Wywiady

Nie robimy spektaklu politycznego

Z aktorem Igorem Kowalunasem przed premierą „Kysia” w Teatrze Soho w Warszawie rozmawia Wiesław Kowalski

Postapokaliptyczna książka Tatjany Tołstoj, wnuczki pisarza Aleksego Tołstoja, to powieść przedstawiająca antyutopijną wizję świata, przewrotna, intrygująca, pełna fantastyki i ironii. Igor Gorzkowski napisał na jej podstawie scenariusz i Panu powierzył rolę Benedikta. Jak Pan podchodzi do takich prób przekładania tego typu powieści na język teatralny? I na ile ten typ literatury może mówić prawdę o nas samych?

– Podchodzę tak samo, jak do każdej innej roli, z takim samym zaangażowaniem. I może nawet z większą ciekawością, ponieważ Tatiana Tołstoj kreuje świat, który jest całkiem inny niż ten, w którym my żyjemy. Ludzie mentalnością cofnęli się do epoki kamienia łupanego. Choć nie sposób nie wysnuć twierdzenia, że niezależnie od świata – tego, w którym żyjemy czy postapokaliptycznej rzeczywistości stworzonej przez Tatianę Tołstoj – mechanizmy postępowania czy pragnień ludzkich są takie same. Są ludzie pragnący władzy i dominacji, są też tacy, którzy chcą zmienić świat na lepszy, ale nie wiedzą jak. Bohaterowie, w których się wcielamy, żyją w odmiennej rzeczywistości, ale mechanizmy działania i emocje mają do nas podobne. Choć topografia działań jest zupełnie inna.

W powieści może zaskakiwać wiele rzeczy, z jednej strony niezwykle charakterystyczny przez swoje ludowo-archaiczne wykoślawienia język, z drugiej bogactwo zawartych w niej zabobonów, tradycji czy legend. Co Pana podczas pierwszej lektury powieści uderzyło najbardziej? I kiedy to było, przed rozpoczęciem prób nad spektaklem, czy już w trakcie? Muszę przyznać, że początek powieści był dla mnie dość trudny do przebrnięcia. Potem już było dużo łatwiej.

– Początek powieści również i dla mnie był trudny do przebrnięcie. Trzeba naprawdę się dobrze wczytać w ten świat, żeby go pojąć i zrozumieć. Z „Kysiem” jest tak, że im dalej wchodzimy w gród Fiodoro-Kuźmiczów, im głębiej się zapuszczamy, tym łatwiej. Jeszcze dwa miesiące przed rozpoczęciem prób, kiedy dostałem scenariusz, najbardziej uderzyła mnie mentalność tych ludzi, którzy na pierwszy rzut oka są idiotami. Mają jednak swoje motywacje. Praca nad kreowaniem takich postaci jest bardzo ciekawa. Podczas prób łapałem się na tym, że jako aktor chciałem być mądrzejszy niż moja postać. A Benedikt wcale do mądrych nie należy.

Autorka pokazuje Moskwę czy też Rosję, gród Fiodoro-Kuźmiczów, po wybuchu atomowym (choć może to być również efekt jakiejś szalenie radykalnej, rewolucyjnej zmiany społecznej, która rozmontowuje instynkty obywateli i samej władzy, tutaj bezmyślnej, aroganckiej i bezwzględnej), jako osadę, w której ludzie prowadzą bardzo prostą egzystencję, do tego mają zakaz czytania. Jak Pana bohater odnajduje się w tej rzeczywistości zabobonów i kłamstwa, w świecie prymitywnych dziwolągów, wygeneratów i różnych niezwyczajnych, monstrualnych stworów? Skąd bierze się ta cała jego naiwność czy też wąskie horyzonty myślenia?

– Świat, w którym żyje Benedikt nie jest dla niego dziwny, ponieważ w takim świecie się urodził i jest jego częścią. Benedikt jest po prostu naiwny. Trudno odpowiedzieć na pytanie, dlaczego ktoś jest, jaki jest. Taki po prostu jest i już. Nie mógłby też być inny, ponieważ świat, w którym żyje jest prawie pozbawiony wzorców. Jedynym punktem odniesienia jest Fiodor Kuźmicz, stwórca i władca grodu. To persona, której zawdzięcza się wszystko.

Na ile „Kyś” w Soho będzie przedstawieniem o władzy (inaczej chyba być nie może?) i czy będzie nawiązywał do naszej aktualnej rzeczywistości? W kogo jeszcze uderzy ostrze satyry, które też jest w tej powieści bardzo widoczne? Bo że w ludzką głupotę, chamstwo czy też w biurokrację, która nawet po największej klęsce się odradza, na pewno.

– Przede wszystkim muszę zaznaczyć, że nie robimy spektaklu politycznego. Książka porusza temat władzy, a w Polsce dzisiaj jest jak jest. Interpretacja leży po stronie widza.

Jak pan, jako młody człowiek, odnajduje się w dzisiejszej rzeczywistości i czy postać Benedikta daje Panu szansę na wyrażenie własnego poglądu na temat mechanizmów polityki, a także powinności sztuki, czy jej przetrwania? Bo i ten wątek w powieści „Kyś” się pojawia.

– Benedikt ratuje starodawne księgi, ale nie z chęci ich ocalenia dla dobra kultury, tylko z pobudek czysto egoistycznych. On nic nie rozumie z tego, co czyta, jest głupcem. Jego motywacja jest prosta – szuka gotowej recepty na życie i traktuje to bardzo dosłownie. Szuka księgi, w której jest to „jak żyć” napisane – a takiej recepty przecież nie ma i nigdy nie było. Każdy pisze swoją księgę Tak samo jak i ja piszę swoją – staram się wyznawać zasady, kreować relacje oraz sytuacje, które sprawiają, że jestem szczęśliwym człowiekiem.

W powieści Tatjany Tołstoj bardzo istotny jest humor, z jakim autorka opisuje swój fantastyczny świat. Wszystkie postaci ukazane są z ogromną pasją i w dość szerokiej perspektywie. Jak z tego punktu widzenia będzie kształtowała się Pana postać?

– Na to pytanie odpowiem słowami Benedikta: „Jak kto wysoki jak tyka, to i pozium ma taki, że na samej górze wyryje! A jak karzełek, to na dole napisze! A tu pośrodku akurat dla mojego wzrostu.”

W powieści pojawiają się też aluzje do polskości. Na ile są one ważne przy realizacji tego spektaklu? Rozmawialiście Państwo na przykład podczas prób o Mrożku?

– W przypadku spektaklu, który przedstawia proces kształtowania się społeczeństwa oraz porusza tematy związane z rewolucją i mechanizmami władzy oczywiste jest, że niektóre elementy będą miały przełożenie na nasze polskie realia – ale to nie jest naszym najważniejszym czy głównym tematem. Nie tworzymy oczywistych odwołań. Staramy się być w zgodzie z literaturą, która jest bardzo aktualna i w niej odnajdujemy kontekst. A o czym rozmawialiśmy podczas pracy nad spektaklem, niech zostanie na sali prób.

Rola Benedikta to spore wyzwanie jak dla młodego człowieka tuż po szkole. Co prawda ma Pan wsparcie w dużo bardziej doświadczonych kolegach, jak choćby Janusz R. Nowicki, Bartłomiej Bobrowski czy Anna Smołowik. Jak odnalazł się Pan w nowym zespole, to Pana pierwsza praca w Teatrze Soho w Warszawie?

– Rola Benedikta jest wymagająca nie tylko dla człowieka tuż po szkole. Potrzeba dużej sprawności zarówno fizycznej, jak i intelektualnej – choć, paradoksalnie, gram głupka. Jestem bardzo wdzięczny Igorowi, że obdarzył mnie tak ogromnym zaufaniem, powierzając mi główną rolę. Bardzo cieszę się ze spotkania z takim zespołem ludzi. W szczególności z Panem Januszem R. Nowickim, który daje mi moc inspiracji. Tak, jest to mój pierwszy spektakl w Warszawie, a tym samym w Teatrze Soho, mam nadzieję, że nie ostatni.

Z jakimi marzeniami, czy oczekiwaniami, wchodzi pan do teatru już jako wykształcony artysta, niedawny absolwent wrocławskiej PWST?

– Niczego nie oczekuję, nigdy nie miałem żadnych roszczeń. Wole dawać niż brać, bo wiem, że to zawsze wraca z podwojoną siłą. Kocham życie.


Premiera „Kysia” w reż. Igora Gorzkowskiego odbyła się 27 kwietnia 2018 roku w Teatrze Soho w Warszawie.


Fot. Tomasz Słupski

Komentarze
Udostepnij
Tags: , ,