O recitalu fortepianowym Erica Guo inaugurującym 20. Międzynarodowym Festiwalu „Chopin i jego Europa” w Studio Koncertowym Lutosławskiego w Warszawie pisze Wiesław Kowalski.
Tegoroczny festiwal, jego jubileuszowa odsłona rozpoczęła się nie jak co roku w Sali Koncertowej Filharmonii Narodowej, a w Studio im. Lutosławskiego kameralnym recitalem Erica Guo. Pamiętając jego prezentacje podczas II Konkursu Chopinowskiego na Instrumenty Historyczne, którego został głównym laureatem, można było spodziewać się, zważywszy choćby na repertuar, że będziemy mieli okazję wysłuchać ciekawych, bo być może dojrzalszych interpretacji utworów Chopina, tym bardziej że minął niemal rok od zakończenia wspomnianego konkursu. Sądząc po owacyjnym przyjęciu licznie zgromadzonej publiczności i trzech bisach o rozczarowaniu nie może być. Urodzony w Kanadzie pianista, aktualnie studiujący pod kierunkiem Johna Perry’ego w Szkole im. Glenna Goulda przy Królewskim Konserwatorium Muzycznym w Toronto zachwycił przede wszystkim swoją ogromną wrażliwością i muzykalnością, które pozwalają mu na poszukiwanie, przy okazji z niemałą dozą budzącego sympatię wdzięku, interesujących konceptów interpretacyjnych i wyrazowych. W programie koncertu, zagranym na kopii pleyela z 1830 roku, znalazły się różne formy gatunkowe z twórczości Fryderyka Chopina: scherza, nokturny, sonaty i ballady. Podczas bisów pojawiły się jeszcze preludia i finałowy polonez z Wariacji op.2. Powiedzmy od razu, że romantyczny kompozytor podchodził do nich w sposób bardzo indywidualny, nadając im swoje piętno poprzez stosowane udoskonalenia czy przekształcenia.
Już w pierwszym utworze, a było nim Scherzo b-moll op. 31 z roku 1837, Eric Guo zachwyca zwłaszcza głębokim liryzmem w pięknych, wyrażających tęsknotę dźwiękach piano, przy czym nie gubi dynamiki zawartej w ekstatycznym ładunku emocjonalnym, dramatycznym napięciu i przeobrażaniu poszczególnych tematów. Rzeczywiście jest w tej muzyce – jak pisał Artur Hedley – coś wstrząsającego i porywającego, co Eric Guo próbuje odczytać w swojej płomiennej i młodzieńczej interpretacji. Kolejnym utworem był nieco późniejszy Nokturn H-dur op. 62, w którym bardzo ciekawie wybrzmiała zawarta w części trzeciej dzieła ornamentyka, ale też fala namiętności, która raz urzeka delikatnością, to znów staje się bardziej buntownicza, drapieżna i ekspansywna. Pierwszą część koncertu kończy Sonata h-moll op. 58 z roku 1844. W Allegro maestoso pianista zaczyna, tak jak u Chopina, dynamicznym forte, by za chwilę dotknąć tonów bardziej lirycznych, próbujących znaleźć dźwiękową egzemplifikację dla piękna prostoty i poetyckiej, momentami patetycznej żarliwości. Kolejna sekwencja emocji zawarta w Scherzo. Molto vivace jest już dużo bardziej delikatna, wspomnieniowa i refleksyjna. Taki charakter nietrudno też odnaleźć w Largo, tyle że Guo – i słusznie – nadaje dźwiękom więcej wyczulonej uwagi i jakby swoistej celebracji. W Finale. Presto non nanto pianista udanie oddaje balladowy charakter tej części, pamiętając o tym nawet wtedy, kiedy w emocjach pojawi się w sile przeżyć spory ładunek narastającej gwałtowności, szaleństwa i niepokoju.
Drugą część koncertu rozpoczyna Ballada F-dur op. 38, której powstanie przypisuje się pobytowi Fryderyka Chopina na Majorce. Rzeczywiście ten kto był w Valldemossie bez trudu odnajdzie w niektórych dźwiękach niemalże magiczną atmosferę tamtego klasztornego miejsca, które otoczone jest pięknymi górami i urzeka wciąż jeszcze – na szczęście – nie do końca oswojonymi zjawiskami natury.
Swoją pianistyczną klasę i indywidualność Eric Guo potwierdza interpretacją Mazurków z op. 59, umiejętnie rozczytując ich melodyjne, pełne ekspresji bogactwo zawarte również kontrastach i kontrapunktach. Na zakończenie usłyszeliśmy Sonatę b-moll op. 35 z roku 1839, która ponownie potwierdziła talent pianisty, potrafiącego muzyce Chopina nadać charakter tyleż poetycki, co fantazyjny i nierzadko wzruszający, zwłaszcza przy zjawiskowo brzmiących, pełnych subtelności pianach. Warto też podkreślić umiejętności pianisty do znajdowania i wychwytania kontrastów zarówno w nastroju dzieła, jak w jego poszczególnych brzmieniach. Wszystko to razem sprawia, że mamy do czynienia z artystą niezwykle muzykalnym, którego bez wątpienia jeszcze wielokrotnie usłyszymy na kolejnych edycjach warszawskiego festiwalu.
Fot. W. Grzędziński / NIFC