MOJE ŻYCIE JEST ZAGROŻONE
Historia Izabeli z Pszczyny
Na początku listopada 2021 roku o śmierci Izabeli z Pszczyny dowie działa się cała Polska. Trzydziestoletnia kobieta zmarła, bo lekarze w miejscowym szpitalu zwlekali z przerwaniem ciąży, mimo całkowi tego bezwodzia, potwierdzonych wad płodu i objawów sepsy. Kobieta została uznana za pierwszą ofiarę zaostrzonej ustawy antyaborcyjnej. Jej śmierć wywołała olbrzymie protesty przeciw obecnie obowiązują cym przepisom dotyczącym aborcji pod hasłem: „Ani jednej więcej”.
Miała trzydzieści lat, męża, dziewięcioletnią córkę Maję. Razem z rodziną mieszkała w Ćwiklicach koło Pszczyny, dwudziestokilkutysięcznego miasta na Śląsku. Była współwłaścicielką salonu fryzjerskiego. Pełna energii, przebojowa, łatwo nawiązywała kontakty. Wiosną 2021 roku zaszła w ciążę. Oczekiwaną, planowaną. Bardzo chcieli mieć z mężem drugie dziecko, starali się o nie od trzech lat. W czternastym tygodniu dowiedziała się, że lekarze podejrzewają u płodu zespół Edwardsa, poważną chorobę genetyczną, i szereg innych wad rozwojowych, między innymi jedna komora serca nie działała.
– Dla Izy to był szok – opowiada mi Barbara Skrobol, szwagierka Izabeli. – Iza długo miała nadzieję, że diagnoza okaże się błędna.
Wykonywała kolejne badania genetyczne, jeździła do różnych specjalistów. W pewnym momencie dotarło do niej, że dziecko jest ciężko chore. Kiedyś zapytała mnie, czy będę z nią przy porodzie – dodaje. – Była dla mnie jak siostra, mówiłyśmy sobie wszystko, więc oczywiście zapewniłam ją, że może na mnie liczyć.
21 września 2021 roku, około ósmej rano Izabela, w dwudziestym drugim tygodniu ciąży, zgłosiła się do szpitala z powodu odejścia wód płodowych. W szpitalu pracował lekarz, który prowadził jej ciążę i był równocześnie dyrektorem placówki.
– To był świadomy, przemyślany wybór Izy, chciała mieć zapewnioną jak najlepszą opiekę – wyjaśnia Barbara Skrobol.
– Kontaktowała się z nim, kiedy była już w szpitalu? – pytam.
– Wiemy, że próbowała wielokrotnie to zrobić, niestety jej się nie udało – odpowiada Skrobol. – Ten lekarz był w szpitalu, ale nie odbierał od niej telefonów, nie odpisywał na esemesy. Bo w tamtym dniu nie był akurat lekarzem, tylko pełnił obowiązki dyrektora – dodaje gorzko.
Dzień przed zgłoszeniem się na izbę przyjęć Izabela przeżyła stresującą sytuację. Po tym, gdy jej córeczka Maja poważnie skaleczyła się w szkole, do Izabeli zadzwoniła jej nauczycielka.
– Z perspektywy czasu wydaje mi się, że to zdarzenie w największym stopniu wpłynęło na to, że przedwcześnie odeszły jej wody – mówi Barbara. – Myślę jednak, że Iza, gdy trafiła do szpitala, czuła się bezpiecznie, przecież znalazła się pod opieką lekarzy. To była silna, pewna siebie dziewczyna, która potrafiła o siebie zadbać. Dlatego od początku wiedziałam, że upominała się o pomoc, walczyła o siebie, nie czekała bezczynnie, aż ktoś zwróci na nią uwagę.
O tym, co działo się po przyjęciu pani Izabeli do szpitala, wiemy z alarmujących esemesów, które wysyłała do swoich bliskich. Rodzina nie mogła jej odwiedzić, bo panowały wówczas obostrzenia covidowe.
– Uważam, że to miało ogromne znaczenie – dodaje Barbara Skrobol. – Lekarze zachowywali się tak, jak im było wygodnie. Nikt, poza pacjentkami, nie zawracał im głowy.
Kolejność zdarzeń:
Około 8.50: pani Izabela zostaje przyjęta do szpitala w Pszczynie. Lekarze stwierdzają bezwodzie i potwierdzają prawdopodobieństwo wady płodu.
9.31: pani Izabela pisze esemesa: „Dzięki ustawie muszę leżeć i nic nie mogą zrobić”.
Minutę później dodaje: „Dziecko waży 485 gramów . Na razie dzięki ustawie aborcyjnej muszę leżeć. I nic nie mogą zrobić. Zaczekają, aż umrze lub coś się zacznie, a jeśli nie, to mogę spodziewać się sepsy. Bo przyspieszyć nie mogą, musi serce przestać bić lub coś się zacząć”.
10.13: „Nie mogą sprowokować porodu, jeśli płód żyje”, „Kości mnie bolą. Zimno mi. Dziwnie jakoś, jak na chorobę. Mogę sepsy dostać, bo już się czuję, jakby mnie choroba zbierała”.
11.34: wyniki badań. Podwyższone CRP, stan zapalny. Już wtedy pacjentka kwalifikowała się do indukcji poronienia.
11.54: rozmowa z bratem, który pyta: „Czyli dają coś, żeby poród wywołać?”. „Nie mogą” – odpowiada pani Iza. „Takie mają procedury, taka ustawa” – pisze po raz kolejny. „Baba jak inkubator” – dodaje.
Wieczorem bliscy trzydziestolatki dostali kolejne kilkanaście esemesów:
22.56: „Dali kroplówkę, bo z gorączki się trzęsłam . Dobrze, że termometr wzięłam, bo nikt nie mierzy. Miałam 39,9”. „Masakra. Jeszcze tak nie miałam”. „Tragedia. Moje życie zagrożone”.
Po godzinie 23.00 pani Izabela przestała wysyłać esemesy.
Około 1.00 w nocy, przy wysokiej gorączce i bardzo niskim ciśnieniu, Izabela dostaje paracetamol. O godzinie 4.20 – nospę i relanium.
Profesor Krzysztof Czajkowski, konsultant krajowy do spraw położnictwa i ginekologii, w opinii napisze później: „Kuriozalne jest podanie pacjentce z objawami wstrząsu relanium i leku rozkurczowego”.
Około 5.00 rano następnego dnia (22 września) lekarze dochodzą w końcu do wniosku, że życie Izabeli jest zagrożone, i decydują się indukować poród. Kobieta jest już umierająca.
Izabela umiera o 7 .39
Iza Komendołowicz – dziennikarka. Przez wiele lat związana z prasą kobiecą. Autorka setek wywiadów i reportaży oraz kilku książek: biografii Elżbiety Czyżewskiej, zatytułowanej Elka, wywiadu rzeki z Witoldem Pyrkoszem Podwójnie urodzony (wraz z Anną Grużewską) i zbioru rozmów Rozwód po polsku. Strach i nadzieje. Jej książka Ginekolodzy. Tajemnice gabinetów narobiła sporo szumu, zdobyła rzesze czytelników i stała się bestsellerem.