Recenzje

Ojca miałem naprawdę fajnego

O spektaklu „Jak nie zabiłem swojego ojca i jak bardzo tego żałuję” Mateusza Pakuły w reż. autora, koprodukcja Teatru Łaźnia Nowa w Krakowie i Teatru im. Żeromskiego w Kielcach, na Kaliskich Spotkaniach Teatralnych pisze Magda Mielke.

Pisać o rzeczach dobrych jest bardzo trudno. Recenzować spektakl, który w dużej mierze się przepłakało – jeszcze trudniej. Bo jak oceniać tak osobiste dzieło, które przez ponad dwie godziny zapewnia emocjonalny rollercoaster, wywołując najgłębsze wzruszenia na przemian z salwami śmiechu? Mateuszowi Pakule udało ze swoich bardzo osobistych przeżyć stworzyć genialny spektakl.

Mateusz Pakuła jest znanym dramatopisarzem, dramaturgiem i reżyserem teatralnym. Za swoje prace nieraz był nagradzany (np. Gdyńską Nagrodą Dramaturgiczną za „Smutki tropików”) . Jest autorem poświęconego Krzysztofowi Globiszowi „Wieloryba The Globe”, „Białego dmuchawca”, „Smutków tropików” czy adaptacji „Pawia Królowej” dla Starego Teatru. Gdy na początku pandemii dowiedział się o chorobie ojca (rak trzustki) zaczął prowadzić dziennik, w którym skrupulatnie zapisywał przebieg zdarzeń w rodzinnym domu.

Powstała z tego bardzo szczegółowa, osobista opowieść o chorobie, umieraniu, radzeniu sobie z żałobą. Opowieść, która zawiera bogaty kontekst – zarówno rodzinny: z całą galerią postaci, wymianą opinii ludzi o różnych poglądach, jak i społeczny: dokumentuje aktualne wydarzenia polityczne, pokazuje słabości służby zdrowia, opisuje pandemię. To opowieść pełna gniewu wobec durnego prawa, braku empatii, zakazu eutanazji, społecznych przyzwyczajeń czy instytucji i ludzi, którzy mówią nam jak żyć, co jest dobre, a co złe. Opowieść zrodzona z bezsilności wobec śmierci i z niezgody na uwznioślanie cierpienia.

Wiemy o tym, bo w październiku 2021 roku, nakładem wydawnictwa Nisza, ukazała się książką Mateusza Pakuły, zatytułowana „Jak nie zabiłem swojego ojca i jak bardzo tego żałuję”. Książka została napisana w pierwszej osobie i pokazuje jak umieranie ojca przeżywa syn. Następnie na jej podstawie i pod tym samym tytułem autor wyreżyserował spektakl, będący koprodukcją Teatru Żeromskiego w Kielcach i krakowskiej Łaźni Nowej, z którą współpracuje od lat.

Oglądamy zatem pełne dramaturgii, powolne umieranie ojca: od diagnozy, przez chemioterapię, lepsze i gorsze momenty, aż po ciągnącą się w nieskończoność agonię. Do opowiedzenia na scenie tej emocjonalnej historii autor-reżyser posłużył się świetnie sprawdzającym się zabiegiem: zwielokrotnił głównego bohatera/narratora. W spektaklu w Mateusza Pakułę wcielają się Andrzej Plata i Jan Jurkowski (grają też inne postaci – matkę czy siostrę). Wojciech Niemczyk gra ojca, a Szymon Mysłakowski wciela się we wszystkich pobocznych bohaterów tej historii, np. babcię Natalę, nieczułą lekarkę czy chamskiego ordynatora. Panowie odziani zostali w czarne, bondowskie garnitury, przez co budzą też skojarzenia z grabarzami czy żałobnikami. Bondowskie jest również wielkie koło umieszczone w centrum sceny oraz motywy muzyczne, które przewijają się przez cały spektakl. Akompaniuje Marcin Pakuła, brat reżysera, którego obecność wprowadza dodatkowy osobisty kontekst, przez który odbieramy ten spektakl.

Niemalże całą scenę wypełnia instalacja (autorstwa Justyny Elminowskiej), która pełni nie tylko scenograficzną, ale i muzyczną funkcję – to plątanina wielkich, metalowych rur, które z jednej strony przypominają jelita (problemy z przewodem pokarmowym ojca są w spektaklu dokładnie opisywane), a z drugiej strony można w nich dostrzec zjeżdżalnie basenowe, co stanowi odwołanie do zawodu ojca Pakuły (Marek Pakuła był architektem i projektował m.in. aquaparki). Konkret i metafora zarazem.

Tyle, jeśli chodzi o fakty – w końcu w spektaklu wielokrotnie pada: „rozmawiajmy o faktach, nie o wartościach”. Dalej są już emocje, które podczas kaliskiego pokazu były naprawdę ogromne. Wszystko dlatego, że ta przejmująca, dołująca historia została opisana i przedstawiona w bezwzględnie szczery sposób. Głównym nośnikiem emocji jest tu słowo, które stawia widza w bezradności. Choć to teatr mówiony, nie osłabia to przekazu, wręcz przeciwnie. Aktorzy są świetnym nośnikiem tekstu, wszyscy grają niesamowicie, sprawiając, że nie potrzeba dokładnej inscenizacji: szpitalnego łóżka czy wykrzywionej bólem twarzy ojca, aby zobaczyć te sceny. Słowa wystarczają.

Bardzo ważny jest w tym spektaklu też humor. Bez niego ciężko byłoby znieść ciężar tej opowieści. Dlatego w momentach, gdy gardło jest już ściśnięte do niemożliwości, niczym maska tlenowa pojawia się Szymon Mysłakowski , który parodiuje „czarnych bohaterów” tej historii. Ale humor wynika też z języka Pakuły. Uwypukla to, że mimo przeżywanej tragedii, życie toczy się dalej i nadal ma różne odcienie.

Bardziej niż o śmierci czy o eutanazji widzę w tym spektaklu opowieść o miłości i rodzinie. Podejmowanie tematu relacji z rodzicem czy rodziną bardzo często (nie tylko w teatrze, ale też w kinie czy literaturze) wiąże się z rozliczeniem z beznadziejnym dzieciństwem, nieobecnym ojcem i innymi traumami. Tu mamy piękny obraz kochającej się i szanującej rodziny, pełnej ciepła i dobroci. Nie, Pakuła nie gloryfikuje swoich bliskich, mówi o ich bezradności i upokorzeniu. Nie wszystko jest tu idealne – jak babcia, która w obliczu umierającego zięcia i tak użala się tylko nad sobą czy siostra, której poglądy polityczne doprowadzają brata do furii  Ale to coś z zewnątrz – najpierw wieść o chorobie ojca, potem walka o jego godną śmierć – stają się czynnikami zakłócającymi rodzinny spokój. W obliczu tragedii bliscy mogą na siebie liczyć, jednoczą się przy łóżku chorego. I jak się wydaje, wzmacniają te silne, rodzinne więzi jeszcze bardziej. Ogromny szacunek i brawa należą się Mateuszowi Pakule za odwagę i szczerość, ale także wyczucie z jakim opowiedział tę historię. To szczery teatr, mówiący o prawdziwym życiu i przynoszący prawdziwe emocje. I choć opowiada bardzo osobistą historię, zidentyfikuje się z nią wielu widzów.

fot. Klaudyna Schubert

Komentarze
Udostepnij
Tags: , , , , , ,