O wystawie „Bez mistrza, bez pana. Ruchomy obraz i feministyczne tworzenie światów” w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie pisze Katarzyna Harłacz.
W Muzeum nad Wisłą, oddziale Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, od 12 maja do 16 lipca trwa wystawa, prezentująca feministyczne kino, która jednocześnie jest częścią międzynarodowej wystawy organizowanej przez Haus der Kulturen der Welt (narodowego centrum kultury w Berlinie).
Wiele jest ostatnio działalności artystycznej poruszającej tematykę feminizmu. Można czasami przez to mieć wrażenie, że jest tego za dużo, że kobieca energia ingeruje obecnie w życie wszystkich. Ale zapominamy, że patriarchat, niewidzenie i nieszanowanie kobiecości, towarzyszy nam od tysiącleci – w życiu, pracy, nauce; także główne religie są nim przesiąknięte (choć jednocześnie istnieją kultury czy też pojedyncze przypadki, w których dominuje matriarchat). Obecnie jest czas równoważenia obu tych podstawowych energii życia. Ale żeby przełamać długotrwały schemat myślenia, czasem trzeba mocnego krzyku i podejmowania wielu prób.
Filmy na wystawie w Muzeum Sztuki Nowoczesnej pochodzą z różnych części świata i dotyczą różnych kultur, tworzone były na przestrzeni wielu lat, głównie od 60. do 90. XX wieku – w latach, w których tak wiele się działo na arenie politycznej i społecznej.
Prezentowane prace zawierają szeroki zakres form, od filmu dokumentalnego, edukacyjnego, reportażu, po film eksperymentalny, sztukę wideo itp. Mimo różnorodnej formy i sposobu wyrażania podejmowanego tematu, ich wspólnym mianownikiem jest społeczne zaangażowanie i potrzeba walki o lepsze jutro dla wszystkich.
Jednocześnie twórczość wyrażona została bardzo różnorodną estetyką, pokazana z różnych perspektyw i w różnych konwencjach. Niektóre filmy pełne są naturalności i prostoty (a czasami wręcz brutalności) wypowiedzi, niektóre estetyczne, subtelne w wyrazie, łagodnie nakłaniają do refleksji. Są też zabawne w formie miniprzedstawienia, animacje, oraz filmy-performanse, używające jako języka jedynie symboliki.
Podejmowana problematyka jest zróżnicowana – dotycząca ekologii, pracy, podziału rasowego i klasowego, wyrażająca potrzebę widzenia kobiety nie tylko w kontekście jej ciała i bez przedmiotowego traktowania i redukowania jej do roli służącej w domu. Pojawiły się też próby pokazania kobiecych potrzeb seksualnych na równi z męskimi i akceptowania bez wstydu swego ciała.
Stylistyka dzieł zgodna była z postawą estetyczną ówczesnych czasów. Filmy zawierające kolaże obrazów czasami sprawiały wrażenie chaosu z powodu zbyt dynamicznie nakładających się na siebie obrazów. Prace dotyczące spraw seksualności często jako sposobu wyrazu używały języka pornografii. Kilka prac było naprawdę prowokujących.
Dziś prawdopodobnie inaczej wyrażane zostałyby niektóre problemy. Inaczej (może spokojniej i przejrzyściej?) pokazane kolaże obrazów. Obecnie artysta bardziej liczy się z odbiorcą, z jego wrażliwością percepcji. Wtedy panowała inna estetyka – przeważał postmodernistyczny punkt widzenia pełen rozczarowania zastanym światem, niepokoju i pytań czy istnieje w ogóle nadzieja na dobre jutro. Inna sprawa, że prezentowane na wystawie filmy często były tworzone w niekomercyjny i niskobudżetowy sposób, nakręcane z pasją i głęboką chęcią wyrażania swych prawd, poza głównym nurtem przemysłu filmowego.
Cała różnorodność estetyk, sposobów wyrazu i podjętych zagadnień stanowi o sile i bogactwie tej wystawy. Właśnie taki, a nie inny wybór prac dał pełny obraz szerokiego tematu, jakim jest walka o życie z równymi prawami dla wszystkich. Kilka filmów było naprawdę wyróżniających się. Warto zobaczyć polskie produkcje, np. film Krystyny Gryczełowskiej dokumentujący jeden dzień życia kobiety pracującej nocą w fabryce, a w ciągu dnia wypełniającej obowiązki domowe i rodzinne. Bardzo poruszająca była animacja w reżyserii kanadyjskiej artystki Gwendolyn dotykająca problematyki molestowania seksualnego prostytutek przez policję.
Jedyne zastrzeżenie, jakie powstaje względem tej wystawy, to wrażenie, że można było bardziej urozmaicić sposób jej prezentacji lub też inaczej zorganizować przestrzeń. Sama wystawa to zbiór dosyć gęsto usytuowanych stanowisk z projekcjami filmowymi, kilka słupów z grafikami i opisem prac oraz stół z wystawą książek powiązanych z tematem i nawiązujących do artystów wystawy (na nim m.in. dokumentacja sztuki Mayi Deren – czołowej artystki awangardowej niezależnego kina amerykańskiego lat 40. i 50. XX wieku).
Warto wybrać się na tę wystawę, mimo iż nie jest ona łatwa w odbiorze. Jednak jest to głośne, wartościowe wołanie o zmiany w świecie, o takie przeorganizowanie, by na świecie nie dominowała jedna tylko płeć, rasa, czy z góry ustalona narracja. Jest to także wystawa manifestująca wspaniały, szeroki zakres filmografii kobiecej i dokumentująca przy tym historyczne zmiany w świadomości społeczeństwa. Zmiany, w których my uczestniczymy i które dzieją się na naszych oczach.
fot. mat. org.