Recenzje

Niekonwencjonalne konwencje

O spektaklu MACBETT Teatru Papahema w Chorzowskim Teatrze Ogrodowym pisze Wojtek Boruszka.

Niewątpliwą i jedną z największych zalet adaptacji teatralnych różnych tekstów jest właściwie nieograniczona możliwość umiejscowienia akcji i bohaterów w dowolnym miejscu i czasie. Jedynym ograniczeniem w tym wypadku zdaje się być jedynie wyobraźnia reżysera i scenografów oraz możliwości techniczne czy przestrzenne. Dzięki temu, przykładowo, akcja Poskromienia złośnicy toczy się we Włoszech, ale już Wesele Wyspiańskiego w Irlandii Północnej (oba przedstawienia zrealizowano na deskach Teatru Śląskiego). Dlaczego zatem akcja Makbeta aka Macbetta nie mogłaby się toczyć na… polu golfowym?

Teatr Papahema przyzwyczaił widzów do niebanalnych rozwiązań scenicznych, sięgając przy tym do ciekawych tekstów. Pokazana rok temu w Sztygarce Skłodowska. Radium Girl zachwyciła widzów zarówno pod kątem aktorskim, jak również scenograficznym. Nie da się także nie wspomnieć o bardzo dobrej adaptacji Alicji po drugiej stronie lustra. Nic dziwnego: kiedy spotyka się grupa entuzjastów, chcących robić to, na co mają sceniczną ochotę, lubią się nawzajem i nikt im niczego nie nakazuje, to przepis na sukces.

Macbett jako wariacja na temat Makbeta przygotowana przez przedstawiciela teatru absurdu, Ionesco, jest już w pełni dojrzałym tekstem, wszakże autor napisał go 47 lat temu. To właśnie zabawa konwencją i absurdem jest głównym wyznacznikiem spektaklu w wykonaniu artystów białostockiego Teatru (tym razem w rozszerzonym składzie). Główny przekaz spektaklu: ukazanie żądzy władzy, mechanizmów psychologicznych, które tym zjawiskiem kierują, został w pełni uwidoczniony. Wydarzyło się to na wielu płaszczyznach, ponieważ wspomniana zabawa konwencją doprowadziła do zmieszania wielu teatralnych stylów i czasów, od teatru lalek i cieni, przez czasy przeszłe i obecne. Całość stanowi spójny, choć momentami zmuszający do głębszego zastanowienia się przekaz.

Bez wątpienia całej piątce aktorów należą się brawa za przygotowanie swoich postaci. Helena Radzikowska zachwyca lekkością i urokiem. Reżyser postawił przed nią wysoko poprzeczkę. Zarówno postać femme fatale, jak również fragmenty komediowe zostały wykonane z najwyższą starannością. Katarzyna Pietruska wraz z przebiegiem spektaklu umacnia swoją pozycję, aż w końcu przechodzi totalną metamorfozę, stawiając kropkę nad i tuż przed opadnięciem kurtyny. Paweł Rutkowski wraz z Mateuszem Trzmielem stanowią zgrany tandem, będący siłą napędową spektaklu. Obaj aktorzy zbudowali rzetelnie swoje postaci, prowadząc widzów po ścieżkach psychologicznej analizy. Rafał Pietrzak kupił widzów jako nieco bojaźliwy król, próżny i chowający się w swoim zamku (w spektaklu to wzgórze na polu golfowym, z klapą).

Warto także zwrócić uwagę na świetnie dobraną ścieżkę dźwiękową (początek spektaklu wprowadza niesamowitą atmosferę) i bardzo przemyślane rozwiązania sceniczne. Nie polecam widzom oglądania spektaklu „na głodniaka”, gdyż zapach grillowanego mięsa rozchodził się po całej sali, powodując burczenie w brzuchach.

Macbett nie jest łatwym spektaklem, pomimo tego że obraca się w absurdzie. Ten rodzaj teatru wymaga od widza sporo uwagi i wyłapywania smaczków. To teatralna wyższa liga, wyróżniająca się na tle wątpliwej jakości fars,  z którymi mamy co raz częściej do czynienia.


Fot. Radek Ragan


Tekst pochodzi z gazety festiwalowej Chorzowskiego Teatru Ogrodowego „Sztajgerowy Cajtung”

Komentarze
Udostepnij
Tags: , , , ,