David Lynch. Rozmowy. Zebrał Richard A. Barney. Axis Mundi 2019 – pisze Izabela Mikrut.
Zbiory wywiadów przygotowywane w tej serii są specyficzną lekturą: po pierwsze zniechęcają do samodzielnych kwerend (a co za tym idzie – osłabiają też chęć dotarcia do nieuwzględnionych tutaj źródeł), po drugie – wiążą się z powtarzaniem pewnych informacji różnymi słowami. Czasem widać też kontrasty w różnych przekładach, czasem – nieznajomość wśród dziennikarzy poprzednich rozmów. Jednak fani nie będą się nad tymi mankamentami zastanawiać, tylko z radością pochłoną publikację poświęconą ulubionym twórcom i ich dziełom.
„David Lynch. Rozmowy” to kolejny tom w cyklu – i jako taki nie zawiedzie tych, którzy lubią mieć uporządkowane, zebrane w jednym miejscu materiały dotyczące kolejnych dzieł, a tworzone „na gorąco”, czasami jako teksty okołopromocyjne. Z kolei odbiorców, którzy chcieliby się dowiedzieć czegoś nowego, raczej trochę rozczaruje – składa się przecież z tekstów znanych i „bazowych” dla kolejnych dziennikarzy. Richard A. Barney dostrzega w tym wypadku jedną ważną kwestię: David Lynch nie jest mistrzem prowadzenia opowieści o sobie. Uprzedza autor zbioru czytelników już w pierwszych zdaniach wstępu, że dziennikarze do czynienia mają z ciągłymi zmianami tematów, chaosem w wypowiedziach, jednoczesnym poruszaniem kilku wątków i… niechęcią do analizowania filmów. I to podejście w pewien sposób ustawia sposób lektury, ponieważ wskazuje nie tylko, co czeka w tomie – ale i dlaczego żurnaliści wybierali pewien – powtarzalny – styl dla swoich tekstów. W wywiadach z Lynchem nie da się – a przynajmniej bardzo rzadko się udaje – zachować rytm: pytanie – odpowiedź. Rozmowy przypominają raczej mecz ping-ponga, więc żeby nie zamęczyć czytelników, autorzy wywiadów decydują się na przejście w swoisty reportaż. Przedstawiają konteksty rozmów, opisują, co się dzieje, jak zachowuje się reżyser, jakie kwestie podejmuje poza podstawowym planem przygotowanym jako trzon rozmowy. Czasami będzie to komentarz dotyczący obsługi w restauracji, czasami – luźna uwaga kierowana do rozmówcy. Lynch nie będzie prowadził rozłożystych objaśnień, nie pomoże dziennikarzom w pracy – nie ze złośliwości, a z uwagi na ciągłe obserwowanie otoczenia. I paradoksalnie to może się okazać największym atutem konwencjonalnego tomu. Bo przecież tu nie liczy się, co autor o swoich dziełach powie – zwłaszcza jeśli tego robić nie lubi. Tu najbardziej chodzi o sprawdzenie, jak w ekstremalnych warunkach poradzą sobie dziennikarze. Jedni stosują rozbudowane komentarze, w które od czasu do czasu wplatają objaśnienia i bezpośrednie cytaty z Lyncha, inni przerywają fragmenty opowieści krótkimi wymianami zdań (widać po nich, że nie sprawdza się strategia przygotowania zestawu pytań i uzyskania zestawu odpowiedzi, trzeba podążać za artystą i pozwolić mu na każde szaleństwo słowne – moderowanie dyskusji nie doprowadzi do niczego ciekawego). Rejestrują dziennikarze każdą zmianę nastroju i każdą zmianę postawy reżysera, to przecież również wiele jest dla odbiorców mówiące. Pojawia się nawet w książce zapis przebiegu konferencji prasowej. Jeśli bohater wywiadów nie ma umiejętności precyzyjnego wysławiania się, ciekawe będzie obserwowanie, jak opracowują jego słowa: i tu rozbieżności między kolejnymi wywiadami płynąć mogą nie tylko z translatorskich zabiegów, ale też z przyjętego sposobu przekładania przebiegu spotkań na język prasy. David Lynch oczywiście – mimo zastrzeżeń – opowie o własnej pracy i kolejnych filmach. Ale ujawni się w tej książce też jego osobowość i dla części czytelników to będzie największa korzyść zestawienia razem wartościowych wywiadów.