Andy Griffiths: 117-piętrowy domek na drzewie. Nasza Księgarnia, Warszawa 2020 – pisze Izabela Mikrut.
Andy i Terry bez przerwy ze sobą rywalizują. Są najlepszymi kumplami, którzy razem mieszkają w (już) 117-piętrowym domku na drzewie. Dzielą się obowiązkami sprawiedliwie, Andy jest narratorem, a Terry ilustratorem – taki podział ról funkcjonował do tej pory. Teraz jednak Pan Nochal jak zwykle czeka na książkę – do siedemnastej ma się znaleźć na jego biurku – a Terry ogłasza bunt w zespole. Uznaje, że pisanie książek nie jest trudne i że poradziłby sobie z tym bez problemu – dlatego teraz jego kolej na opowieść. Nie słucha Andy’ego i postanawia zrobić użytek z kartki papieru i ołówka. Ale zdolny jest tylko do rysowania kropek (które następnie zamienią się w kształty). Co jak co – fabuła o kropce nie przejdzie, nawet u najbardziej wyrozumiałych wydawców. A tu Terry ma do czynienia z narralicją, czyli wyjątkowo surową policją czuwającą nad przebiegiem akcji. Tak bohaterowie po raz kolejny wpadają w tarapaty, z których wydobyć się mogą dzięki wyobraźni (a i to nie jest do końca pewne). Wielka ucieczka parę razy będzie się wiązała z interwencjami rysownika – jednak jeśli w perspektywie ma się miliony lat więzienia, w każdym uruchomi się kreatywność.
Rytm tej książki nie zaskakuje: „117-piętrowy domek na drzewie” jest poprowadzony jak dotychczasowe historie (rozbudowywane co trzynaście pięter w każdym kolejnym tomiku). Najpierw autorzy prezentują kolejne dobudówki – pomysły na niezwykłe pomieszczenia zamieszkiwane zwykle przez drapieżne albo żarłoczne (albo przynajmniej dziwne) zwierzęta – tu obok Wtrąbęmuzatora pojawią się na przykład minikoniki. Piętra mogą przydawać się na eksponowanie niezwykłych wynalazków, których w domku na drzewie jest już mnóstwo. Po prezentacji wstępnej – pokazującej odbiorcom ogrom wyobraźni autorów – wkracza Pan Nochal z żądaniem książki, a następnie bohaterowie muszą szybko znaleźć jakiś pomysł i uniknąć płynących z niego tarapatów. Andy i Terry w swoich działaniach wykorzystują pomysły i miejsca przedstawione na początku książki – ale nie tylko. Akcja skręca w niespodziewanych kierunkach, pełna jest brawury, rubasznego humoru i niespodzianek dla czytelników. Prowadzona jest jednocześnie tekstowo i rysunkowo – Andy Griffiths i Terry Denton sprawdzają się jako autorzy, którzy imitują pomysły dzieci. Posługują się absurdem i dowcipem, imponują dzieciom kreatywnością, ale też odejściem od jakichkolwiek poważnych przesłań i motywów. Tu liczy się dobra zabawa, a nie pouczanie kogokolwiek – a ponieważ autorzy stawiają na niski dowcip, bez problemu trafią do przekonania docelowej grupie odbiorców. W tej części cyklu eksponowany mocno jest autotematyzm. „117-piętrowy domek na drzewie” pokazuje czytelnikom, że Andy i Terry nie zwalniają tempa, za każdym razem potrafią zaskoczyć czymś nowym. Warto uważnie oglądać kolejne komiksowe rysunki, nawet jeśli czasami kojarzą się z zeszytowymi bazgrołami uczniów – autorzy ukrywają tam sporo niespodzianek i pobocznych dowcipów.