Recenzje

Oldschoolowe puszczanie oka

O spektaklu „O dwóch doktorach i jednej pacjentce” Macieja Wojtyszki w reż. autora w Teatrze Słowackiego w Krakowie pisze Piotr Gaszczyński.

O dwóch doktorach i jednej pacjentce to utwór napisany i wyreżyserowany przez Macieja Wojtyszkę z miłości do Krakowa i aktorów Teatru Słowackiego. Zabawna historia, opowiadająca o perypetiach Józefa Dietla – legendarnego lekarza znad Wisły, prezydenta miasta oraz Stanisława Kurkiewicza, pioniera polskiej seksuologii, to pełna sytuacyjnego humoru salonowa opowiastka, w której od samej fabuły ważniejsze jest uwypuklenie aktorskich umiejętności dwóch ikon „Słowaka”: Feliksa Szajnerta oraz Hanny Bieluszko, którym na scenie partneruje Karol Kubasiewicz.

Ostentacyjnie klasyczna scenografia (swoją drogą bardzo gustowna), którą oglądamy w spektaklu, na samym początku budzi obawy u widza, że będziemy mieć do czynienia z czymś na wzór kiepskiego teatru telewizji, gdzie aktorzy, wtłoczeni w zakurzone kostiumy z epoki, będą starali się pokazać nam, jak poważne i wielkie dzieło przedstawiają. Na szczęście nadmuchany, snobistyczno-mieszczański balon szybko pęka i okazuje się, że zarówno twórcy, jak i występujący mają duży dystans do wykreowanego, scenicznego świata.

Spotkanie (spotkania) w salonie radczyni Heleny Zakroczymskiej odbywają się wedle stałego schematu. Wyperfumowana dama spoczywa na szezlongu, prowadzi luźną konwersację z doktorem Dietlem (Feliks Szajnert), co pewien czas kokietując go, co wprawia z kolei w zakłopotanie młodego adepta sztuki medycznej, Stanisława Kurkowskiego (Karol Kubasiewicz). Każda kolejna wizyta lekarska jest okazją do powspominania dawnych czasów oraz niespełnionej miłości radczyni i byłego prezydenta Krakowa. Tłem dla salonowych konwersacji są wyliczenia bezdyskusyjnych dokonań Dietla dla swojego ukochanego miasta (m.in. renowacja Sukiennic, reorganizacja Plant krakowskich, rozwinięcie sieci wodociągów).

Spektakl bardzo sprawnie łączy w sobie obyczajową historię ze sporą dawką edukacyjną, co samo w sobie nie jest łatwe do osiągnięcia w taki sposób, żeby nie znużyć widza. O dwóch doktorach… dźwiga ten ciężar z powodzeniem głównie za sprawą świetnych aktorów, mających za sobą dziesiątki teatralnych ról na deskach Słowackiego. Przedstawienie Macieja Wojtyszki jest gawędą o Krakowie, ale też i opowieścią o jednej z najważniejszych instytucji tego miasta wraz z pracującymi w niej ludźmi. Aktorzy świetnie bawią się w swoich rolach i to czuć na widowni. Radczyni ewidentnie „puszcza oko” do widzów, gdy przesadnie wzdycha czy oburza się na ekstrawaganckie pomysły Dietla. Feliks Szajnert z kolei uczłowiecza pomnik, pozwala mu zejść z piedestału historii Krakowa i pokazać się z pełnokrwistej, ludzkiej strony. 

Partnerujący dwójce scenicznych weteranów Karol Kubasiewicz wnosi najwięcej humoru do przedstawianej na scenie historii. Stanisław Kurkiewicz znany był z tworzenia neologizmów (o czym pisał sam Boy-Żeleński), a co skrzętnie wykorzystywane jest w spektaklu. Seksuologiczne słowotwórstwo, powstające na bieżąco na scenie, powoduje uśmiech zarówno wśród widzów, jak i Dietla z radczynią. Postać tworzona przez młodego aktora jest pełna uroku, nie da się jej nie lubić.

O dwóch doktorach… nie ogranicza się jedynie do historycznych wspominek „jak to drzewiej bywało”. Nie brakuje „wrzutek” mówiących o aktualnej sytuacji politycznej w naszym kraju, słynnych już cnotach niewieścich i afery wokół próby odwołania dyrektora Teatru Słowackiego. Przeszłość i teraźniejszość spięta w jedną klamrę daje paradoksalnie swego rodzaju pocieszenie – bo przecież nie było takich perturbacji, z których polski teatr nie wyszedłby obronną ręką. Spektakl-benefis, spektakl-laurka? Może i tak, ale bez lukru, za to z dużą dawką pełnokrwistego aktorstwa. 

fot. Bartłomiej Barczyk

Komentarze
Udostepnij
Tags: , , , ,