Recenzje

Opieka

Dorota Danielewicz: Droga Jana. Wydawnictwo Literackie, Kraków 2020 – pisze Izabela Mikrut.

Takie historie pojawiają się na rynku od pewnego czasu dość regularnie i za każdym razem mimo powtarzalności schematu trzeba je rozpatrywać oddzielnie – bo też i trudno przykładać literackie kategorie do czyjegoś nieszczęścia, walki z chorobą i do wyzwań, o jakich „zwykli” odbiorcy nie mają pojęcia. Dorota Danielewicz momentami chce skręcać w stronę lirycznych wynurzeń, mało konkretnych, za to opartych na głębokich przemyśleniach osobistych – oprócz tego jednak oferuje czytelnikom także relację z trudnego macierzyńskiego doświadczenia.

„Droga Jana” to drobna książka, składająca się z krótkich i emocjonalnych rozdziałów – a przedstawiająca walkę na przekór wszystkiemu. Kiedy na świat przychodzi Jan, nic (poza drobnym wahaniem matki podczas samego porodu) nie wskazuje na to, by nękała go ciężka choroba. Przez kilka lat chłopiec rozwija się prawidłowo, może tylko czasami zdradza objawy pewnej niezdarności – lekarze sądzą jednak, że to minie. Tyle że po ukończeniu czwartego roku życia Jan zaczyna wyraźnie cofać się w rozwoju, czynności, które wcześniej nie sprawiały mu już problemów, nagle urastają do rangi nieosiągalnych. Dekada badań, odwiedzania kolejnych specjalistów i bezskutecznych poszukiwań leczenia to problem dla całej rodziny. Dorota Danielewicz pisze, jak próbowała się uchronić przed depresją, złymi myślami i nastrojami, jak szukała dla siebie miejsca na wytchnienie, jak układały się relacje z ojcem chłopca (to najbardziej jednak spychany na margines temat), ale też jak na chorobę Jana reagował jego młodszy brat, ten, który nie miał szans zawalczyć o uwagę dorosłych. Autorka spisuje swoje przemyślenia z perspektywy czasu: teraz Jan jest już dorosły (chociaż na zawsze pozostaje jak dziecko zależny od innych), mieszka osobno (w mieszkaniu z innymi niepełnosprawnymi oraz opiekunami, którzy zapewniają mu najlepsze warunki rozwoju) i wiadomo, że cierpi na niezwykle rzadką chorobę – na świecie jest tylko kilkadziesiąt osób z jej objawami. W związku z tym nikt nie szuka na nią lekarstwa i nie daje nadziei na poprawę losu.

Autorka przechodzi przez zestaw standardowych pytań z „dlaczego” i opowieści o służbie zdrowia i opiece społecznej (rzecz dzieje się w Niemczech, ale Dorota Danielewicz nacisk kładzie zwłaszcza na powtarzalność problemów w różnych krajach). Komentuje zachowania polityków nieczułych na krzywdę niepełnosprawnych – oraz postawy znajomych, którzy w dobrej wierze potrafią ranić. Pewne tematy są dla niej bardziej drażniące niż inne – sporo w niewielkiej książce powtórzeń i powrotów do jednego zagadnienia, zupełnie jakby nie dawało autorce spokoju. Danielewicz podpowiada, jak pomóc rodzicowi, skupia się też na rejestrowaniu dziecięcych przejawów mądrości i zrozumienia – odnotowuje przykłady wzruszające i szczere, a jednocześnie będące dla dorosłych pokazem wrażliwości ponad myślami. Nie chce litości, próbuje natomiast przedstawić sytuację z własnej perspektywy. Pisząc o niepełnosprawnym synu, naprawdę ciągle pisze o sobie – ale czasami ucieka od prozy życia w stronę filozoficznych wynurzeń. Być może tego akurat odbiorcy sięgający po „literaturę chorobową” wcale nie szukają, ale autorka może zainspirować, albo przynajmniej pokazać obszary działania poza medycznymi wyzwaniami. Uczy, jak zachować normalność w obliczu największego wyzwania.

Komentarze
Udostepnij
Tags: ,