Recenzje

Lekarz bez pomocy

Eddy de Wind: Stacja końcowa Auschwitz. W.A.B., Warszawa 2020 – pisze Izabela Mikrut.

Na rynku wciąż pojawiają się publikacje dotyczące przeżyć obozowych. O ile jednak literatura tego typu wywoływała szok w drugiej połowie XX wieku, o tyle teraz jej wymowa coraz bardziej słabnie: kolejnych autorów nie interesuje chęć przebicia się do świadomości szerokiej grupy odbiorców, a jedynie – możliwość dania świadectwa własnych przeżyć. Książki z literatury obozowej nie będą zatem traktowane jako nośniki informacji (bo informacje przytaczane były wielokrotnie i w różnych ujęciach), a zapis prywatnych uczuć, przemyśleń i doświadczeń. Zawsze jest szansa na nową perspektywę czy na znalezienie motywu, który jeszcze zaszokuje – jednak trudno już oczekiwać, że lektury przyniosą coś odkrywczego. Eddy de Wind jest kolejnym autorem, który spisuje własną obozową relację, pokazując czytelnikom życie w Auschwitz – od momentu przybycia za druty aż po wyzwolenie (z drobnym późniejszym dopiskiem) i funkcjonuje jak dokument: pojawiają się w tomie także zdjęcia z archiwum autora czy fotografie stron pamiętnika. Autor zapisywał wrażenia tuż po wyzwoleniu obozu, ale książka dopiero teraz ogląda światło dzienne – w wydaniu nieścisłości czy informacje weryfikowane po latach zostały opatrzone przypisami, tak, by czytelnikom dostarczyć oryginalny tekst – z uwzględnieniem przekonań autora i z jego obserwacjami.

Ale Eddy de Wind nie chce pierwszoosobowej narracji. Do czytelników bezpośrednio zwraca się tylko na początku, pokazując widoki i żonę, Friedel, która znajduje się w baraku dziesiątym, części, w której przeprowadza się okrutne eksperymenty medyczne. W całej powieści woli przedstawiać przeżycia i przemyślenia Hansa, holenderskiego lekarza, który razem z żoną – Friedel – trafił do Auschwitz. Stopniowo bohater poznaje warunki obozowego życia, sprawdza, czy da się kombinować, żeby przeżyć albo uratować bliskich, czy istnieje w ogóle pole manewru przy codziennych działaniach. Rejestruje bezsensowne śmierci i cierpienia i czasami zastanawia się nad tym, co jest większym wybawieniem – praca i czepianie się najmniejszej nadziei na przetrwanie, czy ucieczka od życia. Hans bez przerwy zastanawia się, co dzieje się z Friedel: próbuje zapewnić jej jak najlepsze warunki egzystencji, opowiada o niej każdemu i bardzo tęskni. Sam ocenia własne doświadczenia, głód czy nudę (bo w obozie można się nudzić). Od czasu do czasu próbuje rozwiać wątpliwości zwykłych odbiorców – pamięta o tych, którzy za druty nie trafili, którzy nie chodzą w pocerowanych i ciągle przerabianych pasiakach, być może też myśli już przy pisaniu o przyszłych pokoleniach, którym trzeba dać świadectwo wydarzeń – odpowiada na niezadawane pytania, tłumaczy cierpliwie i komentuje to, co więźniom wydawało się już oczywiste. „Stacja końcowa Auschwitz. Moja historia z obozu” to książka, której nie da się oceniać pod kątem literackim, bo chodzi w niej o przenoszenie prawdy i prywatnego doświadczenia na temat wielkiej historii. Eddy de Wind mimo kreacji bohatera nie imponuje literackim stylem (nawet jeśli uwzględnić tłumaczenie): nie ma wyczucia puent i nie szuka też sposobów zaintrygowania czytelników. Wie, że to, co się dzieje, jest wystarczająco silne, by trafić do odbiorców, rezygnuje zatem z budowania napięcia w ramach samej narracji.

Komentarze
Udostepnij
Tags: ,