Marcin Baran: Mały skryba i wielka piramida. Harperkids, Warszawa 2020; Ewa Winnicka: Opowieść starego drzewa. Harperkids, Warszawa 2020; Mikołaj Golachowski: Darwin. Opowieść o naszej wielkiej rodzinie. Harperkids, Warszawa 2020 – pisze Izabela Mikrut.
Kolejne tomiki z cyklu Czytam sobie – na różnych poziomach serii – ukazują się w wydawnictwie Harperkids i pozwalają najmłodszym szkolić umiejętności, a czasami – stawiają wręcz wyzwania. Na poziomie drugim Marcin Skryba zabiera dzieci w egzotyczną podróż razem z Panuferem, niegdyś dzieciakiem lubiącym przygody, a obecnie – starym skrybą, który relacjonuje najlepszą historię z dzieciństwa.
„Mały skryba i wielka piramida” to tomik, który ma zachęcić dzieci do ćwiczeń lekturowych i do skupiania się na tekście. Bywa to skomplikowane, jak zwykle za sprawą sztywnych wymogów cyklu, ściśle przestrzeganych przez redakcję. Nie można tu używać głosek innych niż podstawowe, a to oznacza, że czasami karmi się maluchy niestrawnymi i nieużywanymi w normalnych okolicznościach synonimami, które mają jedynie taką zaletę, że mieszczą się w założeniach. Tu słowem-progiem, o który można się potknąć, jest „kwaterował” w znaczeniu „mieszkał”. Nie wiadomo, czy lepiej rozwijać słownictwo dzieci o wyrazy bliskoznaczne, których w codziennym użyciu na pewno nie słyszą – i przekonywać je przez to, że literatura oddala się od życia i niewarta jest uwagi, którą można poświęcić na media elektroniczne – czy też nagiąć reguły i wprowadzać słowa doskonale maluchom znane, tak, żeby oswajały się z nimi w piśmie. Na razie wydawnictwo trzyma się pierwszej drogi, chociaż niekoniecznie wychodzi na dobre czytelnikom. Przecież rzecz w tym, żeby zachęcić dzieci do czytania, a nie odstraszać niezrozumiałymi słowami – skoro ćwiczyć czytanie maluch ma samodzielnie, jaki sens wprowadzać wyrazy lub zwroty, których nie rozumie i nie zna i odbierać mu przez to zabawę z odkrywania historii? Panufer przeżywa sporo, ale jego otoczenie pełne jest skomplikowanych nazw i słów, do których trzeba się będzie przyzwyczaić. Ta książka zgrzyta od egzotyki – i być może dla części dzieci będzie to wartością. Sama fabuła jest dość prosta: mały chłopiec ukrywa się w łodzi, zasypia w swojej kryjówce i budzi się już daleko od brzegu, na szczęście opiekę nad nim przejmuje kapitan. Przyszły skryba będzie miał co opowiadać. Książka jest bardzo kolorowa, bo – jeszcze na prawach picture booka.
Z kolei trzeci poziom cyklu to już dwie prawdziwe historie. Mikołaj Golachowski zabiera się za przybliżanie biografii Karola Darwina. Córka autora interesuje się teorią ewolucji (nieco z przypadku) i rozmawia z tatą, który ma akurat skończyć książkę, więc niespecjalnie dysponuje czasem na wyjaśnienia – przez te rozmowy podsuwa niechcący pomysł na rozwinięcie opowieści, a sama wyciąga wnioski z rewelacji zasłyszanych od taty. Towarzyszą jej w rozważaniach domowe zwierzęta, których jest tu sporo, a fanów przyrody zachwyci fakt, że żółw hasa sobie we własnym tempie. Mikołaj Golachowski, chociaż przejęty koniecznością wprowadzenia biografii do czytanki dla najmłodszych, nie traci poczucia humoru. „Darwin. Opowieść o naszej wielkiej rodzinie” to dość ciekawa publikacja. Ewa Winnicka z kolei przywołuje „Opowieść starego drzewa”. W Powsinie, niezbyt daleko od najsławniejszego najstarszego dębu, rośnie sobie Hetman. Drzewo, które pamięta czasy sprzed wieków i teraz może podzielić się z czytelnikami własną historią. Narracja drzewa to dobry zabieg stylistyczny, chociaż autorka mogła pokusić się jeszcze o urozmaicanie jej i uwzględnianie informacji, których roślina – choćby i najmądrzejsza – nie zdążyłaby znaleźć, na przykład – czym są samochody (w ujęciu Hetmana mogło to być mniej ludzkie spojrzenie, na pewno zaintrygowałoby odbiorców). I Golachowski, i Winnicka piszą tak, by wzbogacać słownictwo dzieci – tym razem mogą już wykorzystywać wszystkie głoski, a co trudniejsze wyrazy są tu potrzebne – maluchy nauczą się dzięki temu zaglądania do słowniczka, który za każdym razem znajduje się na końcu książki.