„Plastusiowy pamiętnik” w reż. Edyty Januszewskiej w Teatrze Dormana w Będzinie – pisze Wiesław Kowalski
„Plastusiowy pamiętnik” Marii Kownackiej staje się ostatnio dla reżyserów ciekawym przyczynkiem do tego, by powrócić w teatrze do krainy naszego dzieciństwa. Tak było choćby w przypadku niedawnych realizacji Leny Frankiewicz w Teatrze Polskim w Bydgoszczy czy Lecha Chojnackiego w warszawskim Baju. Podobnym tropem poszła w swoim scenariuszu Edyta Januszewska, która przygotowała spektakl w planie żywym i lalkowym z młodymi aktorami Teatru Dormana w Będzinie. Przedstawienie spójne, wyraziste, klarowne, świeże duchem i bez poszukiwania adaptacyjno-inscenizacyjnych rozwiązań czysto efekciarskich czy nastawionych na łatwy poklask.
Książka znanej pisarki, autorki powieści, sztuk scenicznych i słuchowisk radiowych dla dzieci, towarzyszy młodym czytelnikom jako pełne wydanie od roku 1936. Na początku lat osiemdziesiątych dużą popularnością cieszył się serial animowany przygotowany przez Zofię Ołdak, a potem wydane na kasecie i płycie nagranie w formie muzycznej bajki – w postać Plastusia wcieliła się Irena Kwiatkowska, a Długopisem był Wiktor Zborowski.
Edyta Januszewska, absolwentka Akademii Teatralnej w Białymstoku, zaprosiła do współpracy w Będzinie równie młodych i obiecujących twórców – Ludmiłę Bubanovą (nagradzaną już za projekty scenograficzne i kostiumowe) i Olgę Ryl-Krystianowską, która, jak się okazuje, jest nie tylko utalentowaną aktorką (pracuje w Teatrze Lalka w Warszawie), ale nie mniej uzdolnioną projektantką lalek. Wszystkie realizatorki postawiły na prostotę zastosowanych środków teatralnych i dużą dbałość o estetykę stonowanej w barwach warstwy plastycznej. Scena została wyraźnie podzielona na dwa plany – przestrzeń lekcyjna będzie współistnieć z mikroświatem zamykającego i otwierającego się piórnika. Po prawej stronie widzimy elementy szkolnej klasy – tablicę, przy której zapisuje tematy nauczycielka i ławki, w których zasiądą uczniowie. Po lewej zaś odsłoni swoje wnętrze piórnik dziewczynki, zamieszkiwany przez Pióro, Gumkę, Ołówek, Temperówkę i Linijkę. W tej przestrzeni pojawi się też trudny do pokonania Kleks. Ci sami aktorzy będą obsługiwać dwa plany akcji. I w obydwu będą z równym powodzeniem radzić zarówno w warstwie zabawowej, jak i plastyczno-animacyjnej. Katarzyna Bała będzie zakłopotaną zaginięciem Plastusia, pełną troski Tosią i nieuważnym Piórem, Joanna Rząp uprzykrzającą klasowe życie Zosią i komicznie walczącą z Kleksem, upartą Gumką-Myszką, Ewa Zawada raczej poważną i zdystansowaną Nauczycielką oraz uroczym, rozbrajająco bezbronnym Plastusiem za parawanem, Rafał Pietrzak niesfornym Bronkiem, Kleksem, Temperówką i Linijką, a Stefan Szulc wciąż strofowanym przez Bronka kolegą ze szkolnej ławki i wzruszającym, skorym do wysiłku i poświęcenia Ołówkiem. Opowiadana historia (dorośli mogą w niej znaleźć delikatne nawiązania do relacji determinujących ich udział i rolę w naszej rzeczywistości), rysowana wyrazistą kreską w sekwencjach szkolnych i dużą dozą zabawnej plastyczności w planie lalkowym, bardzo szybko zyskuje uwagę dzieci, które z dużą dozą emocji pomagają zabawnie nieporadnej piórnikowej bandzie w odnalezieniu zaginionego Plastusia. Widać, że między młodymi aktorami a dziećmi rodzi się szczególny rodzaj wspólnoty, co jest zasługą atmosfery, jaką udaje się stworzyć wszystkim wykonawcom. Sporo da się odnaleźć w tym przedstawieniu elementów o charakterze wychowawczym, jak choćby wtedy, kiedy na lekcji pada w zapisanym na tablicy temacie słowo „szacunek”. Tyle że są one eksponowane w sposób nie nachalny, a raczej dyskretny – Januszewskiej zdecydowanie bardziej zależy na znalezieniu w tej historii tego, co może być nośnikiem uniwersalności tekstu, a nie na poszukiwaniu, snuciu czy wydobywaniu aluzji czy odwołań natury społeczno-politycznej. Bo i takowe zabiegi łatwo by było dzisiaj na tekście Kownackiej przeprowadzić. W będzińskim spektaklu chodzi głównie o wyeksponowanie tych wartości, które w walce z przeciwnościami losu zawsze będą godne pielęgnowania, pozostaną ponadczasowe i niezniszczalne. Realizacja Januszewskiej jest doskonałym dowodem na to, że przygody ludzikowej figurki, stworzonej z plasteliny, wciąż są bajkową przypowieścią ekscytującą młodych widzów, a ich rodzicom i wychowawcom mogą dostarczyć doskonałego materiału do podjęcia dyskusji nie tylko na temat pojęć, które już wyszły lub wychodzą z użycia, takich jak kałamarz, atrament czy stalówka, ale przede wszystkim na temat przyjaźni, która powinna być manifestacją dobroci, odwagi, lojalności i prawdomówności, a nie kłamstwa i zazdrości.
Z planem żywym i lalkowym zsynchronizowana jest idealnie muzyka Ignacego Zalewskiego, która najczęściej jest elementem towarzyszącym scenicznym wydarzeniom, ale też bywa, że sama te wydarzenia wywołuje. To powoduje, że rytm spektaklu przebiega bezkolizyjnie, a obydwie narracje wzajemnie się uzupełniają i dopełniają.
A zatem powstało w Będzinie przedstawienie na pewno warte obejrzenia i zapamiętania, które opowiada w bardzo przystępny, czytelny i prosty sposób o perypetiach związanych z początkami szkolnej edukacji – szczególnie te pokazane z punktu widzenia lokatorów piórnika są dla dzieci najbardziej atrakcyjne. A dla mnie był to przede wszystkim nostalgiczny powrót do wspomnień z dzieciństwa – złamanych stalówek, delikatnych bibuł, złośliwych atramentowych kleksów i obsadek maczanych w kałamarzu.
Fot.: Julita Pasikowska
Wiesław Kowalski – aktor, pedagog, krytyk teatralny. Współpracuje m.in. z miesięcznikiem „Teatr”, z „Twoją Muzą” i „Presto”. Mieszka w Warszawie.