Krzysztof Karpiński: Tylko smutek jest piękny. Opowieść o Mieczysławie Koszu. Wydawnictwo Literackie, Kraków 2019 – pisze Izabela Mikrut.
Krzysztof Karpiński przypomina sylwetkę Mieczysława Kosza: najpierw jego książka stała się inspiracją dla Macieja Pieprzycy, teraz tom ukazuje się na rynku wydawniczym, żeby przywołać artystę, który „nie zdążył stworzyć własnej legendy”. Mieczysław Kosz dał się poznać jako wyjątkowy talent muzyczny, pianista, jazzman i kompozytor pracujący z najlepszymi – jednak do świadomości szerokiego grona odbiorców nie trafił (stanie się to prawdopodobnie dopiero za sprawą filmu „Ikar. Legenda Mietka Kosza”, do obejrzenia jesienią 2019). Zginął tragicznie w wieku 29 lat, a jego śmierć do tej pory nie doczekała się wyjaśnienia: mogła być wynikiem nieszczęśliwego wypadku albo próbą samobójczą (co większość znajomych odrzuca). Na życiorysie Mieczysława Kosza mocno odcisnął się fakt choroby oczu, która doprowadziła do całkowitej utraty wzroku. Tego artystę teraz Karpiński przedstawia z kilku perspektyw.
Tom „Tylko smutek jest piękny. Opowieść o Mieczysławie Koszu” jest dość zróżnicowana pod kątem tempa. Na początku autor stara się przedstawić biografię swojego bohatera, podsuwa czytelnikom informacje, których ci nie znają: odtwarza pieczołowicie życiorys i jest w tych poszukiwaniach nienazwana próba odgadnięcia, co zadecydowało o śmierci. Oznacza to, że Karpiński akcentuje problemy i powody do melancholii, smutek, który zapisuje nawet w tytule tomu, pojawia się na różnych etapach życia i jest wyzwalany przez rozmaite środki. W tej części książki Mieczysław Kosz to postać obserwowana z zewnątrz: sam nie dochodzi właściwie do głosu, nie komentują też jego zachowań znajomi. Karpiński buduje biografię ze zgromadzonych dokumentów, jednak nie zależy mu na zaprezentowaniu postaci z krwi i kości, rozwija po prostu encyklopedyczną notkę. Będzie odnotowywał koncerty i przełomowe momenty, ale nie pokaże wpływu kolejnych wydarzeń na osobowość muzyka. To oglądanie z zewnątrz jest potrzebne o tyle, że nie mamy do czynienia z postacią już rozsławioną: czytelnicy otrzymają zatem informacje, które przydadzą się później.
W drugiej części tomu przechodzi Krzysztof Karpiński do charakteryzowania Kosza przez muzykę, którą ten tworzył. Tu już chętniej odwołuje się i do recenzji, i do ocen kolegów po fachu. Pokazuje, jak krytycy potrafili pisać o muzyce – uświadamia odbiorcom za pomocą słów, fragmentów recenzji, jak wyrażać to, co pozornie niewyrażalne. Słowami – cytatami – zastępuje płyty i nagrania (zresztą po lekturze do owych nagrań odbiorcy zechcą dotrzeć). Tu zaczyna się lekko pojawiać to, czego brakuje w pierwszej części książki, czyli Kosz barwny, czerpiący radość z muzykowania i realizujący swoją pasję. Wreszcie trzecia część książki opiera się na wypowiedziach jego znajomych, na konwencjonalnych wspomnieniach i na komentarzach po śmierci muzyka. Wiadomo, że to teksty w pewien sposób charakterystyczne, podporządkowane swoistym prawom, jednak ponieważ przez dłuższy czas brakuje takiego spojrzenia – mniej „wydarzeniowego” a bardziej „osobistego” – dobrze, że taka część się tu pojawia. Krzysztof Karpiński i tak nie miał łatwego zadania, w końcu nie pisze o idolu tłumów, tylko o postaci, która do szerokiej społeczności się nie przebiła. „Tylko smutek jest piękny”, tom zdobiony zdjęciami z koncertów (i nie tylko), pozwala jednak poznać ciekawą osobowość.