„Welcome Home Boys” Mumio w reżyserii Dariusz Basińskiego i Jacka Borusińskiego zaprezentowany w warszawskim Teatrze Ateneum – pisze Wiesław Kowalski.
Choć premiera „Welcome Home Boys” miała miejsce w roku 2016, trudno żeby spektaklu w reżyserii Dariusza Basińskiego i Jacka Borusińskiego nie przypomnieć z okazji trwających w warszawskim Teatrze Ateneum pokazów w ramach 21-lecia istnienia Mumio. Tym bardziej, że to zabawne do bólu przedstawienie okazuje się być wciąż żywym, autentycznym i szczerym popisem aktorów o wyjątkowej wrażliwości, nieposkromionej wyobraźni i nieograniczonych umiejętnościach improwizatorskich. W przypadku „Welcome Home Boys” udało się, jak chyba żadnemu innemu twórcy próbującemu tego typu sztuczek w teatrze, połączyć w sposób idealny rzeczywistość kina z teatrem. Humorystyczne przenikanie się tych dwóch światów to główne założenie inscenizacyjne i dwa tworzywa splecione płynnie w jedną narracyjną, surrealno-abstrakcyjno-realistyczną tkankę, momentami baśniową czy ludową, ale też chwilami na poły metafizyczną. Obydwa plany z całą swoją wielością wątków są tutaj w permanentnej interakcji i ta synchronizacja jest największym walorem tego inspirowanego kinem europejskim lat sześćdziesiątych – ale także amerykańskim – komediowego widowiska.
Kabaret Mumio wciąż imponuje tutaj umiejętnością tworzenia z najbardziej absurdalnych sytuacji, niecodziennej gry słów i skojarzeń, a także z elementów groteski niepowtarzalnego multimedialnego show, które ponad dwie godziny rozśmiesza z niebywałą siłą, budzi jednocześnie radość i nie pozwala przeponie na odpoczynek. A w przypadku tego spektaklu rzecz jest o tyle skomplikowana, że tak naprawdę zaledwie trzech aktorów (w tym jeden muzyk – instrumentalista Tomasz Drozdek też niemal nie schodzi ze sceny; tym razem Jadwiga Basińska pojawia się jedynie w rolach filmowych) stwarza na scenie całą paletę bohaterów, którzy raz są żywymi postaciami przed ekranem, by za chwilę dialogować z ich filmowymi sobowtórami. Każdy z protagonistów jest mocno okonturowany inną charakterystycznością, temperamentem i musi niemal w okamgnieniu przetransformować się w kolejną postać lub z powrotem wejść w skórę dwóch braci, Macieja i Jędrzeja, którzy rozpoczynają przedstawienie od czytania na tle kredensu testamentu pozostawionego przez pochowanego wcześniej ojca. Lektura pozostawiona w ojcowskim spadku przynosi wiele niespodzianek, z którymi bracia będą musieli się zmierzyć, chcąc odkryć tajemnicę ich matki, która doprowadzona została przez wujów do miniaturowych kształtów. Ratunkiem pozostaje odszukanie nietypowego ogórka – niekiszka. Zaskakujące w kolejne wydarzenia peregrynacje niezłomnych braci w celu wyjaśnienia wszystkich okoliczności tego, co się stało z ich rodzicielką, będą wiodły przez cały labirynt dróg i ścieżek, niekiedy niebezpiecznych, ale zawsze tak samo zabawnych i śmiesznych. Wraz z bohaterami będziemy wędrować przez przaśne czasy PRL-u (nie zabraknie saturatora) w poszukiwaniu szkoły nr 37 i profesora Sasaskiego, potem poznamy zakamarki jej korytarzy, gabinetów i sali gimnastycznej, a także samą dyrektor Popławską, będziemy świadkami warsztatów z nauczycielami, wojennych zamieszek z… zupą i łyżką w okopach , radiowego konkursu poetyckiego, by wreszcie znaleźć się w klubie, gdzie protagoniści muszą przedstawić najbardziej kompromitujące czy niestosowne opowieści, jakie ich w życiu spotkały. Ta ostatnia sekwencja dwóch monologów jest elementem poantraktowej części spektaklu, który zaczyna w pewnym momencie lekko nużyć – bez wątpienia poczynienie drobnych skrótów pozwoliłoby na utrzymywanie opadającego dramatycznego napięcia na poziomie gwarantującym dobre tempo i pulsujący rytm części pierwszej.
Najważniejsze jest jednak to, że ten swoisty kinoteatr przyprawiony przez Mumio jest wciąż na teatralnej mapie czymś zbawiennie niestereotypowym, jednocześnie nowocześnie niekonwencjonalnym i bezceremonialnym. Komizm tutaj zawarty ma wiele różnych odcieni i kolorów, bywa, że wychodzi poza samą humorystyczność w rejony dużo głębsze, a nawet wzruszające. Basiński z Borusińskim jak nikt inny potrafią balansować na tragikomicznych emocjach, które wciąż zachowują wysoce artystyczny i estetyczny wyraz, oryginalny styl, krój i formę.