Menno Schilthuizen: Ewolucja w miejskiej dżungli. Jak zwierzęta i rośliny dostosowują się do życia wśród nas. Feeria, Łódź 2019 – pisze Izabela Mikrut.
Nie jest to książka popularyzatorska, a przynajmniej nie w stopniu, jakiego potrzebowaliby zwykli odbiorcy, niezainteresowani zgłębianiem tajników biologii i przyrody. Menno Schilthuizen bardzo poważnie podchodzi do tematu przystosowywania się kolejnych gatunków zwierząt, owadów czy roślin do egzystowania w trudnych warunkach. Tyle że nie zajmuje się tutaj odwzorowywaniem zachowań jednostek – to, co najbardziej lubią masowi odbiorcy, czyli przyglądanie się pomysłom konkretnych osobników, szukanie anegdot, w których zwierzęta zaskakują ludzi – nie znajdzie tutaj miejsca, a przynajmniej nie w podstawowym nurcie dyskursu. Przystosowanie traktuje Schilthuizen jako przemiany w kolejnych pokoleniach przedstawicieli danego gatunku, skupia się na szczegółach niedostrzegalnych gołym okiem i przez laików, pokazuje za to, jakie pytania zadają sobie badacze i nad czym się zastanawiają w próbach znalezienia odpowiedzi. „Ewolucja w miejskiej dżungli” rejestruje kolejne „pomysły” na dostosowywanie się do życia w pobliżu ludzi – często polegają na zmianach kolorów czy na ich lekkich modyfikacjach – nie są zatem bardzo spektakularne, za to dowodzą bystrości zwierząt.
Nie zawsze czytelnicy mają możliwość podążania za uczonymi i sprawdzania ich spostrzeżeń – nie ze względu na brak aparatu badawczego, ale ze względu na przejście do mikroświata. Zdarza się na przykład, że badacz rozgrzebuje mrowisko, żeby odkryć, jakie rodzaje kilkumilimetrowych chrząszczy nauczyły się mieszkać z mrówkami – od tego Schilthuizen zaczyna swoją opowieść – uświadamiając czytelnikom, że zapewni im dostęp do rzeczywistości niby bliskiej, a jednak wymykającej się poznaniu zwykłym odbiorcom. Rejestruje migracje gatunków, obalając przy okazji mity na temat możliwości przetrwania w innych niż rodzime okolicznościach. Zdarzają się też opowieści wyjątkowo smutne (problem śmiecenia przez ludzi i uśmiercania w ten sposób zwierząt, sygnalizowany między innymi za sprawą jeża z głową w pudełku po jogurcie). Ćmy w kolejnych pokoleniach zmieniają kolory, a niektóre gatunki ewoluują tak bardzo, że zamieniają się wręcz w osobne gatunki, prowadzą do konfliktu między badaczami – jak je klasyfikować. Do tego dochodzą drobne – zbyt drobne jak na potrzeby szerokiego grona odbiorców – ciekawostki (informacja o tym, jakie ptaki i dlaczego zaczęły używać… petów jako budulca swoich gniazd).
Bardziej niż na zwierzętach i ich pomysłach koncentruje się jednak Menno Schilthuizen na postawach badaczy i na przebiegu ich działań – zaznacza motyw, jaki prowadzi do rozbudzenia ciekawości uczonych, ale bardziej przejmuje się samym procesem uzyskiwania informacji. Odsłania kulisy pracy nad kolejnymi odkryciami, śledzi fałszywe tropy i te, które pozwoliły wysnuć właściwe wnioski. Jest w tym bardzo precyzyjny, jednak traci z oczu historie, które masowym odbiorcom spodobałyby się prawdopodobnie najbardziej. Unika też charakterystycznego popularyzatorskiego tonu, woli stawiać na naukę i na komplikowanie języka. Pisze tak, żeby nadać rangę nauce jako takiej – a nie przyrodzie, od której przecież wychodzi.
„Ewolucja w miejskiej dżungli. Jak zwierzęta i rośliny dostosowują się do życia wśród nas” to książka dla ambitnych czytelników, połączona z zestawem faktów spoza codziennych obserwacji i praktycznie uniemożliwiająca w wielu wypadkach naoczne sprawdzanie odkryć badaczy. Schilthuizen jednak dostarcza odbiorcom lektury bardzo gęstej, bogatej w ciekawostki z dziedzin, które do popliteratury nie mają wstępu. Ta publikacja wyczerpująco odpowie na szereg pytań dotyczących wkraczania zwierząt w przestrzeń anektowaną przez ludzi.