Recenzje

Ogień, lód i kubeł zimnej wody

O spektaklu „Matka i dziecko” Jona Fossego w reż. Adama Sajnuka z Teatru WARSawy w CSW Zamku Ujazdowskim w Warszawie pisze Paulina Sygnatowicz.

„Matka i dziecko” Teatru WARSawy na scenie Laboratorium CSW to spektakl, który koniecznie trzeba zobaczyć. Przede wszystkim dla fantastycznej, niesłychanie dojrzałej roli Kamilli Baar. A także dla znakomitego tekstu tegorocznego Noblisty – Jona Fosse.

To rzecz o dokonywaniu wyborów. Takich, które wpływają na całe nasze życie. O trudnych pytaniach, na które nie ma dobrych odpowiedzi. Wreszcie o niełatwej relacji matka-dziecko.

Ona – Matka (Kamilla Baar) wybrała karierę i samotność w wielkim mieście. Jako młoda dziewczyna zostawiła maleńkiego syna z ojcem i dziadkami, aby wyjechać na studia. Na prowincję wróciła raz – na pogrzeb własnej matki. Robi urzędniczą karierę, której symbolem jest życie w luksusowym apartamencie, czerwony dywan i dobra whisky. On – Syn (Maciej Czerklański), dziś już student filozofii, po latach odwiedza matkę. Chce się dowiedzieć, czy to prawda, że nie chciała jego istnienia. I gdyby dano jej taki wybór, nigdy by go nie urodziła.  To nie jest łatwe spotkanie. Nie tylko dlatego, że kaliber postawionego pytania jest duży. Zbyt mocne traumy (także te związane z relacją z własną matką) tkwią w głównej bohaterce, żeby umiała na nie odpowiedzieć – nie tylko przed synem, ale przede wszystkim przed samą sobą. Choć kosztuje ją to wiele energii, zasłania się kolejnymi maskami. Pomiędzy nimi próbuje, jakże nieudolnie, nawiązać nić porozumienia z dorosłym już przecież dzieckiem. Wybór, jakiego oboje dokonali (ona – porzuciła dziecko, on – odszukał matkę) powoduje, że staje się to w zasadzie niemożliwe.

Kamilla Baar dosłownie spala się na scenie. Widać to w napięciu każdego mięśnia, w wypowiadanych
z ogromną temperaturą zdaniach. Widać w precyzyjnym utrzymywaniu rytmu, który narzuca charakterystyczny dla Fossego język sztuki – oszczędny w słowa, bogaty w emocje. Ta rola musi ją dużo kosztować – emocjonalnie i fizycznie. Szczególnie, że jak przyznała w rozmowie z „Rzeczpospolitą”,
w „tej sztuce gra kobietę, która jest jej całkowitym przeciwieństwem”. Ma przy tym świetnego reżysera – Adama Sajnuka, który aktorom nie przeszkadza. Tak ustawia spektakl, aby nie dało się odczuć różnicy pomiędzy niesłychanie doświadczoną i świadomą aktorką, jaką stała się Baar, a młodym Czerklańskim, który dopiero rozpoczyna sceniczną karierę. Wyciszony, stonowany Syn, w kontrze do rozedrganej Matki, podkreśla dramatyzm sytuacji, w jakiej oboje się znaleźli. Też nosi swoje traumy, też nie jest przekonany, czy jest gotowy na to, aby się z nimi zmierzyć. O ile jednak w przypadku Matki mają one swoje ujście na zewnątrz, o tyle w nim cały czas pozostają głęboko zakopane. I Czerklański świetnie to wygrywa. Nie podnosi głosu, nie wykonuje wielu ruchów, a jednak jego obecność na scenie jest dojmująca.

Warunki dla dobrego aktorstwa Sajnuk stworzył znakomite. Oszczędna scenografia Katarzyny Adamczyk (czerwonym dywanem oddaje poczucie sukcesu, jaki osiągnęła bohaterka); świetne opracowanie muzyczne Michała Lamży (muzyka staje się jedną z masek, jakie przybiera bohaterka), wreszcie światła Dariusza Adamskiego (piękna zorza podkreślająca nie tylko skandynawski klimat sztuki, ale także ulotność relacji, jaką próbują budować bohaterowie). To wszystko pracuje w tym spektaklu na aktorów. A Ci wylewają widzom kubeł zimnej wody na głowę. Nie sposób wyjść z tego spektaklu bez refleksji. Jakiej? W zależności od tego, jakich wyborów w życiu sami dokonaliśmy i jakie mamy relacje z rodzicami – będą one różne.

fot. Sara Niedźwiecka

Komentarze
Udostepnij
Tags: , , , , , , ,