Recenzje

O co chodzi?

Michał Rusinek: Zero zahamowań. Agora, Warszawa 2020 – pisze Izabela Mikrut.

Nie można książki Michała Rusinka „Zero zahamowań” czytać przy jedzeniu, bo się prycha i zachlapuje otoczenie. Nie można czytać w autobusie, bo ludzie w najlepszym przypadku dziwnie patrzą na kogoś, kto się turla po podłodze, chociaż kierowca akurat nie przyspieszał (w najgorszym dostają zeza od sprawdzania, co się dzieje). Nie można czytać przy rodzinie, bo podejrzą i zabiorą, a potem nie oddadzą, wiadomo. I tak pojawia się problem, bo przeczytać trzeba. A trzeba, bo „Zero zahamowań” to książka, w której Michał Rusinek analizuje sensy i nonsensy „szeroko pojętej poezji śpiewanej”. Bardzo szeroko pojętej: od disco polo przez rap, heavymetal aż po piosenki patriotyczne. Nie trzeba znać utworów, o których Michał Rusinek pisze. Niektóre można znać mimowolnie, za sprawą sąsiadów albo mediów, inne pojawią się w świadomości odbiorców nagle – i pół biedy, jeśli ktoś nie kojarzy linii melodycznej, istnieje szansa, że uda się je po lekturze z głowy wyrzucić. Ale pojawią się i takie, które na zawsze wgryzą się w pamięć i będą na przemian budzić podziw oraz przerażenie. Ci, którzy tego rodzaju muzyki słuchają, raczej czynią to bezrefleksyjnie i żadne omówienia do nich nie dotrą – może to i lepiej. Pławiący się w sukcesie twórcy też nie sięgną po tom „Zero zahamowań”, przekonani, że wiedzą lepiej. Ale ci, którzy mają po dziurki w nosie tandetnej muzyki rozrywkowej z disco polo na czele, będą usatysfakcjonowani i błyskawicznie zakochają się w tej publikacji.

Dwa oblicza Rusinka pojawiają się w tej książce. Pierwsze – to ironista. Złośliwy komentator, który czyta po to, by wyśmiać, wyszydzić, wytknąć wszystkie absurdy i niezręczności. Drugie – to empatyczny przyjaciel, cierpliwy, gotowy wysłuchać do końca utworu o wątpliwych walorach artystycznych. Zwykle wyrażający współczucie i utożsamiający się z cierpieniami podmiotu lirycznego. Emocjonalne wsparcie, które wyraża, nie tylko łagodzi wymowę krytyki ironisty – pozwala uwierzyć w cierpienia (często miłosne) przedstawiane w dziele. Oczywiście dodatkowo potęguje jeszcze rozbawienie czytelników, ale przecież – mimowolnie.

Michał Rusinek rozśmiesza idealnie. Wybiera smakowite cytaty z najbardziej grafomańskich produkcji discopolowych, piosenek w serialach, ale też z wielu rymowanych mniej lub bardziej nieudolnie tekstów. Przeprowadza stosowne badania, które pozwolą rozwiać wątpliwości natury życiowej (między innymi z zakresu seksuologii), odnosi się do naginania gramatyki do celów rymotwórczych i zastanawia się nad stanem zdrowia bohaterów utworów. Nie rozwodzi się przesadnie nad każdym znalezionym pseudoliterackim popisem: wystarczy, że wydobędzie kilka fragmentów i poprowadzi czytelników przez fabułę lub losy podmiotu lirycznego, okazując mu stosowną troskę. „Zero zahamowań” to właściwie krótkie felietony zbudowane niezgodnie z regułą gatunku – bowiem z samych puent, kończonych puentą jeszcze silniejszą. Już same piosenki rozśmieszają do łez – nie tylko przez braki w umiejętnościach twórczych, wykształceniu czy wyobraźni autorów – jednak Michał Rusinek bez problemu przebija komizm mimowolny z cytowanych fragmentów sposobem podsumowania dzieła. W efekcie „Zero zahamowań” jawi się jako książka do czytania w małych porcjach. Tylko gdzie?…

Komentarze
Udostepnij
Tags: ,