O spektaklu “Spartakus. Miłość w czasach zarazy” wg Janusza Schwertnera w reż. Jakuba Skrzywanka w Teatrze Współczesnym w Szczecinie pisze Natalia Karpińska.
“Spartakus. Miłość w czasach zarazy” w reż. Jakuba Skrzywanka ze szczecińskiego Teatru Współczesnego to nie pierwszy spektakl interwencyjny powstały w ostatnim czasie, który przygląda się kondycji publicznej służby zdrowia w Polsce, a konkretniej systemowi opieki psychiatrycznej. W 2021 roku Iwona Kempa w warszawskim Teatrze Dramatycznym na warsztat wzięła książkę Olgi Hund “Psy ras drobnych”, opisującą tragiczną sytuację dorosłych kobiet hospitalizowanych pod kątem zdiagnozowanej depresji i innych zaburzeń psychicznych.
Spektakl Skrzywanka skupia się na innej grupie społecznej – dzieciach i młodzieży, która na skutek przebytych prób samobójczych i depresji (wywołanych m.in. prześladowaniem rówieśniczym i homofobią) trafia na oddziały zamknięte psychiatrii dziecięcej. W obydwu inscenizacjach rekonstrukcje pobytu w publicznych placówkach medycznych dają ich jednoznacznie negatywny obraz. Szpitale przypominają więzienia, w których ludzi traktuje się gorzej niż zwierzęta, a o prawach pacjenta dawno już zapomniano. Przywołane spektakle to lustra brutalnie i bez skrępowania pokazujące bolesne i przemilczane sfery życia społecznego w Polsce, w tym wykluczenie i stygmatyzację osób w kryzysach psychicznych. O ile Kempa i Hund dopatrują się nadziei w kobiecej solidarności, o tyle “Spartakus” mówi wprost: tylko radykalna reforma i zmiana myślenia o pomocy psychicznej i sytuacji dziecięcej psychiatrii jest szansą na uratowanie kogoś, kto postanawia odebrać sobie życie, zanim ukończy 18 lat.
“Spartakus” to spektakl o bardzo surowej i naturalistycznej formie. Reportażowa rekonstrukcja wydarzeń,, opisywanych w publikacji Janusza Schwertnera “Miłość w czasach zarazy”, na scenie odbywa się w ciszy przerywanej cichym łkaniem małych pacjentów oraz metalicznym dźwiękiem zamykanych i otwieranych skobli. Przestrzeń gry ukazująca szpitalne sale, zaprojektowana przez Daniela Rycharskiego (inspiracją był projekt artysty pt. “Jarzmo” ukazujący metalowe konstrukcje zespawane z wygrodzeń pochodzących z chlewni), pomyślana została jako zwierzęcy kojec/więzienie podzielone kratami, wyznaczającymi granice wolności hospitalizowanych osób. Brodząc po rozsypanym sianie jednoznacznie budzącym skojarzenia z oborą czy chlewem, aktorzy, odgrywający rolę młodych bohaterów reportażu, poddawani są nieustającej kontroli wyrażanej poprzez stosowany system kar i nagród. Infantylizacja pacjentów, ich dehumanizacja i ubezwłasnowolnienie to tylko część zabiegów mających na celu poniżenie podopiecznych. Obojętność i nieczułość personelu medycznego wobec ludzkich tragedii przewijających się przez zapyziałe korytarze budzą przerażenie i sprzeciw. Prezentowane w tle slajdy z fragmentami publikacji dodatkowo podsycają niepokój odbiorców. Lekarze na wysokich stanowiskach, którzy dopuszczali się haniebnych i krzywdzących działań na nieletnich nie zostali ukarani. Co więcej – sama publikacja reportażu nie wzbudziła większego zainteresowania wśród władz, Ministerstwa Zdrowia, służb porządkowych czy mediów publicznych.
Artykuł Schwertnera (który stał się inspiracją do napisania książki “Szramy. Jak psychosystem niszczy nasze dzieci”) – dziennikarza śledczego Onetu, opisuje historię 14-letniego Wiktora, który 17 kwietnia 2019 roku popełnił samobójstwo rzucając się pod warszawskie metro. Chłopiec urodzony w ciele dziewczynki (Wiktorii), w listopadzie 2018 roku zasygnalizował mamie, że nie czuje się dobrze w swoim ciele i prosi aby nazywać go Wiktorem. Stopniowa transformacja – zmiana sposobu ubierania się i zachowania spotkała się z dezaprobatą rówieśników, dochodziło do prześladowania i szkalowania chłopca. Pogarszający się stan zdrowia psychicznego i – wyszeptane w sekrecie koleżance – myśli samobójcze, skierowały go na oddział psychiatrii dziecięcej w Józefowie.
Historia Wiktora, dla którego pobyt w szpitalu stał się traumatycznym przeżyciem i pogłębieniem kryzysu, staje się punktem wyjścia do opowiedzenia kilku równoległych historii młodych pacjentów, bezbronnych wobec obojętności i niekompetencji lekarzy i pielęgniarek. Role dzieci odgrywają dorośli aktorzy Współczesnego (Anna Januszewska, Krystyna Maksymowicz, Beata Zygarlicka, Arkadiusz Buszko, Wiesław Orłowski). Ich nieporadność i zagubienie, ataki histerii i agresji, napady płaczu i niekontrolowanego śmiechu, działają ze zdwojoną siłą. Ich dorosłe twarze wyrażają przerażenie, wiedzą że przeżywają właśnie koszmarny sen na jawie. Jak w takich warunkach mogą czuć się dzieci oczekujące prostych rzeczy: opieki i pomocy? Po drugiej stronie mamy kadrę lekarską – lekceważącą, rozleniwioną, chamską, przypominającą bezduszne maszyny, dla których komfort i zdrowie pacjentów wydają się rzeczą drugorzędną. To cisi oprawcy, których decyzje i postawa staną się kluczowe dla dalszego stanu zdrowia Wiktora.
Wśród nich – też jak w letargu – rodzice, zmęczeni i bladzi, przemykający przez szpitalne korytarze ze łzami w oczach. Tragiczna konstelacja postaci każe zadawać pytania o sens ich konfrontacji i rozmów. Nad sceną unosi się atmosfera beznadziei przerywana ogłuszającym hałasem skrzypiec i stroboskopowym światłem, sygnalizujących graniczne momenty – pękanie rzeczywistości, załamywanie się bohaterów opowieści.
Dantejskie piekło odbywa się w przestrzeni oddzielonej od świata zewnętrznego, pozbawionej okien i powietrza. Ramiona pacjentów są skulone, głowy nisko pochylone, krok jest powolny i posuwisty, Aktorzy co i rusz przypominają manekiny nafaszerowane lekami, zahipnotyzowane, odcięte od rzeczywistości. Wszyscy poddają się woli medyków tracąc swoją tożsamość, każdy przejaw buntu jest szybko i skutecznie pacyfikowany.
Skrzywanek ma świadomość jaką moc ma teatralna scena. Wie, że biorąc na warsztat trudny i pesymistyczny tekst Schwertnera, może dodać do niego coś, co da widzom nadzieję, co zbuduje na nowo zaufanie i pogodę ducha. Takim elementem jest finał spektaklu, czyli “performatywny ślub queerowy” – scena wyzwalająca i manifestująca swój sprzeciw wobec dotychczasowej narracji. Marzeniem Wiktora, odkrytym przed jedną z prywatnych psycholożek, była wizja szczęśliwego życia poza granicami Polski – spokój i swoboda w wyrażaniu siebie, może kiedyś ślub z ukochaną osobą. Końcowy performens, do którego teatr zachęca i zaprasza homoseksualne pary, wyrażające chęć “zawarcia małżeństwa” przed publicznością, to moment całkowitej afirmacji życia i miłości. Stylizacja sceny na dożynkową uroczystość, tęczowe, ludowe stroje tańczących, jednopłciowych par; atmosfera przaśnego, wiejskiego wesela celebrującego szczęście młodożeńców, stanowi kwintesencję obyczajowej swawoli, wzajemnej akceptacji i szacunku. Jest w tym zakończeniu beztroska radość chwili, proste wzruszenie towarzyszące nam często podczas wesel i ślubów bliskich osób. Wszystko wydaje się oczywiste i piękne – naturalne – a jednak po chwili zdajemy sobie sprawę, że w realnym życiu (w Polsce) nie byłoby możliwe.
Spektakl-dokument stworzony przez Skrzywanka i Weronikę Murek (dramaturgia), oraz grupę zaproszonych do współpracy artystów, specjalistów, stowarzyszeń i konsultantów, to kolejna próba przebicia się przez wysoki mur dyskryminacji i nietolerancji, uprzedzeń, bezmyślności i braku odpowiedzialności społecznej. To inscenizacja wymagająca od widza zrozumienia i cierpliwości, ale także szerokiego spektrum wrażliwości i empatii wobec podjętej przez twórców tematyki. Rozpisane w programie, ale także pojawiające się na scenie statystyki, dotyczące liczby samobójstw osób nieletnich w Polsce, są zatrważające. Spektakl zaczyna się slajdem informacyjnym: “Jeśli masz myśli samobójcze lub jesteś w kryzysie suicydalnym zadzwoń pod numer 116 111”. Teatr chce wpływać na rzeczywistość i reagować na krzywdę ludzi. Chce interweniować, bo nie dostrzega tej interwencji w przestrzeni publicznej. Dlaczego właśnie teatr a nie Ministerstwo Zdrowia? Odpowiedzi szukajmy we wnikliwym reportażu Janusza Schwertnera, dostępnym online i w formie podcastu.
fot. Piotr Nykowski