Recenzje

Pamięć bolesna

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Emilia Smechowski: My, superimigranci. Reportaż. Prószyński i S-ka, Warszawa 2018 – pisze Izabela MIkrut

Emilia Smechowski prezentuje gorzką spowiedź, która oddala wizję snu o dobrobycie – bo autorka podaje jednocześnie cenę realizacji takiego śmiałego marzenia. Urodzona w 1983 roku jako pięciolatka uciekała z rodzicami do Niemiec. Jej spojrzenie – z perspektywy imigrantki, która zawsze musi być idealna i z większymi trudnościami niż inni pracować na sukces – zamienia się teraz w relację trudną i cierpką. Smiechowski podkreśla wyrzeczenia i przykrości, gromadzi wspomnienia, jakich nikt nie będzie jej zazdrościć. Dostrzega błędy popełniane przez rodziców w procesie wychowania, a i konsekwencje wpojonych sobie w pierwszych latach życia zasad. Sprawdza, jak upływa egzystencja pod znakiem dobrobytu. Emigracja zarobkowa nie musi w tym wypadku oznaczać upodlenia: ta rodzina osiągnęła sporo – i majątek, i odpowiedni status społeczny. A jednak w tym wszystkim zabrakło szczęścia i radości z bycia razem. W końcu rodzice autorki się rozwodzą, ona sama wyprowadza się z domu jako nastolatka i w atmosferze buntu, nie dogaduje się z ojcem i nie szuka kontaktu z siostrami. Zaczyna – w wieku dwudziestu czterech lat – kierować się własnymi marzeniami, ale czeka ją długa tułaczka, zanim odnajdzie swoje miejsce.

Z zewnątrz wszystko wygląda idealnie: przykładna rodzina, świetne oceny w szkole. Rozmowy po niemiecku (żeby nie narażać się na społeczny ostracyzm, w efekcie dzieci stają się zahukane i milczące, ale o ich traumach nikt nie wie). Kary cielesne i areszt domowy porównywalny jedynie z tym, co ze swoich domów znają małe muzułmanki. Pozory, o które dba się najbardziej. Teraz Smechowski wyrzuca to z siebie – pomiędzy opowieścią o zmianie nazwiska, perypetiami szkolnymi i masą gwiazdkowych prezentów świadczących o rosnącej zamożności. Sama zdobywa się na odwagę podążania własną drogą – śpiewa, aż ją to zajęcie zmęczy. Wtedy przerzuca się na dziennikarstwo i próbuje w ten sposób zamanifestować swoje istnienie. Odnotowuje to, co świadczy o kompleksach Polaków na emigracji: staranne przechowywanie absolutnie wszystkich dokumentów, unikanie rodaków. W przekazywanych obrazkach scenki rodzinne wcale nie brzmią krzepiąco. Najpierw wyjazd utrzymywany w ścisłej tajemnicy i łzawe rozmowy telefoniczne z dziadkami, później już po prostu brak wsparcia i radości z bycia razem. Mało tego, Emilia Smechowski nie może nawet jako dziecko pożegnać się ze swoim najlepszym przyjacielem i to doskwierać jej będzie prze całe lata. Jeszcze jeden koszt, którego dorośli do bilansu nie wliczają.

“My, superimigranci” to krótka książka z podtytułem “reportaż”, chociaż bardziej pasowałyby tu – genologicznie – wspomnienia. Autorka odnosi się tylko do własnych obserwacji i przeżyć, nawet jeśli wie, że podobne były udziałem innych rodzin decydujących się na emigrację zarobkową. Jest bardzo precyzyjna w odmalowywaniu wydarzeń oraz towarzyszących im silnych uczuć – tym więc przykuje uwagę czytelników najbardziej. Może też rozwiać wątpliwości co do rajskiego życia w dobrobycie – pieniądze nie stanowią tu problemu, ale nie zastąpią też rodzinnych więzi. Pisze Smechowski szczerze, a miejscami też dość naiwnie: to wrażenie powstaje za sprawą polegania niemal wyłącznie na własnej pamięci i perspektywie dziecka. Autorka uzmysłowi czytelnikom problemy i “niedopasowanie” ludzi, którzy zdecydowali się na egzystencję poza własnym krajem, ale opowieść przefiltruje przez bardzo silne poczucie krzywdy i niepewności. Tutaj bardzo dużo rozgrywa się po prostu w sferze emocji – podbijanych jeszcze brakiem zrozumienia ze strony najbliższych. Smechowski dostarcza czytelnikom relację osobistą, a w ten sposób i nie do podważenia. Nawet kiedy wydaje się, że przemawia przez nią zbyt silny bunt i gniew – nie traci na prawdziwości zwierzeń.

 

Komentarze
Udostepnij
Tags: ,