Wywiady

Nie trzeba być „takim samym”, „takim jak inni”… można być sobą

Z Aldoną Żejmo-Kudelską i Adamem Gąseckim, praktykami Teatru Zaangażowanego Społecznie, opiekunami  merytorycznymi i artystycznymi interaktywnego finału VI edycji projektu Art Generacje, rozmawia Wiesław Kowalski.

Jesteście trenerami Teatru Zaangażowanego Społecznie. Aktualnie pracujecie nad nowym projektem, którego finał ma się odbyć 14 grudnia. Jak pandemia wpłynęła na Waszą pracę i kontakty z osobami zaangażowanymi w to przedsięwzięcie?

Adam: Ogromnie wpłynęła. Na kilka tygodni przed startem stało się dla nas jasne, że w Warszawie nie ma sali, w której możemy zgromadzić w rygorze sanitarnym ponad 30 osób w jednym miejscu. Czyli samych uczestniczek i uczestników! Nie mówiąc już o widzach. I o tym, że wszelkie prognozy wskazywały, że nawet jeśli zaczniemy spotykać się na żywo, to za jakiś czas to „okno pogodowe” się zamknie. Dlatego podjęliśmy – trudną wtedy, ale wydawało się, że coraz bardziej nieuniknioną – decyzję o stworzeniu trzech mniejszych grup, które będą pracować równolegle i o podzieleniu się ich prowadzeniem. Zaczęliśmy prace na żywo, ale szybko trzeba było przenieść się na zooma. Pamiętam z tamtego czasu straszny chaos w głowie – niepewność, ile osób może się spotkać w jednej sali, wiszące nad nami groźby zmniejszania limitu tych osób, odpowiedzialność za ludzi, obawy czy sami za chwilę nie zrezygnują oraz dużo własnych pytań – artystycznych, metodycznych: co robić przy tej formie zajęć i czy ja w ogóle chcę to robić.

Nasze uczestniczki bez wyjątków wołały spotkania na żywo – wszyscy bardzo tęsknili za fizyczną obecnością i kontaktem. Ale to było jeszcze przed jesiennym zaostrzaniem rygorów. Po przeniesieniu się do sieci wyrażały radość i wręcz wdzięczność, że kontynuujemy pracę. Mimo wszelkich minusów kontaktowania się za pośrednictwem ekranów. Po tym etapie niepewności i zmian rygorów z dnia na dzień, paradoksalnie w sieci odnaleźliśmy stabilną, choć trochę przytłaczającą przystań. Pomimo, że sam bardzo źle znoszę tę formę spotkań, widzę, że ta konsekwencja działań na przekór ograniczeniom zbliża nas jako członków i członkinie grupy. Że w tej trudnej sytuacji potrafimy doceniać to, co jest możliwe i że jesteśmy sobie wdzięczni za obecność. W poprzednich edycjach też tak było, ale teraz odczuwam to mocniej. Sam fakt mniejszej liczby osób w grupach i dodatkowo w przypadku mojej grupy realizowanie indywidualnych projektów filmowych sprawił wręcz, że kontakt z poszczególnymi uczestniczkami i uczestnikami jest głębszy, bardziej zindywidualizowany. Ot, taka łyżeczka miodu w pandemicznej beczce dziegciu.

Aldona: Pandemia postawiła nas – praktyków Teatru Zaangażowanego Społecznie – w bardzo nieoczekiwanej i trudnej sytuacji. To, co do tej pory stanowiło w dużej mierze podstawę naszych działań – zaangażowanie ciała, budowanie fizycznej i emocjonalnej bliskości w grupie, na sali, stało się niemożliwe. Postawiło to przed nami pytania: jak być blisko emocjonalnie będąc fizycznie daleko? Jak „dotknąć” nie dotykając? Postawiło to przed nami metodyczne wyzwania; jak korzystać z metodologii Teatru ze społecznością pracując w tak nieoczywistych warunkach, mając przed sobą „kafelki” uczestników, zamiast ich realnej obecności. I tutaj mnie osobiście czekało wielkie zaskoczenie. Okazało się, że metody, którymi pracujemy, przy odrobinie naszej – jako prowadzących –  otwartości i elastyczności da się dość łatwo przystosować do pracy na zoomie. Nasza ludzka kreatywność naprawdę nie ma granic! Pracując na zoomie możemy tworzyć opowieści, wchodzić w rolę, improwizować w „pokojach”, odnajdywać metafory i nowe znaczenia starych symboli… Ponieważ potrzeby bliskości, kontaktu, wymiany emocjonalnej w trakcie pandemii  pogłębiły się, kreatywne sposoby pracy nagle okazały się niezwykle cenne, pozwoliły bowiem w twórczy sposób wyrazić emocje związane z nową sytuacją, umożliwiły odnalezienie języka, w którym możemy mówić, rozmawiać ze sobą o trudnej sytuacji w jakiej się znaleźliśmy. To przekształcało doświadczenie, uwalniało energię. Nieoczekiwanie też grupy prowadzone w tym czasie zyskały dodatkowy „walor” – wzajemnego wsparcia. W chaosie wydarzeń, codziennych statystyk chorych, lęku, nieprzewidywalności i braku poczucia bezpieczeństwa ten stały, cotygodniowy element – twórcza grupa, wspólna praca – dawał poczucie stabilności, oparcia i był czymś w rodzaju wytchnienia. Czasu „poza” czasem, czasu, w którym spotykamy się, by być ze sobą, wspólnie tworzyć, inspirować się, przeżywać. Hitem okazała się praca z ciałem. Siedząc całe dnie przed komputerami nasze uczestniczki łaknęły zaangażowania fizycznego, kontaktu z ciałem, relaksacji. W związku z tym część zajęć stanowiły ćwiczenia pogłębiające kontakt z ciałem, odstresowujące, odprężające. Skończyło się na tym, że w trakcie jednych z ostatnich zajęć zatańczyliśmy wszyscy twista… każdy przed swoim ekranem.

Czy łatwo jest namówić seniorów i młodzież z ośrodków wychowawczych do takich działań edukacyjnych? I jakimi metodami próbujecie te dwie grupy integrować?

Adam: My już w zasadzie od kilku lat nie namawiamy… Więcej wysiłku trzeba było włożyć w poprzednich latach w mniejszych miejscowościach – Pilzno, Dębica, Górzno. W Warszawie – jeszcze kilka lat temu. Od jakiegoś czasu nie musimy namawiać, bo wstępnych zgłoszeń przychodzi nawet kilka razy więcej, niż mogłaby pomieścić sensownie działająca grupa. Część uczestników i uczestniczek z poprzednich edycji przychodzi do kolejnej. Część wraca po kilku latach. Są takie osoby, które biorą udział nieprzerwanie od pięciu lat. Część wraca, a dodatkowo przyprowadza znajomych. I jeśli takie uczestniczki mówią na spotkaniu informacyjnym nowym osobom, żeby się nie bały, że może czekać je fantastyczna przygoda i że w kolejny etap pracy pójdą za nami w ciemno, to lepszej rekomendacji sami sobie nie wystawimy. Zbieramy owoce konsekwentnego budowania tego działania od ponad siedmiu lat. Może się trochę zagalopuję, ale to trochę jak ten przysłowiowy brytyjski trawnik – rosnący tak gęsto, bo strzyżony od stuleci.

A z tym namawianiem to bardzo złożona sprawa. Nasze działanie teatralne polega na budowaniu artystycznego komunikatu (spektaklu, instalacji, performansu) od zera, z materii, którą same uczestniczki i uczestnicy uznają za bliską sobie. Po drodze jest dużo odkryć, ale i jedna duża niewiadoma. I mam poczucie, że dopóki nie przejdziesz tego procesu jako uczestnik-twórca, dopóty nie sposób pojąć, na czym to tak naprawdę polega. W tym sensie namawianie może się odwoływać do ciekawości samego siebie, spotkania z innymi, do odkrywania w sobie uśpionych talentów, do szukania sposobu na wyrażenie siebie. To są dyspozycje w człowieku, które on musi mieć, żeby się złapać na tę przynętę. Plus oczywiście musi mieć na to czas.

Natomiast trochę inaczej przystępujemy do zbierania chętnych na pokład w MOS-ie. Tam z racji dorastania młodzieży, co roku w nasze widełki wiekowe wchodzi nowe grono młodych ludzi, a z kolei starsi opuszczają mury MOS-u. Współpracujemy z wychowawczynią, Kasią Pciak i kilkoma innymi wychowawcami. I znowu – trzem latom współpracy zawdzięczamy jej głębszy poziom. Wychowawczynie, znając młodzież na co dzień i to, co jest dla nich bliskie i im potrzebne, zachęcają na różne sposoby. Ale my też przyjechaliśmy i zrobiliśmy takie „doświadczalne warsztaty”, w których było trochę zabawy, trochę ruchu, trochę improwizacji, trochę rozmowy. Czyli próbek tego, co robimy normalnie w większych dawkach. Jeśli ktoś poczuł, że jakiś element jest mu/jej bliski – zapraszaliśmy. Fajne jest też to, że niektóre dzieciaki widziały spektakl z poprzedniego roku, który tworzyli koledzy i koleżanki. I w kolejnym roku same odważają się spróbować.

Aldona: Metody, którymi integrujemy obie grupy wywodzą się z nurtu Teatru Zaangażowanego Społecznie. Najogólniej mówiąc są to metody aktywne, angażujące uczestników przez wspólne doświadczenie i późniejszą refleksję nad nim. Podejmując wspólnie różne działania, np. tworząc pomniki harmonii i dysharmonii, angażujemy się zarówno fizycznie, emocjonalnie i intelektualnie. Wspólnie zastanawiamy się nad znaczeniami, ale nie szukamy jednego wspólnego mianownika, raczej interesuje nas różnorodność, wielość znaczeń, odniesień, kontekstów. To bardzo ważne założenie metody i nieodłączny element naszej – prowadzących –  postawy. To powoduje, że każdy może znaleźć w grupie swoje miejsce, odnaleźć się w niepowtarzalny sposób. Nie trzeba być „takim samym”, „takim jak inni”… można być sobą. A jak można być sobą, to zaraz się okazuje, że jesteśmy do siebie bardzo podobni… i wiek przestaje mieć znaczenie. Bo tak naprawdę łączy nas wszystkich – starszych czy młodszych – pewne uniwersum ludzkiego doświadczenia; kochamy, nienawidzimy, boimy się… niezależnie od tego czy mamy 13 czy 80 lat. Dobrze jest móc ze sobą o tym porozmawiać, być w dialogu. „Naszym” językiem rozmowy jest drama i teatr.

 Jak udało się Wam nakłonić starsze osoby do tego, by odpaliły zooma?

Adam: Gdy wyemigrowaliśmy do internetu, niektóre uczestniczki miały więcej godzin spędzonych na zoomie niż ja.  Dlatego, że na przykład brały udział w jakimś innym projekcie wiosną. Albo korzystały z niego na co dzień w pracy lub w szkole. A mówiąc już w całkiem serio, wszystkim nam było ciężko zasiąść przed ekranami, zamiast być w żywym kontakcie, tym fizycznym, w pełni ruchowym,  we wspólnej przestrzeni itd. Z mojej grupy dwie osoby na tym etapie zrezygnowały. Te, które zostały – jak już mówiłem wcześniej – doceniały, że została nam choć taka forma kontaktu. Jest też kwestia dostępu do komputera i internetu. Marginalna skala, ale kilka starszych uczestniczek jest tu wykluczonych. Jedna nasza stała uczestniczka przyjeżdża do naszej siedziby, zasiada przed jednym z naszych komputerów w sąsiednim pokoju i bierze udział w zajęciach. Ale kto nie ma komputera, a do tego obawia się wychodzenia z domu, niestety takiej możliwości nie ma. W tym sensie pandemia również nas pokonuje. Natomiast z czasem ta technologia staje się coraz bardziej niewidzialna. Przyzwyczajamy się.

Aldona: Tak, przyzwyczajamy się… Osobiście nie miałam poczucia, że kogokolwiek namawiam do „odpalenia” zooma. To była naturalna konsekwencja, jedyna możliwość wspólnego działania w pandemicznej rzeczywistości. Mogliśmy odpalić zooma albo… na wiele miesięcy stracić możliwość kontaktu. Zoom był mniejszym złem. Albo po prostu mniejszym dobrem. I jak się okazało – wcale nie był taki straszny. Ale rzeczywiście tutaj dla kilku osób problemem okazało się zaplecze techniczne – brak komputerów, nieumiejętność zainstalowania programu i korzystania z niego. To są bariery, z którymi do tej pory nie mieliśmy kontaktu. Nieoceniona okazała się nasza koordynatorka projektu –Kasia Błachiewicz-Koryga, która cierpliwie tłumaczyła uczestniczkom, jak np. włączyć mikrofon. I nie poddawała się. To między innymi dzięki Jej zaangażowaniu wszystkie chętne osoby mogą wziąć udział w projekcie. Kasia się po prostu nie poddała.

Tegoroczna edycja projektu Art Generacje przygotowywana jest pod hasłem Harmonia. O jaką harmonię Wam chodzi? Bo to pojęcie dość pojemne, może być rozumiane również jako tolerancyjność, spolegliwość czy symetryczność?

Adam: Hasło wyjściowe jest ogólne, tak jak i ogólne były tematy z poprzednich lat, np. czas, miłość, pamięć. To się sprawdza, gdyż odpowiedzią na pytanie, o co nam chodzi, jest odpowiedź: o to, o co chodzi uczestniczkom i uczestnikom. To oni dookreślają, co ich interesuje.

Taka uwaga metodyczna: jako reżyser, modelując formę i dramaturgię spektaklu, staram się możliwie mało ingerować w treści. Jeśli już, to najbardziej po to, by coś pogłębić, dogrzebać się konfliktu, problemu, trudności w jakiejś zbyt cukierkowej wizji. Ale czasem też powstrzymuję się, bo zdaję sobie sprawę, że w jakimś zaproponowanym obrazie scenicznym ma chodzić właśnie o marzenie.

Gdy ten projekt polegał na zbiorowym tworzeniu spektaklu, to wstępny etap indywidualnego badania tematu przez uczestników, któremu towarzyszy wymiana doświadczeń między nimi, przeradzał się w zbiorowe ucieranie wizji – to o czym chcemy opowiadać, co chcemy pokazywać, co nas porusza. W tym roku uczestniczki mojej grupy przygotowują indywidualne projekty filmowe i przez to w ogóle nie muszą znajdować wspólnego stanowiska. Natomiast słuchają wzajemnie swoich refleksji, pomysłów, odczuć i pomagają te indywidualne pomysły rozwijać. Dzięki temu mamy dużo wątków: harmonię jako równowagę w człowieku i wszechrzeczy, jako wielość sprzecznych emocji, jako przekuwanie niemożności spotkania w dostrzeżenie się, jako zgodę na cykl życia, na przemijanie, jako współistnienie z naturą.

Aldona: O jaką harmonię nam chodzi… o żadną konkretną. Chodzi nam o poszukiwanie znaczeń, jakie nadajemy harmonii. Czym ona jest dla mnie? A dla Ciebie? Czy nasze „harmonie” mają jakieś części wspólne? A może żadnych? Nie ma dobrych i złych odpowiedzi. To czasem jest wyzwaniem – w szkole uczy się nas, ze istnieje jedna właściwa odpowiedź i że „nauczyciel” ją zna… Ale u nas obowiązuje inny paradygmat. Paradygmat badacza, który szuka, bada, sprawdza, kieruje się swoją ciekawością, zadaje pytania, kwestionuje… No właśnie – czy harmonia w ogóle istnieje? A może istnieje tylko dzięki dysharmonii? Zawsze stawiamy sobie pytania i szukamy odpowiedzi. W trakcie warsztatów okazało się np. że harmonia jest, ale i jakby jej nie ma. Że znajdujemy ją w chaosie i spokoju. Że może być przeżywana jako nuda. Że jest jak beza z dżemem porzeczkowym; słodka i kwaśna zarazem… że to połączenie przeciwieństw.

Jak dużą rolę w waszych działaniach warsztatowych odgrywa improwizacja?

Adam: To jest podstawa. Ten nurt pracy stoi na improwizacji. Skoro przychodzimy do grupy ludzi tylko z ogólnie nakreślonym tematem, to właśnie dzięki improwizacjom gromadzimy składniki, które pozwalają nam coś zaobserwować, a potem złożyć to w całość. Improwizacje różnią się między sobą tym, czy uczestnicy mają chwilę na obgadanie, czy ruszają z miejsca; tym, czy nastawiamy się na formę bardziej teatralną, opartą o wchodzenie w role, gdzie postaci mają psychologię, czy raczej wychodzimy od ciała;  albo tym czy szukamy wyrażenia bardziej abstrakcyjnych treści czy nakreślamy sytuację. Osobiście lubię włączanie abstrakcyjnych eksploracji i intensywne poszukiwania ciałem, również jako aktor, ale w Art Generacjach dopasowuję się do grupy. Przykładowo, jeśli ruch ludzi blokuje, to idziemy w bardziej realistyczne przedstawianie tematów. Naturalnie, ludzie są zróżnicowani pod względem predyspozycji, zainteresowań, doświadczenia, ale również gotowości do przekroczenia czegoś w sobie. Trzeba w tym wszystkim w grupie ludzi balansować i wierzę, że nie ma jedynego dobrego rozwiązania. Wierzę też, że improwizacja ułatwia wyłączanie rozumu w sobie i dopuszcza do głosu podświadomość.

Aldona: Improwizacja jest bardzo ważna, ale zwykle zaczynamy od bardziej rozpoznawalnych i przez to łatwiejszych form pracy. Robimy dużo ćwiczeń angażujących ruch – żeby rozluźnić ciało, i zabawnych gier – aby pojawiło się uczucie rozbawienia, swobody, możliwość bycia spontanicznym/ą. Powoli wprowadzamy język teatru – zaczynając od bycia w roli, równoległego wchodzenia w postacie przez wszystkich uczestników, symultanicznych improwizacji, pomników, stop-klatek… wszystko po to, by oswoić naszych uczestników i uczestniczki z językiem dramy i teatru. Lub może raczej – pozwolić im na nowo go w sobie rozpoznać – bo przecież język teatru znamy wszyscy – każdy z nas jako dziecko bawił się w teatr; ze swobodą i radością improwizował… to tylko kwestia przypomnienia sobie, jakie to jest fajne i naturalne!

Jak bardzo musieliście zmienić techniki swojej pracy przechodząc na system online?

Adam: Dużo z zasad i wartości, o których jest mowa wcześniej, się nie zmieniło. U mnie zasadnicza zmiana jest związana z tym, że nie robimy spektaklu, tylko solowe formy filmowe. Po to, by móc je przygotować nawet w warunkach ścisłych ograniczeń w spotkaniach. Nazwałem to roboczo tworzeniem portretów filmowych i to mi podpowiedziało formy pracy już na etapie, gdy możliwe były jeszcze spotkania na żywo. Jestem szczęśliwy, że grupa przeszła te dwa spotkania. Wiedziony jakimś pośpiechem, chyba właśnie z obawy, że to bal na Titanicu i zaraz to wszystko się zamknie, wypuszczałem moje uczestniczki do śmiałych poszukiwań harmonii w ciele. Metodami pozwalającymi sięgnąć po swoje doświadczenie jako performerka, nie aktorka w roli. To by było dużo trudniejsze, gdyby wszystko zaczęło się online. Dzięki temu miałem poczucie, że przeszliśmy przez ten wrażeniowy, „podświadomy” etap i z większą lekkością myślałem o dalszej pracy w sieci. Tu jest na pewno więcej rozmowy, trudniej jest towarzyszyć ludziom w czasie pracy w grupach. Ale staraliśmy się też działać fizycznie, np. w parach, choć fizyczność partnerki mieści się wtedy w płaskim ekranie 20×30 cm. Skorzystałem też z tego, że wszyscy są w swoich domach, a w tych warunkach z kolei dużo ciekawiej można było wykonać zadanie – „zrób autoportret fotograficzny, przedstawiając bliski ci aspekt harmonii”. Zdjęcia te potem po kolei analizowaliśmy, a to pomogło uczestniczkom koncypować pomysły na filmy. Zaprosiłem tez do współpracy twórcę filmowego, Łukasza Jasiukowicza. Sam mam mocny background teatralny – aktorski i reżyserski i do pracy filmowej potrzebowałem fachowca. Łukasz ma więc duży wkład w artystyczny kształt finałowych filmów moich uczestniczek.

Aldona: W grupie, którą ja współprowadzę nie zmieniłyśmy technik pracy, a jedynie dostosowałyśmy je do formy online. Rozpoczęłyśmy pracę na tekstach literackich, co w początkowym etapie pracy było dosyć proste technicznie i organizacyjnie. Następnie wybrałyśmy trzy teksty, które stały się podstawą dla naszej dalszej – już grupowej – pracy. Poszukiwałyśmy znaczeń, sensów, własnego rozumienia postaci – uczestniczki  wchodziły w role bohaterów, pisały ich monologi wewnętrzne, improwizowały, tworzyły sceny, szukały ich kostiumów, rekwizytów… Już za chwilkę zaprezentujemy efekty naszej pracy. Czujemy się bardzo podekscytowane.

Tegoroczny finał ma się składać – jak już mówiliście – z małych form filmowych i indywidualnych mini-monodramów. Czy spoiwem poszczególnych elementów będzie sam temat czy też coś jeszcze?

Adam: Wspólna obu grupom będzie chęć nawiązania kontaktu z widownią. Jesteśmy jeszcze w trakcie ustalania, co to dokładnie będzie, więc pozostaje nam zaprosić na pokaz i się przekonać. Moja grupa ma dziesięć filmów. Bardzo różnych. W momencie przeprowadzania wywiadu jestem przed spotkaniem z grupą, w czasie którego zastanowimy się, w jaki sposób je ze sobą powiązać i „zaczepić widownię”.

Aldona: W naszej grupie pomysł na pokazy zmienił się – zdecydowałyśmy się na przygotowanie scen. Być może jest to też konsekwencja coraz większego zaufania do „teatru na zoomie”, zaufania,  że taki teatr też może być wartościowy i poruszający. Inspiracją do naszej prezentacji będą trzy teksty literackie. Inspirując się tekstami uczestniczki stworzyły trzy krótkie sceny odnoszące się do tematyki harmonii i dysharmonii. Teksty te są bardzo różne, więc i rozumienie harmonii nie będzie jednolite. Bardzo się z tego cieszę, bo to pokazuje twórczy proces, przez który przechodzimy. Z całą pewnością ważna będzie dla nas widownia – naszych widzów także będziemy chciały zapytać o harmonię…

Powiedzcie gdzie będzie można Wasz finałowy pokaz zobaczyć?

Aldona: Oczywiście na zoomie. Wystarczy wysłać maila na adres artgeneracje@dramaway.pl. W dniu prezentacji czyli 14 grudnia wyślemy link do spotkania na zoomie. Na pokaz zapraszamy o godzinie 18:00.


Fot. Dorota Sobolewska i Sylwia Zawadzka

Komentarze
Udostepnij
Tags: , ,