Chris Ferrie: Technologia kosmiczna dla maluchów. Media Rodzina, Poznań 2020; Chris Ferrie, Cara Florance: Fizyka jądrowa dla maluchów. Media Rodzina, Poznań 2020 – pisze Izabela Mikrut.
Na fali mody na edukację dzieci, które nie potrafią czytać, na rynku pojawiają się kolejne kartonowe serie z tematami i zagadnieniami, które do niedawna w ogóle nie były brane pod uwagę w literaturze czwartej. Dorośli, którzy liczą na wychowanie małego geniusza, mogą wybierać spośród tematów dotyczących między innymi fizyki jądrowej czy technologii kosmicznej. Oczywiście tomiki realizowane są nadal zgodnie z lekturami dla najnajów, a nie z podręcznikami akademickimi, jednak tytuły robią wrażenie i nieźle się prezentują w dziecięcych biblioteczkach. W czasach wyścigu szczurów już od żłobka mają wielkie szanse na uznanie. Na pewno warto przyjrzeć im się bliżej – choćby z racji możliwości połączenia bajki i wiedzy na poziomie szkoły ponadpodstawowej.
Chris Ferrie kieruje się do najmłodszych, także do tych, którym tomiki czytać będą rodzice. Zgodnie z twierdzeniami, że małe dzieci nie są w stanie śledzić zbyt skomplikowanych rysunków, posługuje się przede wszystkim prostymi i schematycznymi kształtami. Narrację ogranicza do jednozdaniowych nierozbudowanych komentarzy, a do tego próbuje się odwoływać do świata, który dzieci już jakoś kojarzą – technologię kosmiczną tłumaczy na przykładzie poruszającej się piłki, która to piłka niebawem nauczy się wykorzystywać opływające ją powietrze, żeby… nauczyć się fruwać i zostać częścią rakiety kosmicznej. Piłki istnieją również w książce, którą Chris Ferrie przygotowuje razem z Carą Florance – tym razem to protony i neutrony w jądrze atomu.
Nie ma w Technologii kosmicznej dla maluchów ani w Fizyce jądrowej dla maluchów żadnej fabuły: oto na pierwszym rysunku pojawia się piłka (podpisana jako piłka), a na kolejnych coś się z nią dzieje: trafia do innych piłek, działają na nią różne siły zaznaczane kolorowymi strzałkami. Dzieci poznają określenia, których ze zwykłą piłką by nie kojarzyły, dowiadują się, dlaczego samolot unosi się w powietrzu – ale nie dadzą się wciągnąć w żadną historyjkę, bo takiej tu po prostu nie ma. Chris Ferrie tak bardzo skupia się na prostym podawaniu podstaw (i to mu faktycznie dobrze wychodzi: umie bez skomplikowanych objaśnień zaprezentować i definicje, i zjawiska), że zapomina o potrzebach najmłodszych. Żeby dzieci zajęły się tajemniczą „piłką”, potrzebowałyby raczej jakiejś przygody, a nie prostych opisów. Sytuacji nie poprawia fakt, że ilustracje zostały tu ograniczone do kółek i strzałek, wiadomo, że autorzy nie zamierzają infantylizować opowieści, ale przydałoby się coś dla urozmaicenia kolejnych stron – to, co jest, niekoniecznie wystarczy dzieciom przyzwyczajonym już do przebodźcowania. Chris Ferrie daje się poznać jako autor, który potrafi uczyć fizyki – ale nie wie, jak pisać książeczki dla dzieci. I trudno mu się dziwić, bo przeszczepianie trudnych zagadnień na grunt literatury czwartej wcale nie musi skończyć się sukcesem. Trzeba nie lada wyobraźni i umiejętności, żeby przełożyć język nauki na bajkę – tu sukces może być co najwyżej połowiczny. Ale i tak ambitni rodzice na pewno zwrócą uwagę na tytuły, które wyróżniają się na półkach w księgarniach – a oto najprawdopodobniej chodziło.