Recenzje

Matka, córka i przeszłość

O spektaklu „Sonata jesienna” w reż. Grzegorza Wiśniewskiego z Teatru Narodowego w Warszawie, zaprezentowanym podczas III Kieleckiego Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego, pisze Katarzyna Wnuk.

Trzecią edycję Kieleckiego Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego zamknęła „Sonata jesienna” Teatru Narodowego w reżyserii Grzegorza Wiśniewskiego. Przeniesienie na deski teatralne jednego z największych dzieł Ingmara Bergmana to dość odważna decyzja, ale twórcy w pełni sprostali podjętemu wyzwaniu.

Charlotta, światowej sławy pianistka, przyjmuje zaproszenie niewidzianej od siedmiu lat córki i przyjeżdża na prowincjonalną szwedzką plebanię, którą Ewa zamieszkuje wraz ze swoim mężem pastorem. Z powodu niedawnej śmierci bliskiego przyjaciela kobieta przeżywa trudny okres, lecz nawet w obecności córki nie pozwala sobie na okazanie normalnych w takiej sytuacji emocji i uparcie tłumi łzy. Taką samą postawę przyjmuje w obliczu nieoczekiwanego spotkania z drugim swoim dzieckiem – niepełnosprawną umysłową Heleną, którą Ewa zabrała do siebie z sanatorium, gdzie przed laty siostra trafiła decyzją matki. Charlotta konsekwentnie chroni kreowanego przez lata wizerunku silnej i opanowanej kobiety, a jedyną drogą do wyrażenia bólu i strachu jest dla niej muzyka.

Ewa pod wieloma względami wydaje się przeciwieństwem swojej matki. Przez kilka pierwszych scen widzimy w niej skromną i spokojną kobietę, której obce są nienawiść i gniew. Wizerunek ten upada wraz z nagłym wybuchem złości, do którego dochodzi na skutek wygłoszenia przez Charlottę opinii na temat sposobu, w jaki Ewa odegrała preludium Chopina. Od tego momentu akcja zmierza nieuchronnie do konfrontacji pomiędzy córką i matką, podczas której wychodzą na jaw tłumione przez lata uczucia i niewybaczone winy, kładące się cieniem na obecnym życiu Ewy.

Trzecim bohaterem „Sonaty jesiennej” jest mąż Ewy, Wiktor. Mężczyzna pojawia się na scenie kilkakrotnie, ale ciągle pozostaje w cieniu dwóch najważniejszych postaci tej historii. Jest wspierającym partnerem, który akceptuje decyzje swojej żony, lecz nie angażuje się w konflikt pomiędzy nią a jej matką. Jego postawa w pewien sposób oddziałuje na widza, ponieważ sprawia, że łatwiej jest zachować dystans i powstrzymać się od stawania po którejkolwiek ze stron.

Na odbiór spektaklu niewątpliwy wpływ ma scenografia Mirka Kaczmarka, której sens nie ogranicza się do miejsca akcji, czyli skromnej, prowincjonalnej plebanii. Twórcy nie próbują rywalizować z filmową wersją dramatu, dlatego na scenie nie widzimy realistycznie wyglądających pomieszczeń mieszkalnych, tylko wąską, ograniczoną ścianami przestrzeń, przypominającą tekturowe pudło. Idealnie pasuje ono do przedstawionej tutaj historii rodzinnej, która pełna jest skrywanych latami sekretów, oskarżeń i żalu.

Mocną stronę „Sonaty jesiennej” stanowi również znakomite aktorstwo, szczególnie Danuty Stenki, która perfekcyjnie przechodzi pomiędzy różnymi stanami emocjonalnymi i nie traci przy tym wiarygodności.

Spektakl ten jest obowiązkową pozycją dla wszystkich wielbicieli filmu Bergmana, ale nie oznacza to, że wizytę w teatrze warto polecić wyłącznie temu gronu. Sceniczna wersja  „Sonaty jesiennej” silnie oddziałuje na emocje, zmusza do refleksji na temat rodzinnych więzi, sensu szczerych rozmów i wyrażania swoich uczuć, zwłaszcza tych trudnych. Zamiast gotowych odpowiedzi mamy tutaj wiele ważnych pytań, które pozostają w głowie jeszcze długo po opuszczeniu teatru.

Fot. Krzysztof Bieliński

Komentarze
Udostepnij
Tags: , ,