Sarah Kane w swoim dramacie „Łaknąć”.
Scena w kształcie kwadratu. Czwórka bohaterów akcji (w tych rolach Dominika Biernat, Tomasz Nosiński, Mateusz Smoliński, Grażyna Sobocińska) początkowo rozsiada się na krzesłach na jej przeciwstawnych krańcach, tyłem do siebie. Każdy jest pewnym elementem rozszczepienia, jak u Picassa, gdzie na pierwszy rzut oka oglądamy kompletnie niepasujące do siebie kawałki. Ich dialogi składają się jednak w całość, na uniwersalną historię współczesnego człowieka – pełną emocji, religijną, obrazoburczą, przepełnioną codziennością, potrzebami, pragnieniami. Bez aspiracji do miana arcydzieła, jednak przedstawioną na bardzo wysokim poziomie.
„Łaknąć” w interpretacji młodego reżysera Radosława B. Maciąga to spektakl polifoniczny i perfekcyjnie czysty technicznie, w którym postacie uzupełniają się, podając dialogi w pulsującym rytmie. Bardzo oszczędna przestrzeń Daniela Burena, w której właściwie można przedstawić wszystko i nic, została wykorzystana do maximum. Największym wyzwaniem „Łaknąć” jest zachowanie czytelności. Przeplatanie dialogów, które toczą się nielinearnie i nachodzą na siebie, stawia wymagania zarówno wobec twórców, jak i wobec widza. Realizatorzy Teatru Studio przedstawili publiczności spektakl przygotowany z niesamowitą precyzją. Przy tym wszystkim udało im się uniknąć teatralnego nadęcia i przeintelektualizowania.
Właściwa dla dramatów Sarah Kane narracja to żadne novum, już na początku XX wieku stosowali ją w swojej prozie Proust czy Joyce. Strumień świadomości jest pełen śmieci, małostek, obaw, zawiści. Na jego dnie, niczym perły, połyskują głębsze rozważania i tęsknoty. Każdy z nas ma w sobie piękno, które zapiera dech, oblepione najgorszym brudem. Jesteśmy sprzeczni, często szukamy ucieczki przed samym sobą, nie radzimy sobie ze swoimi wyborami i historią, więc je zagłuszamy. Choroby i psychozy to efekt złej kondycji człowieka, zawieszenia broni i dryfowania po powierzchni.
Czasem jednak biegnące myśli się wygaszają i z człowieka wychodzi czysty strumień tęsknoty. Wszystkie utwory muzyczne, spektakle, obrazy, są w jakiejś mierze emanacją tej potrzeby, miłości do Boga, choćby przez drugiego człowieka. Jednostka dąży do otulenia się w akceptacji, miłości, w bezpieczeństwie. Próbujemy to mniej lub bardziej udolnie realizować w związkach, ale świat nam w tym nie pomaga, oczekując od nas, żebyśmy byli skuteczni, szybcy, żebyśmy spełniali pewne funkcje, nie zatrzymywali się nad pytaniami o sens. Reprezentantem tego świata jest szatan, który chce nas za wszelką cenę wybić z dążenia do poznania warstwy metafizycznej, tej ponadmaterialnej. Człowiek, który nie potrafi odnaleźć drogi do transcendencji, wpada w jego ramiona. Przestaje wówczas szukać Boga.
Postacie uwięzione w pudełku sceny się jednak nie poddają. Próbują uszkodzić ruchome elementy scenografii, co można odczytywać w kategoriach walki z bezradnością, szaleństwa, ale też z próbą zmiany. Próbą bezskuteczną, ponieważ elementy wprawione w ruch nie zmieniają swojej formy, tylko kręcą się w kółko wokół własnej osi.
Szatan Kane to otaczająca nas miałka, bezmyślna codzienność bez głębi i ostrości, w której jednostka przestaje myśleć i rozmawiać o rzeczach ważnych i głębokich. Człowiek ma wprasowaną w siebie świadomość tego, że jest czymś więcej, niż krąg, w którym się znajduje, jeśli jednak filary jego moralności zostaną zniszczone, kręci się w kółko i gubi. Tak jak linia sceny więziła postacie, które krążą wokół niczym w kręgu piekielnym. Bez pomocy z zewnątrz nie są jednak w stanie uwolnić głowy z pętli swoich historii.
„Łaknąć” Teatru Studio opowiada historię zagubionej jednostki, która nie potrafi wyzwolić się z ludzkich ograniczeń. Zadaniem, które sztuka stawia przed widzem, jest próba odpowiedzenia na pytanie, dlaczego tak jest. Ci, którzy wierzą i mają w sercu Boga, znajdą drogę do wyjścia, pozostali będą wciąż kręcić się w kółko.