Recenzje

Młynarski

O spektaklu „Misja: Młynarski” w reż. Jacka Bończyka w Teatrze Ateneum w Warszawie pisze Wiesław Kowalski.

W czasach gdy telewizja publiczna faszeruje nas ogólnorozrywkowym cyklem w postaci prezentacji głównie utworów disco-polo, warto wybrać się do warszawskiego Ateneum, by posłuchać  piosenek, w których o coś chodzi, dojrzałych myślowo i mądrych. Interpretacje trzech aktorek i pięciu aktorów zaangażowanych przez Jacka Bończyka do przedstawienia „Misja: Młynarski”, sięgają w szlachetny sposób do tradycji piosenki literackiej, takiej, nad którą można się zadumać, zmuszającej do słuchania i myślenia, a nie tylko tańczenia. Piosenki, która wnikliwie, choć nie bez dozy ostrożności  czy rezerwy próbuje obserwować naszą rzeczywistość, do tego jest niepozbawiona ironii zawartej zarówno w warstwie emocjonalnej, jak i w sferze rozumowych deliberacji, takiej, dla której ważne jest rzemiosło, określony model kultury i definiowana w tekście postawa wobec tego, co nas otacza.

„Misja: Młynarski” może się tylko pozornie wydawać pasażem osobnie śpiewanych sekwencji, albowiem łączy je wspólnota wyraziście modelowanego tonu i towarzyszącego jemu nastroju. Aktorzy Ateneum zabierają nas w podróż (kosmiczną również), by porozmawiać z widzem na różne tematy i poruszyć wiele spraw, a robią to wszyscy bez wyjątku w sposób żarliwy, z dużą dozą przejęcia i zrozumienia. Anturaż wykonywanych utworów rozmiłowanego w Hemarze Młynarskiego jest dość zróżnicowany. Znajdziemy tutaj interpretacje, które niekiedy poprzestają tylko na ilustracji samego tekstu, ale powiedzmy od razu bardzo cienkiej i smacznej, ale też po przyjacielsku kpiarskiej. Są też i takie, które mają formę od początku do końca zakomponowanego dramatyzmu, jak choćby prawdziwe miniaturki aktorskie  znakomicie, a nawet olśniewająco, niekiedy z zamierzoną parodią wykonywane przez Grzegorza Damięckiego (rewelacyjne „Po Krakowskim Przedmieściu w noc majową”), Przemysława Bluszcza („Och ty w życiu”), Bartłomieja Nowosielskiego („Ballada skandynawska”) czy Wojciecha Brzezińskiego („Nie mam jasności w temacie Marioli”).

Spektakl Jacka Bończyka, w którym sam reżyser prezentuje nieprawdopodobną wręcz aktualność i trafność sądów na temat naszych narodowych kompleksów w śpiewanych felietonach napisanych wierszem przez Wojciecha Młynarskiego, ogląda się z ogromnym zainteresowaniem, ale i z czułością. Wrażenie robią wszystkie utwory śpiewane solo, jak i te inscenizowane zespołowo. To również zasługa zawartych w scenariuszu piosenek, które nie są tak popularne jak choćby „Róbmy swoje”, „W Polskę idziemy”, „Jesteśmy na wczasach” czy „W co się bawić?”. Tych kilku tytułów oczywiście w spektaklu nie zabrakło, ale zostały pokazane w zabawnych, nieco pastiszowych obrazach podpartych świetną choreografią Ingi Pilichowskiej.

Sam pomysł muzycznej ekspedycji, eksplorującej niezmierzone rejony wszechświata, jest nie tylko próbą pozwalającą z jednej strony przyjrzeć się człowiekowi żyjącemu na ziemi obok nas, ale także odkrywaniem tajemnic, które w dziele Młynarskiego też są wciąż jeszcze do rozpoznania i wyeksponowania w całej jego oryginalności. Wstawki kosmiczne wyświetlane na bocznych telebimach wyraźnie wskazują, że Bończykowi  chodziło o coś więcej niż  tylko o zwykłą prezentację bogatego arsenału najbardziej typowych motywów i wątków z twórczości autora „Wesołego powszedniego dnia”. Imponuje trafność wyboru piosenek, które aktorkom, również dzięki efektownie stylizowanych kostiumom Anny Chadaj, pozwalają na pokazanie zróżnicowanych, odmiennych typów kobiecości, od femme fatale do tych rozdartych psychicznie czy dręczonych cierpieniem. Julia Konarska („Bohaterowie Remarque’a”), Katarzyna Ucherska („Spóźniłam się na mój ślub”) i Olga Sarzyńska próbują w każdym utworze odnaleźć własny, osobisty ton, co zaowocowało między innymi zupełnie innym od pierwowzoru wykonaniem przez ostatnią z artystek „Och, życie kocham cię nad życie” z muzyką Włodzimierza Korcza.

Fot. Bartek Warzecha

Komentarze
Udostepnij
Tags: , , , , , , , , , ,