O spektaklu „Zorza. Opowieści ze światła” Maliny Prześlugi w reżyserii Alicji Morawskiej-Rubczak w Teatrze Lalek Guliwer w Warszawie pisze Anna Czajkowska.
Nazwa teatr dla najnajmłodszych powstała z potrzeby dookreślenia zjawiska twórczości teatralnej dla dzieci poniżej trzeciego roku życia i w Polsce po raz pierwszy zaczęto jej używać za sprawą Zbigniewa Rudzińskiego z poznańskiego Centrum Sztuki Dziecka. W Europie koncepcja takiego spotkania z najmłodszymi jest rozpowszechniona od blisko czterdziestu lat. Twórcami ruchu są włoscy artyści związani z bolońskim teatrem La Baracca – Roberto i Valeria Frabetti. W Australii, USA i w Niemczech teatr dla niemowląt jest wręcz stałym elementem edukacyjnego programu dla maluszków. Teatr Guliwer postanowił dorzucić swój kamyczek do ciekawego nurtu w sztuce scenicznej i po raz pierwszy zaprasza dzieci poniżej trzeciego roku życia na specjalnie przygotowany dla nich spektakl „Zorza. Opowieści ze światła” autorstwa Maliny Prześlugi.
„Teatr dla najnajmłodszych to fascynująca dziedzina” – mówi reżyserka inscenizacji Alicja Morawska-Rubczak. „Wymagająca jednak ogromnej odpowiedzialności i przygotowania twórców. Przebywając z małymi ludźmi, przyglądając się ich działaniom, indywidualności zachowań, otwartości na świat, po prostu się ich uczymy”. Alicja Morawska-Rubczak jest reżyserką i scenografką, znanym krytykiem i kuratorem teatru dla dzieci, polskim specjalistą w dziedzinie teatru dla najnajmłodszych (najnajów). W 2012 roku miałam przyjemność oglądać jej spektakl „Bajowe Najnaje” w Teatrze Baj w Warszawie, adresowany do dzieci w wieku od kilku miesięcy do trzeciego roku życia. My, dorośli, często myślimy, że maluchy nie rozumieją takich wyrafinowanych pomysłów. Badania i doświadczenie pedagogów kreatywności oraz psychologów pokazują jednak, że maleńkie dzieci pojmują znacznie więcej, niż się często przyznaje.
Twórcy spektaklu „Zorza. Opowieści ze światła” traktują młodych odbiorców jak każdą inną publiczność – bardzo poważnie i z szacunkiem. Cieszy otwartość rodziców na tego rodzaju inicjatywę , co można było zauważyć w czasie trwania przedstawienia. Każde „spotkanie z zorzą” ma inny rytm, dlatego tak ważne jest podejście artystów, obecność „tu i teraz”, by „twórczo przetwarzać, a nie ograniczać ekspresji dzieci”, stymulując wyobraźnię i kreatywność. Spontaniczność maleńkich widzów, ich aktywność, która prowadzi do tworzenia i odkrywania pożytecznych nowości, łączy się z pewną opowieścią, baśniową, roziskrzoną i śpiewną. Spektakl w Teatrze Guliwer powstał z chęci pokazania dzieciom jak cenne, wyciszające, niosące spokój i ciszę jest teatralne spotkanie z naturą. I jednocześnie ciekawe, mimo owego „niedziania się”.
Przez stulecia zorza polarna była symbolem nieskończonej piękności natury i budziła zachwyt, przyciągała artystów, naukowców, podróżników, miłośników przyrody oraz wielu innych ludzi. Obecnie niewiele się zmieniło i Alicja Morawska-Rubczak, wspólnie ze scenografką Barbarą Małecką, wykorzystuje ten fakt. Inspiracją dla obu pań była też „zimowa podróż Barbary Małeckiej na daleką Północ oraz jej opowieści o bielach śniegu, zorzy i reniferach”. Fenomen, który znamy pod nazwą zorzy polarnej, to nic innego jak „świt północy”, a w 1619 roku zaobserwował i opisał zdarzenie, nadając mu łacińską nazwę Aurora Borealis sam Galileusz. Zorzę zawsze otaczały liczne wierzenia i legendy. Według mitologii nordyckiej była mostem łączący dwa światy: ludzi oraz bogów. Mieszkańcy Finlandii światła rozbłyskujące nocą nazywali lisimi ogonami. Według ich mitu, magiczny lis przebiega po nieboskłonie i zamiata ogonem, unosząc w górę leżący na ziemi śnieg. Połyskujące kryształki lodu tworzą czarodziejskie, różnokolorowe światła. Zgodnie z duńską legendą zorza pojawia się, gdy migrujące na północ łabędzie zawędrują za daleko i zamarzają w lodowych taflach czy blokach. Na próżno próbują się uwolnić, a trzepocząc skrzydłami wzbijają skrzący śnieg, który zamienia się w barwne światła i łuny. Estończycy uważali natomiast, że gdy szykuje się ślub bogów, goście weselni suną po niebie rozpędzonymi saniami. Większość tych motywów, łącznie z ławicami śledzi i uroczymi delfinami oraz panem Księżycem odnajdziemy w spektaklu.
Na malutkiej scenie Liliput przytulna historia ogarnia całą osobowość widza – zarówno sferę emocjonalną, jak i poznawczą oraz sprawczą. Wizualizacje Marii Porzyc, dźwięk, słowa piosenek i opowieści płynnie łączą się w całość. Ciekawe rozwiązanie scenograficzno-przestrzenne zapewniają bezpieczeństwo dzieciom, a rodzicom maksimum komfortu. Płyną sensoryczne doznania, spektakl pobudza zmysły poprzez kolor, kształt, dźwięk i muzykę oraz czarowne animacje. Specyficzna bliskość i otwartość aktorów na reakcje oglądających pozwala działać na siebie wzajemnie. Wyciszająca atmosfera, spokojna, niezwykła pieśń łatwo wpada w ucho, a mieniące się światło – nieodłączny element każdego spotkania z zorzą fascynuje i przyciąga uwagę dzieci. W kameralnej przestrzeni, tuż przy niewielkiej, raczej umownej scenie, aktorzy są na wyciągnięcie ręki, a małym widzom, zasiadającym na poduszkach, bardzo się to podoba. Z otwartą buzią oglądają „film”, nucą piosenki, wsłuchują się w ciszę. Przewodnikami po rozedrganej, rozświetlonej, tajemniczej krainie są Katarzyna Brzozowska i Maciej Owczarzak, którzy po zakończeniu spektaklu zapraszają wszystkich do wspólnej zabawy. Ożywione jeszcze bardziej dzieci, wraz z wprawnymi animatorami, mogą uczestniczyć w tworzeniu niepowtarzalnej, własnej budowli – wielkiego igloo. Potem dają upust swej kreatywności ucząc się tworzenia kolorów i rozmawiając z dwójką aktorów. Nieograniczona fantazja Barbary Małeckiej, przefiltrowana przez wyczucie detalu i wyrafinowany smak, czyni scenografię wyjątkową, podobnie jak kostiumy. Kompozytorka Iwona Skwarek dopasowuje muzykę do tekstu i dramaturgii, a nad wszystkim czuwa uważna i zaangażowana pani reżyser.
Zmęczone hałasem, nierzadko przestymulowane i przebodźcowane dzieci potrzebują teatralnej magii, ciszy, relaksującego spotkania z naturą i pieśnią. Spektakl „Zorza. Opowieści ze światła” z pewnością je ukoi, pomoże odnaleźć równowagę i spokój, a przy okazji przyniesie radość wspólnej zabawy.
fot. Marek Zimakiewicz