Sofokles „ANTYGONA” – transkrypcja tekstu Helmut Kajzar – w reż. Agnieszki Korytkowskiej w Teatrze Ateneum w Warszawie – pisze Wiesław Kowalski
W jednym z ostatnich wywiadów, w roku 1982, Helmut Kajzar, dramaturg, reżyser, krytyk, eseista i tłumacz, wyznał: „O „Antygonie” nie mogę powiedzieć, że ją napisałem, ja ją tylko transkrybowałem, przeniosłem ją na swój język, ale byłem wierny, nawet bardzo wierny Sofoklesowi”. Dodaje tylko, że nie całkiem był wierny partiom chóru, „ponieważ chóry są fragmentami tego, co naprawdę myślę na tematy zadane przez Sofoklesa. Zresztą na tematy tragedii antycznej myślę co najmniej od dwudziestu lat… to powraca cyklicznie. Dla mnie konieczne jest takie odwrócenie się ku przeszłości, ku źródłom teatru, i zastanowienie się nad tym, nie tylko nad źródłami teatru, ale w ogóle naszej myśli. Bo tam są w zalążku wszystkie późniejsze nasze myśli. To znaczy, że prawdopodobnie nasze życie się nie zmieniło”.
Czy rzeczywiście mit w dzisiejszej rzeczywistości może mieć jeszcze jakikolwiek związek z naszym życiem? I choć Agnieszka Korytkowska nie zrobiła w Teatrze Ateneum spektaklu, który by nas jakoś szczególnie porywał swoją inscenizacyjną wizją, to jednak nie jest to przedstawienie, które daje się łatwo zbagatelizować. Tym bardziej, że młodzież, z którą oglądałem już popremierowy spektakl, z niebywałym skupieniem i uwagą śledziła losy antycznych bohaterów, jakby znajdując dzisiejszą perspektywę do tego, co się wydarza na scenie. Jakby też czując, że oto poznajemy coś, co się nam objawia jako naprawdę istotne, głęboko wewnętrzne, i choć tajemnicze to jednocześnie ożywcze. A zatem odwieczne poszukiwanie prawdy, sensu narodzin, życia i śmierci będzie nam towarzyszyło podczas tego teatralnego wieczoru, choć znalezienie odpowiedzi wcale nie będzie łatwe. Ma zatem rację Joseph Campbell, kiedy mówi o mitach jako o kluczach „do duchowych możliwości ludzkiego życia”, pomagających dotrzeć do sedna ludzkiego doświadczenia.
Transkrypcja Kajzara, który oś dramatyczną pozostawił nienaruszoną, inkrustowana w Ateneum fragmentami z przekładu dzieła Sofoklesa dokonanego przez Roberta R. Chodkowskiego, pomimo różnych zagadkowych zabiegów inscenizacyjno-reżyserskich, mogących nieco zakłócać nasz odbiór, generalnie w bardzo czytelny i klarowny sposób eksplikuje wszystkie dylematy pojawiające się na styku obowiązków i powinności wobec państwa, a tym, co nakazuje nam nasza uczciwość i moralność, problemy związane z posłuszeństwem wobec władzy, a tym, co dyktuje nam poczucie solidarności czy miłości. Sam Kajzar otwarcie i wyraźnie mówił o konwencji snu – „W teatrze we śnie, rozumem, przenikamy pułapki losu, nie uciekamy, nie poddajemy się. Rozumiemy nasz los we śnie… i zawsze możemy się obudzić, aby żyć na powierzchni, poza murami zamków mitycznych przodków”. Korytkowska nie stara się – co było również ważne dla autora „Gwiazdy” – dokonać prostej rekonstrukcji antycznego mitu, ale dąży do ustawienia tekstu w szerszej perspektywie – stąd zapewne wiele tu działań również pozawerbalnych, które dopełniają próby znalezienia współczesnych ekwiwalentów scenicznych, zarówno w przestrzeni, jak i w środkach aktorskiego wyrazu. Warszawski spektakl szukając odpowiedzi na pytania: kim jest człowiek?, czym jest prawda?, dotykając tematów egzystencjalnych, stara się głównych protagonistów zademonstrować w tragicznym zawieszeniu i zagubieniu, z wszystkimi wątpliwościami, które nimi targają. Pytań, jakie się mnożą w tym labiryncie ludzkich namiętności, jest naprawdę wiele: przede wszystkim o władzę i jej pozorność, o oblicza ludzkiej natury, a także o maski, które zakładamy i które wpływają na nasz ludzki wizerunek. Muzyka Michała Jacaszka, a także ukazujące się na filmie wędrujące w różne strony po schodach, ubrane w czerń, kobiety, podsycają aurę niepokoju i narzucają rytm spektaklu, w którym pomimo ogłoszonego pokoju trwa permanentna walka na śmierć i życie. Bardzo ważną funkcję, determinującą poetykę przedstawienia, wyznaczyła Korytkowska postaci Tyrezjasza, w którego wciela się znakomicie Wojciech Brzeziński. To bez wątpienia najbardziej sugestywnie zagrana rola w tym spektaklu, pokazująca ile aktor może zawrzeć również w samym scenicznym milczeniu. Jego Tyrezjasz choć ślepy, staje się najbardziej wnikliwym obserwatorem, wciąż próbującym odnaleźć remedium na uzdrowienie chorego królestwa. Zwróciła też moją uwagę Katarzyna Ucherska jako Ismena. Może nawet bardziej niż Paulina Gałązka w roli tytułowej, choć z satysfakcją patrzyłem jak walczy z nikłością ludzkiej egzystencji, jak dąży ku wolności, szukając w niej ocalenia, i jak stara się coraz bardziej zbliżyć do dobra, piękna i prawdy. A także Maria Ciunelis jako pełen zdystansowania Koryfeusz/Przewodnik Chóru. Kreon Przemysława Bluszcza to postać też nie pozbawiona niepokoju i poruszająca, szczególnie w scenie, kiedy próbuje wskazać, kto zapracował na zaszczyty, a kto dopuścił się wiarołomstwa.
Warto się wybrać do Teatru Ateneum, by przekonać się na ile przerażająco wybrzmiewają ostatnie słowa Tyrezjasza, a także przeżyć wzruszenie towarzyszące kończącemu spektakl monologowi Danuty Nagórnej. To piękny finał przypowieści, która bierze w cudzysłów niemoc człowieka, a także całą naszą tragiczną rzeczywistość – pełną absurdów i niedorzeczności.
Fot. Bartek Warzecha
Wiesław Kowalski – aktor, pedagog, krytyk teatralny. Współpracuje m.in. z miesięcznikiem „Teatr”, z „Twoją Muzą” i „Presto”. Mieszka w Warszawie.