Wywiady

Nie jestem nowym Cobenem

Z Przemysławem Piotrowskim – twórcą bestsellerowej serii kryminalnej z komisarzem Igorem Brudnym – rozmawia Magda Kuydowicz.

Autor zdobył serca czytelników powieściami „Piętno”, „Sfora” i „Cheruba”, jego najnowsza powieść  „Zaraza”  miała premierę  10-go  listopada.

Co pan ostatnio czytał? Czy to był kryminał?

Obecnie czytam powieść  „Dziewięć” Mieczysława Gorzki. Świetna rzecz. Wcześniej „Sprawę prezydenta” Marka Elsberga, która co prawda kryminałem nie jest, ale to naprawdę kawał dobrej lektury. W drugim przypadku lepiej jednak ogarniać trochę sprawy światowej polityki i geopolityki, w innym przypadku można się pogubić albo po prostu nie docenić kunsztu autora.

A jaki oglądał pan film? Czy to Harry Callahan (Brudny Harry) grany przez Clinta   Eastwooda jest pana filmowym bohaterem? A inspektor Igor Brudny jego polskim, zielonogórskim naśladowcą?

Ostatnio mało oglądam, bo większość czasu zajmuje mi pisanie, ale dosłownie wczoraj wieczorem obejrzałem „Nie patrz w górę” Adama McKay. Według mnie film absolutnie wybitny, satyra na dzisiejszy świat, płytką i zakłamaną politykę, głupie i zmanipulowane społeczeństwo, dodatkowo w mistrzowskiej obsadzie, bo występują tam takie gwiazdy jak Leonardo DiCaprio, Jennifer Lawrence czy Meryl Streep.

Odnośnie drugiej części pytania, to uważam Clinta Eastwooda za świetnego aktora (a być może nawet jeszcze lepszego reżysera), ale Igor Brudny nie jest w żadnym wypadku naśladowcą stworzonej przez niego postaci Harry’ego Callahana czyli Brudnego Harry’ego. Owszem, łączy ich kilka cech, a Igor Brudny przyjął sobie takie nazwisko, głównie z racji tego, że w dzieciństwie namiętnie oglądał tę serię, ale tak naprawdę to tylko ksywka. Mojego bohatera wyróżnia przeszłość, co w ogóle wydaje się być czymś zupełnie nowym na polskim rynku kryminału. Igor Brudny jest taki, jaki jest, bo to wynika z tego, co przeżył w dzieciństwie. I kończąc – Igor Brudny to Igor Brudny i tak proszę go traktować. Podobnie jak Piotrowski to Piotrowski, a nie polski „Ktoś Tam”, bo już słyszę porównania do Nesbo, Cartera czy Cobena, co generalnie mnie śmieszy, bo ja książek akurat tych pisarzy nie czytałem.

Jak więc buduje pan postaci swoich głównych  bohaterów – Julii i Igora?  Czy mają one swoje policyjne pierwowzory, a może inspiracją są pana znajomi?

Igor i Julka nie mają swoich pierwowzorów. To postaci wymyślone od początku do końca, ale niektóre drugoplanowe już niekoniecznie, w tym słynny inspektor Romuald Czarnecki, który rzeczywiście istnieje. A jak je buduję? Intuicyjnie. Może podświadomie korzystam z jakichś klisz, ale staram się, aby moje postaci po prostu miały to „coś”. Czy mają – niech moich Czytelnicy to ocenią.

Intryga „Zarazy” jest gęsta, pełna szczegółów dotyczących prowadzonego  śledztwa, szczególnie badań śladów na miejscu zbrodni. Skąd Pan tyle wie o pracy policji, a z drugiej strony świetnie zna realia życia w przestępczym światku?

Po pierwsze, żeby napisać dobry kryminał, trzeba choć trochę znać temat. Nie da się usiąść i stworzyć czegoś dobrego z fotela (choć większość pisarzy z lepszym lub gorszym skutkiem próbuje). Owszem, można umówić się z jakimś gliną z kryminalnego i posłuchać, co ma do powiedzenia, ale to nie wszystko. Świat policji to tylko jedna strona medalu, bo aby stworzyć dobre tło historii, trzeba znać też tę drugą stronę. Pisarze to z reguły grupa ludzi na poziomie, inteligentnych, spokojnych, nie mających wiele wspólnego (zwykle nic) ze światem przestępczym. W moim przypadku wygląda to trochę inaczej, bo po pierwsze sam nie byłem do końca grzecznym chłopcem, a po drugie poznałem w życiu masę ludzi ze świata przestępczego, począwszy od kiboli, przez byłych sutenerów, skazanych za napady z bronią w ręku, po morderców. Gdzie i jak to już opowieść na zupełnie inną historię (większość z nich już zdążyła odkupić swoje winy), ale z wieloma z nich pracowałem po kilkanaście godzin na dobę, więc mogłem się nasłuchać. W pewnym sensie żyłem w tym towarzystwie, piłem z nimi wódkę, osłuchiwałem się języka, znam grypserę i wiem, jak wygląda życie w więzieniu. Przeciętny polski pisarz czy pisarka nie ma o tym zielonego pojęcia, więc trudno mu/jej oddać klimat panujący wśród ludzi z półświatka, napisane przez nich dialogi rażą sztucznością, a sceny są kompletnie oderwane od rzeczywistości. Przyznam, że to mnie trochę drażniło, gdy czytałem polskie kryminały i było jednym z powodów, dlaczego zdecydowałem się napisać swój własny. Półtora roku od debiutu „Piętna” i grubo po ponad stu tysiącach sprzedanych egzemplarzy serii z Brudnym chyba mogę nieskromnie przyznać, że moja wizja kryminału przypadła Czytelnikom i Czytelniczkom do gustu.

Jeśli natomiast chodzi o policję to też mam kilku przyjaciół, którzy ustawili się po tej sprawie barykady. Tym, który jednak dał mi najwięcej, to emerytowany już inspektor policji Roman Czarnecki, pierwowzór Romualda Czarneckiego. Wybitny policjant, który jest dla mnie bezcennym źródłem informacji, bo kiedyś sam ścigał najbardziej niebezpiecznych przestępców, w tym morderców.

 Wszystko jasne. Może dlatego także pana bohaterowie widzą świat w ponurych  barwach. A ich życie pełne jest przemocy i agresji. Nawet  miłość Igora i Julii jest smutna, trudna i naznaczona cierpieniem. Da nam pan cień nadziei na ich szczęście?

Taki jest świat Igora. Świat Igora Brudnego, gliny z pionu kryminalnego. Samo nazwisko też nie wzięło się znikąd. Z założenia miało być uniwersalne, określać nie tylko głównego bohatera, ale i cały jego świat. To nie jakiś tam kolejny komisarz o niemieckobrzmiącym nazwisku, ale nasz swojski Igor Brudny, od najmłodszych lat taplający się w tym właśnie brudzie, którego my na co dzień nie widzimy, bo funkcjonujemy w swojej radosnej bańce codziennego przyjemnego życia. Ale w klatce obok ktoś zmusza kobietę do prostytucji, gwałci ją, grozi okaleczeniem, gdzie indziej mąż codziennie leje pasem żonę, dwa bloki dalej ojciec nocami gwałci małoletniego syna, inny katuje niemowlę, a we wsi obok ktoś zarąbuje przy wódce kolegę siekierą. Może o tym ostatnim usłyszymy czasem w wiadomościach, ale o tych pomniejszych historiach prawie nigdy. Niestety, taki jest ten świat i to, że my tego nie widzimy, to nie znaczy, że on nie istnieje. Bliższy dostęp do niego mają policjanci, którzy muszą się mierzyć z takimi patologiami na co dzień, ale też rzadko o tym mówią. Igor Brudny jest takim symbolem, facetem, który od najmłodszych lat żyjąc w otoczeniu potworów, poznawszy tę prawdziwie mroczną stronę człowieczeństwa, próbuje z tym światem walczyć, choć trochę przypomina to walkę z wiatrakami. Ale zawsze to coś. Dzięki takim ludziom jak Igor Brudny, my możemy dalej żyć w swoje radosnej bańce.

 Jak pan sobie wyobraża swojego idealnego czytelnika, czytelniczkę? Są blisko czy daleko tej brudnej rzeczywistości? Myśli pan o nich i dba pisząc kolejne historie ?

Nie ma kogoś takiego. Jesteśmy tak różni, pochodzimy z tak różnych światów i cenimy tak różne wartości, że słowo idealny brzmi jak kompletne oderwane od rzeczywistości. A czy ja o nich dbam? Staram się. Staram się, aby każda moja książka była jeszcze lepsza od poprzedniej (co pewnie nie zawsze mi wychodzi), ale także inna, co nie wszystkim musi się podobać. Tak było, gdy po serii z Brudnym, napisałem „Krew z krwi”, a następnie „Matnię” – dwie zupełnie inne historie, napisane kompletnie innym stylem, wymagające innej narracji, delikatniejsze i subtelniejsze. Wiem, że nie spodobały się wszystkim, ale wiem też, że wielu odebrało je bardzo dobrze, czasem nawet osobiście. Dlatego nie zamierzam zamykać się w tylko w świecie Brudnego. Jeśli w przyszłym roku wszystko pójdzie po mojej myśli, to planuję zaskoczyć rynek literacki czymś absolutnie nowatorskim, ale więcej zdradzić nie mogę. Zobaczymy czy się uda.

 Trzymam kciuki. A z rzeczy pozytywnych to czy zdarzyło się  panu spotkać swojego czytelnika przypadkiem w metrze, na przystanku, w kawiarni, zaczytanego w powieści Piotrowskiego? Co pan wtedy poczuł?

Dwa razy. To było miłe.

Na koniec trochę prywaty – podziękowanie za ekscytującą lekturę „Zarazy”. Podróż do Łodzi i z powrotem mimo znacznych opóźnień PKP minęła mi błyskawicznie. Obawiam się, że zaraz zakupię pozostałe trzy tomy i spędzę tydzień z Igorem Brudnym. Czy taki komplement fanki kryminalnej prozy pana cieszy?

Oczywiście, że tak. Bardzo, ale to bardzo się cieszę, że miło spędziła pani ze mną czas.

Fot. Marcin Kmieciński

Komentarze
Udostepnij