O wyreżyserowanym przez Macieja Wojtyszkę spektaklu „Czego nie widać” w Teatrze Bagatela w Krakowie – pisze Karolina Michałowska.
Dawno nie byłeś w teatrze? Szukasz czegoś lekkiego do obejrzenia? Bagatela proponuje ciekawą alternatywę dla pójścia do kina. Zobaczcie to – „Czego nie widać”. To tytuł, który was zaskoczy prostotą i humorem, rozpędzającym się wraz z kolejnymi scenami.
Co widać
Od razu rzuca się w oczy scenografia. Kanapa, telewizor, stolik z telefonem, a za tym: ściana domu o wielu drzwiach oraz ogrodzenie z bramką. Zaczyna się prosto. Kobieta wychodzi z sardynkami i odbiera telefon. Po chwili z sali wydobywa się tubalny głos – głos aktora, który burzy pierwszą ścianę, wchodząc w strefę widza. To postać reżysera, dzięki któremu zaczynamy rozumieć, że zburzona została druga ściana, ściana konceptualna – jest to poniekąd metateatr, ponieważ to spektakl, który mówi o realizacji spektaklu. Za chwilę rozpoczyna się wycieczka po sekretach kuluarów, czyli pikantne historie intryg i romansów między aktorami, co burzy trzecią ścianę, ścianę tajemnicy i mistycyzmu dookoła tego, co się dzieje za dekoracjami.
Maciej Wojtyszko, reżyser, podjął się dość trudnego zadania realizacji angielskiej farsy. Partytura rozpisana musiała zostać z pedantyczną precyzją, aby dopasować do wypowiedzi czynności z odpowiednimi rekwizytami w konkretnym momencie. Sztuka bowiem jest żywa jak złoto! Farsa ma to do siebie, że tempo musi się zgadzać i to w punkt, i to właśnie zobaczymy. Przerysowane postaci przydają absurdu, co wraz z rosnącą ilością humoru sytuacyjnego skutkuje tylko jednym – udanym przepisem na niezły spektakl o niepoważnym show. Przygotujcie chusteczki, pod koniec można się popłakać ze śmiechu!
Jaki jest, każdy widzi
Teatr ma w sobie wiele przeciwieństw. Dramaty i komedie, czyli wzloty i upadki, aktorzy i widzowie, czyli pracownicy i klienci, realizacje klasyczne i eksperymentalne, czyli spektakle dla każdego i dla widzów wytrawnych. Gdzieś na pograniczu tego wszystkiego znajduje się efemeryczne, dziwne miejsce zwane Prawdą, która czasem bywa niewygodna, choć zawsze dobre. Tą Prawdą właśnie posługuje się Wojtyszko i w tej misji szerzenia wiedzy wystawia sztukę lekką w odbiorze, choć niełatwą w odegraniu. Jak to powiedziała Urszula Grabowska, „wydaje się, że jest to tak trudna sztuka, że ona powinna stanowić niestety kanon tzw. sztuk obowiązkowych (…) do nauki zawodu, bo uczy szalenie warsztatu i uczy szalenie pokory” . Z tą pokorą chylę czoła wszystkim zburzonym ścianom w „Czego nie widać”, bo jest to renowacja myślenia o teatrze jako miejscu tajemniczym i zarezerwowanym dla nielicznych.
O burzeniu czwartej ściany mówi się zwykle, że dotyczy łamania bariery między aktorami a obserwatorami. Nie wiem, czy nie lepszym stwierdzeniem byłoby, że czwarta ściana zostaje zburzona, kiedy przyjmuje widz teatr takim, jaki jest – również za kulisami – do serca, i w tej świadomości rzeczy przychodzi doń raz za razem. Bagatela przyjmuje widzów, a widzowie Bagateli kochać nie przestaną, co można zrozumieć właśnie dzięki „Czemu nie widać”.
Równie serdecznie, co polecam rzeczony spektakl, kłaniam się przemiłej Pani Bogumile Michalskiej z Działu Kreacji Teatru Bagatela oraz mojemu ulubionemu aktorowi z obsady, Markowi Boguckiemu.
Fot. Piotr Kubic
Karolina Michałowska – krakuska, redaktorka, korektorka, autorka, teatroholiczka i kociara.