Recenzje

Na szybko

Sławomir Koper, Tymoteusz Pawłowski: Korepetycje z niepodległości. W.A.B., Warszawa 2018 – pisze Izabela MIkrut

Autorzy tej publikacji na początku zapowiadają, że nie będą podawać bibliografii, bo objętościowo przerosłaby książkę – a chętni bez trudu znajdą poszerzenie wiadomości. Problem w tym, że adresatami „Korepetycji z niepodległości” będzie raczej młodzież, która operowania literaturą przedmiotu jeszcze nie opanowała. Dorosłym czytelnikom ta publikacja wydać się musi zbyt skrótowa, zbyt pobieżna i w dodatku napisana jak zestaw wypracowań o wysokim stopniu uogólnienia. Konkretów tu jak na lekarstwo, wniosków tak samo. Nie ma jak dotrzeć do sedna wydarzeń, ale też nie widać związków przyczynowo-skutkowych. Rodzi się pytanie, po co powstał taki komentarz do przeszłości – niewiele stąd da się wyciągnąć. Jednak okrągła rocznica wydaje się być wystarczającym powodem wprowadzania na rynek pospiesznej i pobieżnej relacji. Nie dość, że autorzy chcą opowiedzieć o zbyt rozległym obszarze czasowym i narzekają na brak miejsca, to jeszcze sposób składania tomu sztucznie rozdmuchuje objętość: każdy rozdział zaczynający się od nowej kartki poprzedzony musi być pojedynczą reprodukcją. A że rozdziały przeważnie zapełniają tylko kilka stron, niezadrukowanych „dziur” jest wiele.

Sławomir Koper i Tymoteusz Pawłowski odnoszą się do konkretnych momentów z historii Polski. Czasami mają na nie wyraziste poglądy, które starają się forsować (jak w przypadku powstań), innym razem poprzestają na odnotowaniu ważnych wydarzeń i wybraniu z nich pojedynczych zagadnień. Nie ma w tym ani wyraźnego zamysłu kompozycyjnego (jedyne, co porządkuje książkę, to chronologia, bo nawet trzymanie się kraju autorom nie wychodzi, kiedy na przykład w dążeniach niepodległościowych sprawdzają sytuację w różnych państwach), ani przesłań. Koper i Pawłowski zachowują się, jakby mieli stworzyć całą książkę na zadany temat i rozpaczliwie szukali na nią pomysłu. Bezskutecznie, bo nawet forma nie ratuje relacji. Prowadzona narracja wypada bardzo sztywno i szkolnie – nie ma tu ani sygnałów reportażowości, ani prób dynamizowania tekstu, nie ma budzenia ciekawości ani rytmizowania narracji. Błąkają się autorzy po historii bez ładu i bez celu, nie określają odbiorcy (może przez to również tak trudno im dopasować styl do rynku). Nie stawiają sobie żadnych tez do udowodnienia, nic dziwnego, że powieść bardzo im się rozłazi. Stopień ogólności wyklucza podawanie konkretów, które mogłyby się przydać w szkole – trochę „Korepetycje z niepodległości” sprawiają wrażenie, jakby autorzy raz przeczytali podręcznik do historii i na jego podstawie, już bez odnoszenia się do innych źródeł, próbowali wytłumaczyć, jak rodziła się niepodległość i wyciągać własne wnioski.

Wiadomości tu jak na lekarstwo w porównaniu z książkami do historii, wniosków niewiele, prób syntezy właściwie żadnych. Kolejne szkice zanim się rozkręcą, muszą się skończyć, nie ma zatem miejsca na fakty i na rzetelne analizy, nikt tego nawet nie próbuje robić. Zbyt szeroko zakrojone poszukiwania tematów prowadzą autorzy, nie potrafią się zdecydować na to, o czym powinni opowiedzieć – przez to książka nabiera niepotrzebnie narracyjnego chaosu. Wydaje się w lekturze lekka, ale to dlatego, że pozbawiona jest wszystkiego, co istotne w takim temacie. Składa się ta publikacja z patosu, co pewien czas przywracanego, ale poza tym nie ma większego znaczenia, trafi do masowych odbiorców – być może, bo tematyka ów krąg zawęża. Styl oddali kolejnych potencjalnych zainteresowanych, podobnie jak unikanie konkretów. Nie da się stworzyć dobrej książki historycznej bez zakorzeniania jej narracji w faktach – a od większości faktów autorzy stronią. Niejasne kryteria doboru pozostałych też budzą wątpliwości czytelników.

Komentarze
Udostepnij
Tags: , ,