O spektaklu „Carmen-Suita & Pietruszka”, w ramach cyklu transmisji do kin „Bolshoi Ballet Live”, pisze Anna Czajkowska.
„Carmen-Suita & Pietruszka”, pokazywany na całym świecie spektakl z cyklu „Bolshoi Ballet Live”, to już ostatnia transmisja w tym sezonie i niepowtarzalna okazja, by kolejny raz uczestniczyć w jednym z baletowych wieczorów Teatru Bolszoj w Moskwie. Składają się na tę prezentację dwa niezwykłe widowiska: uwielbiana przez baletomanów „Carmen-Suita”, taneczna legenda, która stała się już klasyką oraz balet Igora Strawińskiego „Pietruszka”, w nowej choreografii autorstwa Edwarda Cluga.
„Carmen-suita” – przepiękna, taneczno-muzyczna opowieść autorstwa rosyjskiego kompozytora Rodiona Szczedrina i najsławniejsza baletowa adaptacja opery Georges’a Bizeta, napisana specjalnie dla Mai Plisieckiej, stanowi prawdziwą perełkę w repertuarze moskiewskiej sceny Teatru Bolszoj.
Płomienna cyganka, kobieta silna, niezależna, a przede wszystkim wolna, od dawna inspiruje twórców literatury, teatru i filmu. O roli Carmen marzyła też Maja Plisiecka, rosyjska tancerka i choreografka, jedna z najwybitniejszych osobowości baletu XX wieku, której wielkie kreacje w repertuarze klasycznym oraz w baletach rosyjskich przeszły już do historii. Rodion Szczedrin, mąż Plisieckiej, uległ namowom żony i na bazie muzyki operowej Bizeta stworzył nowo zinstrumentowaną na orkiestrę, mistrzowską suitę pod tym samym tytułem. Kompozytor nadał swemu utworowi świeżość w barwie i specyficzny, wyraźny rytm – dzięki znaczącemu udziałowi perkusji. Aby wzbogacić utwór, dodał jeszcze fragmenty ze suity „Arlezjanka”. Kubański choreograf Alberto Alonso, który w 1966 roku gościł w Moskwie ze swoim zespołem, zadbał o oryginalny, płomienny, nowatorski, taneczny rys jednoaktowego baletu. Powstało dzieło na wskroś nowoczesne i w wielu elementach sprzeczne z „grzeczną” klasyką, pełne ognia, namiętności i zmysłowości. Maja Plisiecka inspiratorka powstania baletu i pierwsza odtwórczyni roli Carmen, tak określa swoją bohaterkę: „Carmen – to wyzwane, bunt – oślepiające na szarości tła!”. Jej taniec stanowi najlepsze odzwierciedlenie tych słów – niepokorny, awangardowy, będący wyzwaniem dla kanonów tańca klasycznego, a jednocześnie emanujący muzyczną subtelnością.
Słynna operowa para stworzona przez Bizeta, Carmen i Don Jose, w balecie Rodiona Szczedrina ma nieco inny charakter. Ona pozostaje piękną, charyzmatyczną kobietą, zdolną do największej miłości; zmysłową i świadomą swych wdzięków, a przy tym wolną i niezależną. On – zmienny, kapryśny i wybuchowy, w dodatku niestały, choć sam zazdrosny o kochankę. Jednak przeznaczenie ich połączyło. Ubrana na czarno balerina, z twarzą osłoniętą maską, reprezentująca Los, a może tragiczne alter ego Carmen, pokazuje bohaterce karty. Wszystko staje się jasne i nieuniknione. Po walce z handlarzami tytoniu porucznik Zuniga aresztuje Carmen. W więzieniu dziewczyna uwodzi pilnującego jej sierżanta Don Joségo i przekonuje go, by uwolnił ją z zamknięcia. Wkrótce serce zuchwałej Carmen podbija przystojny, sławny toreador Escamillo. Niepokorna Carmen czuje się nieszczęśliwa i rozdarta między dwoma kochankami – uroczym, pełnym męskiego wdzięku Escamilliem, a zabójczo zazdrosnym Don Josem. Dlatego tańczy raz z jednym, raz z drugim, co chwilę wpadając w objęcia nieugiętego, niezmiennego Losu. Uwikłaną w miłosny trójkąt cygankę czeka tragiczny koniec. Umiera pchnięta nożem przez szalejącego z miłości Don Josego.
Balet, który w 1967 roku zdawał się być prowokacyjny, nadto odległy od zasad klasyki, obecnie nie budzi już tego rodzaju emocji. Natomiast jego niezwykły czar, intensywność i niespotykany ekspresjonizm, silnie wyeksponowana mowa ciała oraz ostre, mechaniczne ruchy tancerzy, zmieszane z subtelnością wciąż działają na widza. Układając choreografię baletu, Alberto Alonso umiejętnie połączył czystą klasykę z tańcem hiszpańskim i latynoamerykańskim. Swietłana Zacharowa w roli Carmen jest znakomita, pełna zjawiskowego czaru i ognistej pasji. Wspaniale podkreśla gwałtowne, niemal mechaniczne, pełne symboliki ruchy. Jej perfekcyjnie wykończone obroty i piruety wykonane bez najmniejszego zachwiania budzą uzasadniony aplauz. A przy tym jest zmysłowa, promieniuje delikatnym wdziękiem, ognistym czarem i temperamentem. Nawet kiedy zastyga w idealnie wystudiowanych pozach, jest zachwycająca i powabnie kobieca. Jej taniec, z przepięknymi, płynnymi, bliskimi tańcowi flamenco ruchami dłoni po prostu uwodzi. Szybkie, ostre zwroty łagodzone są giętkością, a ruch, mimo swej dynamiki, nie pozbawiony jest lekkości i finezji. Z powodzeniem partnerują jej Denis Rodkin jako Don José i Michaił Łobuchin jako Toreador. Michaił Łobuchin w tańcu jest zarówno uwodzicielski, jak i chłodny. Potrafi wspaniale oddać charakter swego bohatera – z namiętnością, ale i ze szczyptą ironii, ubranej w techniczną doskonałość. Solista wygładza dynamiczną zmienność, eksponując zarówno siłę, emocjonalność, jak i delikatność. Nie mniej perfekcyjny jest Denis Rodkin jako zazdrosny Don Jose. W pełnych ekspresji, mistrzowskich skokach łączy perfekcję i miękkość ruchu.
Cały jednoaktowy spektakl wciąż robi wielkie wrażenie. Czyste w rysunku pozy tancerzy, czytelne i harmonijne, zatrzymywane ruchy są nasycone emocjonalnością, a przy tym subtelnie symboliczne. Niektóre elementy szczególnie zapadają w pamięć. Wyklaskiwany rytm – charakterystyczny dla tańca flamenco, podkreśla zmysłowy i jednocześnie pulsujący charakter tanecznej uczty. Wrażenie robi „taniec stóp i nóg” siedzących na krzesłach postaci – niezwykle pomysłowy i ekspresyjny motyw, który był potem wykorzystywany w innych adaptacjach. Surowa scenografia, minimalistyczna, niemal ascetyczna i wysmakowana, ilustruje wyrazistość i zmienność ruchu scenicznego. W dekoracjach dominuje czerń i czerwień symbolizująca pasję, erotyzm oraz temperament bohaterów, ale i bezgraniczne umiłowanie wolności. Utrzymane w tych samych kolorach obcisłe kostiumy zespołu baletowego, maski zakrywające twarze, doskonale komponują się z całością. Uwodzicielska, łamiąca wszelkie reguły i prawa Carmen w przepięknym, koronkowym kostiumie emanuje niepokojącym sex appealem, skupiając na sobie uwagę i podkreślając oryginalny charakter spektaklu.
W drugiej części baletowego wieczoru dominują motywy rosyjskie. W nowatorskim jak na owe czasy „Pietruszce”, balecie stworzonym specjalnie dla Sergiusza Diagilewa w 1911 roku, Igor Strawiński ukazuje się jako muzyczny rewolucjonista, wprowadzając dramaturgiczne napięcie, oparte na jaskrawej dysonansowości muzyki i kunsztownej rytmice. W spektaklu zrealizowanym w Teatrze Bolszoj przez Edwarda Cluga, tancerza i choreografa urodzonego w Rumunii, obecnie dyrektora baletu w Słoweńskim Teatrze Narodowym w Mariborze, opowiadanie baśniowej historii, muzyka i układ choreograficzny wraz z barwną scenografią łączą się w czytelną, synkretyczną, harmonijną całość. Tytułowy pajacyk, Pietruszka (zdrobnienie od imienia Piotr), wiedziony dźwiękiem fletu Czarodzieja, właściciela budy jarmarcznej, ożywa w czasie karnawału. W ciągu krótkiego czasu zakochuje się w pięknej Balerinie z tego samego teatrzyku. Niestety, marionetkowa panna wybiera brutalnego Maura. Trawiony nieszczęśliwą miłością Pietruszka ginie z ręki okrutnego rywala. W smutnej historii, ilustrowanej muzyką Strawińskiego, folklor miejski sąsiaduje z neoklasycyzmem, a jarmarczne, wręcz katarynkowe, bulwarowe i na pozór proste brzmienia urastają do rangi tworzywa muzycznego. Pulsującą zmienność i mieniącą się rozmaitość stylów znakomicie oddają tancerze. Choreografia Edwarda Cluga delikatnie uwypukla melodyjne motywy rosyjskich tańców ludowych, tak chętnie wykorzystywane przez Strawińskiego. Denis Sawin jako Pietruszka wspaniale kreuje postać groteskowej kukiełki, obdarzonej ludzkim sercem – zdolnej do miłości i cierpiącej, bezlitośnie krzywdzonej i upokarzanej. Wzruszające pas de deux w wykonaniu solistów – Jekateriny Krysanowej jako Baleriny oraz Denisa Sawina – zachwyca precyzją i emocjonalnością. Niełatwo oddać „wykrzywioną” tonalność muzyki Strawińskiego, bogactwo kolorów orkiestrowych, rytmiczne, perkusyjne wręcz traktowanie harmonii i instrumentacji. Jednak wykonawcy – soliści oraz koryfeje i zespół baletowy Teatru Bolszoj – perfekcyjnie radzą sobie z tym zadaniem. Przystępna dla widza inscenizacja jest bardzo intensywna, co podkreśla barwna dekoracja i kostiumy. Niezwykłe napięcie, precyzja i emocje reprezentowane przez muzykę, zamknięte zostają w czytelny ruch sceniczny. Wysublimowane, bajkowe etiudy zyskują na ekspresji i klarowności głównie dzięki technice tancerzy, ale też fascynującej scenografii, chwilami silniej przemawiającej niż sam taniec.
Istna konstelacja gwiazd na scenie, perfekcyjne, intrygujące choreografie i porywająca muzyka kolejny raz uwodzą widza. Z ciekawością, niecierpliwie czekam na powtórki i przyszły sezon transmisji spektakli i koncertów.
Anna Czajkowska – pedagog, logopeda dyplomowany oraz trener terapii mowy. Absolwentka Pomagisterskiego Studium Logopedycznego Uniwersytetu Warszawskiego, a także Podyplomowych Studiów Polityki Wydawniczej Uniwersytetu Warszawskiego. Współpracuje z wydawnictwami edukacyjnymi (Nowa Era, Edgard) oraz portalem babyboom.pl, dziecisawazne.pl i e-literaci. Instruktor metody PILATES. Recenzje teatralne pisze od 2011 roku.