Recenzje

Muzyka jest wszędzie

„Laboratorium Dźwięku” w reżyserii Ewy Piotrowskiej w Teatrze „Baj Pomorski” w Toruniu – pisze Aram Stern.

Pierwsze dni pandemicznych zaostrzeń wiosny 2020 roku uświadomiły wielu mieszkańcom miast przeszywającą ciszę, która z naddźwięcznego dotąd otoczenia wydobyła nagle najbardziej delikatne i tajemnicze odgłosy natury. Nasze miejskie przedszkolaki również poczuły ją raptownie, nie potrafiąc zidentyfikować jej nowych śladów, co owocowało często temperamentnym niepokojem. Doskonale przecież kojarzą, jak brzmią odgłosy: samochodu, pociągu, samolotu, motoru czy helikoptera, które teraz nagle zgasły (może poza sygnałem pędzących przez miasto karetek pogotowia). Dzieci wiedzą również i potrafią naśladować brzmienie innych przedmiotów: bim – bam – bom (duży dzwon), dzyń – dzyń – dzyń (mały dzwon), plim – plam – plum (kapiąca woda), bum – bom – bum (bęben), cyk – cyk – cyk (mały lub duży zegar), tik – tak – tik – tak.  Kształtując swoją świadomość fonologiczną w przymusowym zamknięciu, często również same poszukiwały dźwięków, ot choćby wylewając wodę z większej wysokości na podłogę, uderzając klockami o kieliszki mamy czy też gniotąc dokumenty z biurka taty, co zrozumiałe, wywoływało dodatkowo nader żywy oddźwięk wśród „osadzonych” z nimi w zamkniętej przestrzeni rodziców.

By nasze dzieci nie poszukiwały tylko nowych dźwięków w destrukcji, pożądanym byłoby wskazanie im nowych „instrumentów”, takich, które można stworzyć z prostych, domowych sprzętów i próbować odnaleźć w nich ten pierwszy dźwięk. Niemniej jednak nie każdemu rodzicowi wyobraźnia podpowie, jak takie „instrumenty” mają działać, stąd warto oddać się w ręce specjalistów z „Laboratorium Dźwięku” wyreżyserowanego przez Ewę Piotrowską w Teatrze „Baj Pomorski” w Toruniu. Tutaj czworo aktorów (Anna Katarzyna Chudek, Agnieszka Niezgoda, Krzysztof Grzęda i Andrzej Słowik) za pomocą obiektofonów dosłownie „wyczarowuje” dziecięcej widowni (od lat 5) MUZYKĘ. Niepokojącą, jak na teatr lalek i niewpadającą od razu w ucho, eksperymentalną i nieco odrealnioną, ale nie pozostawiającą słuchacza obojętnym.  Tak abstrakcyjną, jak czworo „laborantów” w odwróconych tyłem do przodu, białych kostiumach (scenografia Dariusz Panas), poruszających się po scenie zabawnym krokiem „pingwinim”, kłaniających po japońsku (choreografia Marta Bury) lub tańczących tak rytmicznie, że „uruchamiają” dziecięcą widownię do dynamicznych ruchów w teatralnych fotelach.

Wspomniane obiektofony to stworzone przez Wojciecha Błażejczyka (kompozytora, gitarzystę i sound designer’a) niezwykłe instrumenty „wprowadzane” co rusz na scenę przez „laborantów”, a zbudowane właśnie z przedmiotów codziennego użytku, jednak co w tym zamyśle najbardziej oczarowuje to  dźwięk wydobywany na nich przez aktorów i generowany oraz przetwarzany niemal w pełni na żywo! Tym samym obiektofony: Jajkofony, Półkofon, Terkotofon i Strunofon czy Dzwonkofony, jak choćby Gwoździofon i Miskofon oraz wszelkiej maści inne -fony, zbudowane z najróżniejszych znanych z domu dzieciom elementów, tworzą dla ich uszu nową jakość muzyki, przykuwając jednocześnie wzrok.

Spektakl – eksperyment muzyczny „Laboratorium Dźwięku” nie posiada struktury linearnej, niewiele w nim słów, zastępują je dźwięki i to one są głównymi bohaterami, każdy inny, oryginalny w swej prostocie, niezwykle brzmiący. Wszystkie nadzwyczajnie wygrane przez czworo „Bajowych” aktorów i zinterpretowane choreograficznie z mniejszym lub większym zaangażowaniem.

Wśród członków obsady niepodobna kogoś „pochwalić” bądź „zganić”. I właśnie taki stan rzeczy świadczy o sukcesie całej braci aktorskiej zaangażowanej do udziału w tym przedstawieniu. Funkcjonują oni na zasadach muzyków z orkiestry, których zadaniem jest jak najlepsze wykonanie konkretnego utworu. Nie ma tu mowy o „przepychaniu się”, próbie zawłaszczenia dla siebie uwagi widowni. Nawet Profesor-Dyrygent (Krzysztof Grzęda) pomimo tego, że stanowi punkt zapalny do rozpoczęcia i sposobu artykulacji każdego utworu, po chwili szybko dołącza do reszty zespołu i tworzy z nim integralną całość. Niełatwe zadanie kreśliło się zatem przed aktorami (zawód ich wiąże się prawdopodobnie z innymi zasadami scenicznej obecności), ale każde z nich stanęło na wysokości zadania i zasługuje na uznanie. Ich osobowość przejawia się w umiejętności zachowania pewnej anonimowości, co pozornie jest z sobą sprzeczne, ale jak możemy zaobserwować w „Laboratorium Dźwięku”, absolutnie możliwe do zrealizowania.

Szkoda tylko, że przez pandemię nasze maluchy nie mogą same wydobyć dźwięków z niezwykłych obiektofonów, tak jak to zamierzano w pierwotnej wersji, wprost z widowni ustawionej na scenie. Ten niedostatek można jednak wcielić w życie najpierw dzięki oryginalnemu, „instrumentalnemu” programowi do samego przedstawienia, a następnie już z dzieckiem w domu.


fot. Alberto Roca Macia

 

Komentarze
Udostepnij
Tags: , , , , , , , ,