Z Agnieszką Kryst, tancerką i choreografką, o jej nowym spektaklu „Expiria”, rozmawia Wiesław Kowalski.
„Expiria”, przygotowywana w koprodukcji Nowego Teatru w Warszawie i Teatru Żeromskiego w Kielcach w ramach projektu „Poszerzanie Pola”, jak zapowiadają materiały promocyjne, ma być „studium kobiecego ciała”. Z jakiej perspektywy chce Pani na to ciało spojrzeć? Jak je opisać, badać czy może… poskromić?
Na pewno nie chcę go poskramiać! Wręcz przeciwnie, chcę pokazać jego siłę i moc nawet w najmniejszym wymiarze. Poprzez pracę z jego subtelnością i ruchem, detalicznym, często minimalnym, oraz ciągłą jego transformacyjnością, chcę ukazać jak ogromny potencjał tkwi w kobiecym ciele, i że jest on nie do zatrzymania. Nie da się ciała zawłaszczyć czy zamknąć w określonej formie. Zawsze będzie się odradzać, powstawać, brnąć do przodu, inspirować i kreować nowe możliwości.
W zapowiedziach spektaklu mówi się też o inspiracji zaczerpniętej „ze sztuk wizualnych oraz z tańca ekspresjonistycznego z pierwszej połowy XX wieku”. Jakie konkretnie zjawiska z tych dziedzin były dla Pani szczególnie aktywizujące w procesie twórczym?
Przestudiowałam dosyć sporo materiałów w trakcie przygotowań do tego spektaklu. To, co najbardziej przykuło moją uwagę, to bardzo silny dyskurs ciała toczący się w tym okresie, a w szczególności na początku lat 20. XX wieku. To moment zwrócenia się w kierunku własnego ciała, skupienia się na nim i odkrywania jego potencjału, szczególnie przez kobiety. Wyzbywały się one wyznaczonych reguł. Zrzuciły gorsety. Odeszły od tradycji tańca klasycznego. Wychodziły na otwartą przestrzeń, ruszały się, tańczyły ,ćwiczyły. Zwróciły się ku ekspresji. Pogłębiały świadomość i poczucie własnego ciała, tym samym się emancypując. Ten okres stał się dla mnie najciekawszym polem do dalszej eksploracji.
Na poziomie wizualnym szczególnie inspirujące były dla mnie m.in obrazy Edwarda Kirchnera, który bardzo często tancerki malował. Ich lekko przerysowane płynną, falującą kreską sylwetki ukazywały potencjał i zachwyt nad kobiecym ciałem. Fascynujące były również fotografie z tamtego okresu. Przedstawiały one zazwyczaj nagie kobiety, z których emanowała swoboda, radość, ekstaza i bezpretensjonalne piękno ciała. Ciało było polem do odkrywana. Znajdowania się w nim. Negocjowania jego granic.
W trakcie pracy nad spektaklem czytałam również wiersze Sebastiana Droste’a pisane dla Anity Berber – w tamtym okresie na scenie występowali razem; z punktu widzenia weimarskiego tancerza, choreografa i ekspresjonisty były to prezentacje pełne podziwu, szacunku i emocji, pochwały dla tańczącej Berber. Wyrażały wręcz pragnienie bycia nią, podziw dla jej siły i energii ciała, które było zawsze głównym bodźcem i najmocniejszym polem inspiracji.
Z zakresu tańca i choreografii jednym z najbardziej ciekawych był dla mnie koncept tzw. „Undulant body”, czyli falującego ciała, będącego symbolem nieskończonej energii i siły. Pracując właśnie z tym konceptem, poszukiwałam bardzo określonej cielesności i jakości ruchu. Rezultatem tych poszukiwań jest praktyka ruchowa, na bazie której skomponowałam cały materiał „Expirii”.
Jakimi środkami chce Pani pokazać i dotrzeć do tego, co decyduje o energii czy sile kobiecego ciała? Bardziej plastyczno-formalnymi, fizycznymi czy emocjonalnymi?
W moich pracach zawsze najważniejszy jest dla mnie ruch i cielesność. W „Expirii” bardzo istotna była dla mnie jakość ciała, będąca rezultatem pracy z wcześniej wspomnianą praktyką, która buduje i przenosi cały koncept tej pracy. W „Expirii” kobiece ciało bezustannie płynie, przemienia się, transformuje, opada i powstaje, samo ustanawia granice pomiędzy swoją abstrakcyjnością a materialnością. Jednocześnie jest szczodre, subtelnie intymne, spokojne i pewne. Jest świadome krajobrazu, w którym się znajduje i jednocześnie tego, jak na ten krajobraz wpływa. Nasyca przestrzeń, w której się porusza. I to stanowi właśnie o jego energii i jest jego siłą, która buduje określoną emocjonalność.
Kobiece ciało to też sfera intymności czy namiętności, które otwierają również kontekst erotyczny czy uczuciowy. Jak te aspekty mogą wybrzmieć na scenie, kiedy choreografię wykonuje jedna artystka?
Na pewnym etapie prób postanowiłam pracować z nagim ciałem (ono było bardzo obecne, często wręcz nierozerwalne z ruchem ekspresjonistycznym lat 20.). Wszystkie więc wymienione sfery automatycznie mogą pojawić w kontekście nagiego ciała. Nie uciekam od nich, nie przerysowuję ich, lecz subtelnie buduję intymny krajobraz poprzez zastosowaną praktykę ruchową. W „Expirii” ciało jest w ciągłym procesie. Bardzo świadomie i konsekwentnie bawi się i oscyluje pomiędzy wieloma obrazami. Te wymienione przestrzenie również mogą się pojawić, ale należą do tańczącego ciała. To Ono nad nimi panuje, Ono je tworzy i dekonfiguruje; wypełnia tworząc swój totalny wymiar. Stając się w pełni autonomiczne.
Co można poprzez ciało uwolnić, jakie jego rejony uruchomić na przykład w kontakcie z naturą… i czy również abstrakcyjne obszary są w tym przypadku do osiągnięcia?
Myślę, że tym uruchomionym czy uwolnionym rejonem staje się całe ciało, każda jego przestrzeń. A ten proces uwolnienia może się zacząć od głowy, klatki piersiowej i oddechu czy miednicy – to już jest kwestia indywidualna; tak samo i to, jak bardzo to działanie może być abstrakcyjne.
W swoich dotychczasowych pracach korzystała Pani z różnych technik, praktyk czy treningów improwizacyjno-medytacyjnych. Czy w „Expirii” będzie podobnie?
W „Expirii” korzystałam głównie z praktyk improwizacyjno-medytacyjnych. Pracowałam również z technikami tańca modern z okresu lat 20. i 30. (Doris Humphrey czy Martha Graham). Uczyłam się wybranych sekwencji, a następnie dekonstruowałam je poprzez swoją praktykę ruchową. Bawiłam się pozami z wybranych fotografii lat 20. Nadawałam im płynność, aby wprowadzić ciało w bezustannych ruch. Co do treningu, to dotyczy on tylko rozgrzewek, w trakcie których robiłam jogę z elementami baletu.
Sama prowadzi Pani warsztaty dla dzieci i dorosłych takie jak choćby „Ruch empatyczny” czy „Komponowanie ciała w czasie rzeczywistym”. Jak te doświadczenia poszerzają pani pola eksploracji w choreografiach solistycznych?
Uwielbiam prowadzić warsztaty, w trakcie których przekazuję swoją praktykę, materiał czy zainteresowania choreograficzne. Największą radość sprawia mi moment, w którym uczestnicy zaczynają mieć przyjemność z własnego poruszającego się, tańczącego ciała. Niezwykle ciekawe jest to, jak ich ciała zupełnie inaczej interpretują i pracują z przekazanymi zadaniami czy konceptami. I to jest właśnie ten nieskończony potencjał ciała! A obserwując osoby biorące udział w warsztacie, mam marzenie stworzyć z nimi choreografię grupową, opierając się o ich własny ruch i indywidualność – wiele choreografii solistycznych wzajemnie się dopełniających.
fot. Maurycy Stankiewicz