O spektaklu Wizyta starszej pani Friedricha Dürrenmatta w reż. Roberta Czechowskiego w Teatrze Siemaszkowej w Rzeszowie pisze Aram Stern.
„Państwo zawsze nazywa się ojczyzną wtedy,
kiedy sposobi się do mordowania ludzi.”
/Friedrich Dürrenmatt/
Purpura w greckim teatrze oznaczała władzę nadrzędną arystokracji, władztwo królów, ale i kontrolę prokuratorów. Friedrich Dürrenmatt w utworze Wizyta starszej pani zaznacza w przypisie, że ta historia mogłaby się zdarzyć w świecie antycznej polis, ale rzecz dzieje się w podupadłym Güllen. Jego mieszkańcy w spektaklu Roberta Czechowskiego zrealizowanym na postawie tego dramatu w Teatrze im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie wymawiają postępujący po pierwszej literze przegłos w nazwie swego miasteczka, jakby chcieli go zwrócić z wnętrza, tak wydaje im się ono plugawym. Zszarzali w biedzie i zdeprawowani marazmem trwających już za długo chudych lat posuną się nie tylko do plucia na publiczność (dosłownie!), ale jak wiemy z dramatu, także i zabójstwa współmieszkańca.
Zrobią to na życzenie współczesnej Medei – Klary Zachanassian (Anna Demczuk), w krwistoczerwonym „królewskim” kostiumie bogini zemsty Nemezis, a może prokurator, która pociągnie za hamulec ekspresu i pewnego dnia wysiądzie w „najbardziej zapadłej dziurze na linii Wenecja – Sztokholm”, na stacji z neonem GÜLEN, z jedną zgasłą dawno literą, by wziąć odwet w rozmiarze L… Zanim do niego dojdzie, w dwóch pierwszych aktach Wizyty starszej pani znajdziemy się na „spacerze” śladami młodości miliarderki z Güllen, reminiscencji miłosnych uniesień z Alfredem Illem (Robert Chodur) w Piotrowej Stodole, spacerów w Konradowym Lesie sprzed czterdziestu pięciu laty (kapitalna scena!), przyjrzymy się wielu ludzkim śmiesznostkom i małości gülleczyków oraz usłyszymy z ich ust niemało błyskotliwych sformułowań czy dowcipnych aluzji do potęgi pieniądza, państwa i ludzkich śmiesznostek.
W sposobie gry aktorskiej, szczególnie Malarki (kapitalna Małgorzata Machowska), Kelnerki (Karolina Dańczyszyn), Pastora (Adam Mężyk), Policjanta (Waldemar Czyszak) czy Helmersbergera (świetny Michał Chołka), widać wiele dystansu do kreowanych postaci. Czy to tylko dowcip dla dowcipu, bogactwo efektów, może efekciarstwo? Nie. Poprzez lekki ton sztuki do widzów przedostaje się szybko gorzka prawda o człowieku i o świecie przez niego hołubionym. W ustach Nauczyciela (świetny Robert Żurek), spojrzeniu żony Illa – Matyldy (rozdzierająco-smutna Mariola Łabno-Flaubenhaft), „przepływach i odpływach” Wariatki (fantastyczna Paulina Sobiś), niefrasobliwości córki Illa Claire (Dagny Mikoś) i nieustępliwości jego syna Karola (Mateusz Mikoś) – pośród poetyckiej żartobliwości w tekście Dürrenmatta szybko odkrywamy ostrze satyryka zwracającego się przeciw ludzkiej zachłanności na bogactwo, za którym człowiek może podążyć bez skrupułów w swej konsekwentnej małości.
Podobnie jak czynią to cyniczni samorządowcy będący bardziej politykami, którym reżyser w sylwetce Burmistrza (Kacper Pilch) wbija szpilę najgłębiej, tyle że w reżyserowaniu tej roli najbardziej odchodzi koncepcyjnie od całości swej sprawnej realizacji. W „nakoksowanym” abstrakcją wielominutowym przemówieniu Burmistrz Güllen niestety tak bełkocze i rzuca się po scenie, że staje się niezrozumiałym Quasimodo i „szturuje” niczym Janusz Radziwiłek w serialu Król według powieści Twardocha lub tani gangster z filmów Emira Kusturicy. Kacper Pilch w swej roli nadużywa ekspresji, a jego żywiołowość mimiczno-ruchowa nie zawsze jest umotywowana logiką sytuacji czy też wnętrzem kreowanej postaci. Jak widać, reżyser celowo nie chciał wyeliminować jego środków aktorskich i nie chciał go poddać dyscyplinie scenicznej, by osiągnąć swój kpiarski cel w takim właśnie wyeksponowaniu postaci Burmistrza. Cóż, tak stworzona postać sceniczna wyraźnie „wymęczyła” i nieco zażenowała widzów, którzy patrzyli na „wyczyny” włodarza miasta zdegustowanym wzrokiem Matyldy Ill.
Czy rzeczywiście słusznym było tak silne wyeksponowanie tej postaci w surrelistyczno-groteskowej konwencji? Groteskowość ma przecież u Dürrenmatta formę maski, pod którą autor przemyca tylko to, co chciałby widzowi dać do przemyślenia…
Za to Anna Demczuk w roli Klary Zachanassian pokazuje swój wspaniały kunszt aktorski! Jest przerażająco hipnotyzująca, zarówno w swym stalowym spojrzeniu, jak i w każdym bolesnym grymasie czy słowie wygłaszanym tonem królowej sypiącej na prawo i lewo milionami petro-dolarów. W krwawoczerwonym płaszczu i takim też cylindrze (kostiumy: Elżbieta Terlikowska), otoczona przybocznymi gangsterami z Manhattanu, Tobym i Robym skazanymi na elektryczne krzesło w Sing-Sing (gościnnie: Szymon Mytych i Łukasz Wolak), w równie pięknie płomiennych płaszczach, szybko i w dość łatwy sposób przeleje czerwień ze starych pięćsetek franków szwajcarskich na wszelkie zachcianki gülleńczyków. Byle tylko dostała głowę Alfreda za swe krzywdy sprzed lat. Na zrealizowanie swojego niecnego celu Klara Z. ma nie tylko miliardy, ale i opłacane wsparcie w świadkach: Ochmistrzu (Piotr Napieraj) oraz oślepionych kastratach Kobym (Joanna Baran-Marczydło) i Lobym (Małgorzata Pruchnik-Chołka). W jej „świcie” na każde skinienie są też usłużni Małżonkowie VII – IX (Józef Hamkało) i nieco mniej – groźna czarna Pantera (gościnnie: Katarzyna Krupa). Krwawa Klara poczeka…
W trzecim akcie reżyser zaznacza lekkie rysy stylizacji surrealistycznej z elementami melodramatycznymi. Tu głównym bohaterem sceny jest Alfred Ill (wspaniała, przejmująca kreacja Roberta Chodura), który dobrze już wie, czego pragnie jego „łasiczka” i zechce przeżyć ostatnie miłe chwile podczas wycieczki cabrioletem z rodziną. Kiedy patrzymy na niemą rozpacz jego żony w nowych karakułach i pięknym kapeluszu, beznamiętną „gadkę szmatkę” córki, hajlowanie syna przy głosowaniu, i słyszymy pytanie Illa: „Czy to już czas?”, to wiemy, że wszyscy się poddali.
W skromnej scenografii (Jan Polivka) i wspaniałych kostiumach wydobyte zostały przede wszystkim istotne walory widowiskowe przedstawienia, któremu jazzowo-mroczny sznyt techno nadał kompozytor Benyamin Neogenn Lindner. W ten sposób żywa, swobodna inscenizacja autorskiego spojrzenia Roberta Czechowskiego na tak wspaniały dramat Friedricha Dürrenmatta, jaki stanowi Wizyta starszej pani, ma w sobie jeszcze wiele ukrytych barw, co w specyficznie mało ekspresyjnej, acz satyryczno-gorzkiej twórczości szwajcarskiego dramaturga dało ciekawy, acz nie do końca zachwycający efekt na otwarcie 5. Międzynarodowego Festiwalu Sztuk TRANS/MISJE – TRÓJMORZE`22 w Rzeszowie. Ot, jak mawiał Dürrenmatt: „Nie żyjemy już w czasach Antygony – dziś tragedię może spowodować tylko błąd w maszynie.”
fot. Maciej Rałowski