Recenzje

Między narodami

Alice Schwarzer: Moja algierska rodzina. Czarne, Wołowiec 2019 – pisze Izabela Mikrut.

Ta książka jest reportażem uczestniczącym – ale nie tomem przełomowym czy wyjaśniającym coś, o czym czytelnicy by nie wiedzieli. To prywatna opowieść autorki, która miała szansę poznać życie w rodzinie algierskiej dziennikarki – i teraz prezentuje wspomnienia związane z pobytem w jej kraju i z hierarchią w domu. Nie przynosi czytelnikom zaskoczeń, za to pozwala z bliska i bez uogólniania przyglądać się zwyczajom oraz codziennym problemom.

Alice Schwarzer jest niemiecką feministką i sam fakt przebywania w domu „w połowie drogi między tradycją a nowoczesnością” może dostarczać jej tematów do krytyki – jednak powstrzymuje się od oceniania, raczej chce, żeby czytelnicy sami wyciągali wnioski na temat życia w kraju muzułmańskim. Zaczyna się od ślubu Ghanou, siostrzeńca Dżamili. Alice przybywa na wesele i przekonuje się, jak bardzo to, do czego jest przyzwyczajona, odstaje od miejscowych standardów. Zachłannie zatem przygląda się otoczeniu i analizuje kolejne sytuacje, a przy okazji przedstawia czytelnikom zwyczaje rodziny i wprowadza ich w życie kolejnych – bardzo licznych – krewnych. Nie musi podporządkowywać się lokalnym tradycjom, może dotrzeć tam, gdzie kobiety wstępu nie mają – przynajmniej częściowo – i zdawać relację z wyciąganych wniosków. Zdarza się, że przemierza miasto i odnosi się do mijanych krajobrazów, ale czasami drobny punkt może zainspirować do opowiadania o historii kraju i o niedalekiej przeszłości, tak, żeby wyprawy nie były wyłącznie towarzyskimi zabawami, a łączyły się z edukowaniem odbiorców. Alice Schwarzer nie zamierza zarzucać czytelników opisami z podręczników do historii – wprowadza esencję informacji, zamykając ją w kilku akapitach, żeby przejść z powrotem do towarzystwa. Wie, że tym przyciągnie odbiorców. Poznaje stosunek miejscowych do meczetów (śpiewy przez głośniki rozlegają się od czwartej w nocy, chociaż oficjalnie głośników nie powinno się używać) i do islamistów, poznaje też indywidualne historie ludzi, którzy decydowali się na walkę o swoje prawa albo wpadli w kłopoty przez życie zgodnie z własnymi zasadami. Sprawdza, jak było kiedyś i porównuje z obecnym stanem, cierpliwie wysłuchuje wszystkich, którzy chcą podzielić się swoimi spostrzeżeniami i opowieściami – wie, że każdy człowiek skrywa w sobie materiał na książkę, więc pozwala nowym znajomym opowiadać, w nadziei, że wyrwie im się coś ważnego. Czasami wtrąca się w czyjeś marzenia, tłumaczy między innymi, że w Europie wcale nie żyje się łatwiej i lepiej – przynajmniej pod względem pracy i finansów. Znajdzie miejsce na opowieści o arabskich kobietach i o problemach społeczno-ekonomicznych, z jakimi borykają się miejscowi. Wszystko to prezentuje w krótkich rozdziałach gęsto przeplatanych zdjęciami – tak, że „Moja algierska rodzina” w ogóle wydaje się tomem jeszcze mniejszym (tekstowo). I chociaż autorka bardzo stara się wytłumaczyć czytelnikom codzienność w Algierii, nie jest w stanie przewidzieć zmiennej sytuacji politycznej i tego, że rzeczywistość wywróci jej analizy – tłumaczy się z tego w książce.

„Moja algierska rodzina” to tom nieco konwencjonalny, to znaczy: nie ma w nim oryginalnego pomysłu, realizacja też kojarzy się ze schematami podróżniczo-zaangażowanych opowieści. Czyta się tę książkę nieźle, ale brakuje tu powodu, dla którego w ogóle powstała: to kolejna relacja ze zderzenia kultur, feministki z Niemiec, która trafia do muzułmańskiego kraju i poznaje jego specyfikę. Nawet chwile grozy na ulicach, niespodziewane przesłuchania czy rujnowanie planów nie pozwalają do końca zaangażować się w tę relację.

Komentarze
Udostepnij
Tags: ,