Recenzje

PEJZAŻE PAMIĘCI

O koncercie Ewy Liebchen i Kwartludium w ramach Art Mintaka w Muzeum Okręgowym w Bydgoszczy pisze Krystian Kajewski.

Przyznaję, że ŚWIĄTECZNY FESTIWAL Art Mintaka, odbywający się w dniach 6 – 8 grudnia 2024, w MUZEUM OKRĘGOWYM W BYDGOSZCZY,  pozytywnie nas zaskoczył. Byliśmy, co prawda, obecni tylko podczas jednego z trzech wieczorów, ale pozostajemy usatysfakcjonowani niepomiernie.

W piątek, w Mikołajki, pianistka Joanna Czapińska zagrała utwór Mortona Friedmana, For bunita Marcus.

Potem zaśpiewała sopranistka Joanna Freszel, a towarzyszyło Jej KWARTLUDIUM: Dagna SADKOWSKA (skrzypce), Piotr NOWICKI (fortepian), Michał GÓRCZYŃSKI ( klarnety) i Paweł NOWICKI( perkusja).

Myślę, że jest to w pełni zrozumiałe, że skupimy się na koncercie sobotnim, którego mieliśmy okazję wysłuchać w całości. Tego wieczoru największą gwiazdą była właścicielka kolekcji zaczarowanych fletów, Ewa LIEBCHEN.

Na początek artystka zagrała Japanse Garden Doiny Rotaru, a my poczuliśmy się przez chwilę, jak podczas Pikniku pod Wiszącą Skałą.

Ewa Liebchen to flecistka totalna.

Od dawna już mieszkańcom Jarvis nie było dane oglądać zimą szerokiego zwierciadła wód odbijającego barwy nieba – pisze Balzac w Seraficie,a takie właśnie obrazy wywoływała Liebchen, podczas odgrywania drugiej, najciekawszej kompozycji tego wieczoru, czyli I will always be there for you Marty Śniady.

Serafinie, wróć jeśli mnie kochasz! – taka myśl przemknęła mi podczas podróży sentymentalnej, jaką zafundowała nam Liebchen w kolejnym utworze, czyli Halnym Sławomira Kupczaka.

Poznawszy więc teraźniejszość i przeszłość, za chwilę mieliśmy okazję się przenieść do przyszłości i wysłuchać awangardowej propozycji KWARTLUDIUM. Jak to mawiał Pasolini: Najszybciej starzeje się awangarda. Coś w tym, niestety, jest. O ile utwory, które zagrała Liebchen, miały w sobie jednak jakaś naturalną prostotę, o tyle kombinatoryka KWARTLUDIUM nie przekonała mnie. Przynajmniej nie do końca. Sopranistka Joanna FRESZEL miała trudne zadanie: odświeżyć nieco stęchłą poezję Karola Maliszewskiego. Nie udało, albo udało się tylko połowicznie.

Jestem Rozkoszą, a ty posiądziesz mnie! Patetyczne, prawda? Ale całkiem dobre. Niestety najsłabszym punktem prezentacji KWARTLUDIUM  był wiersz Karola Maliszewskiego, który, jak dla mnie, brzmi zupełnie nierozkosznie, a wręcz jest torturą dla wyrobionego ucha.

Przekazywane w spadku z pokolenia na pokolenia, poetyckie wzorce, zmieniają się, prawda, ale sugerowałbym sięgnąć po wiersze bardziej przekonujące. Wracając do muzyki, Dagna SADKOWSKA, w swojej grze na skrzypcach, mimo iż z oczywistych względów nie gra pierwszych skrzypiec, potrafi zaintrygować. Piotr NOWICKI, schowany za fortepianem, dosłownie i w przenośni, ledwie co słyszalny. Michał GÓRCZYŃSKI za to, ze swoimi klarnetami, najbardziej w kwartecie słyszalny. Wreszcie, last but not least, sprawnie panujący nad perkusjonaliami, Paweł NOWICKI.

Słowo porusza ciałami niebieskimi. Pozostałem więc wobec propozycji KWARTLUDIUM (co za pretensjonalne słowo znowuż, ech) niewzruszony, licząc, że w przyszłości sięgną po lepszą poezję. Utwór tylko muzyczny, jakim jest kompozycja Vehrhugamyndir na skrzypce, klarnet basowy, fortepian i instrumenty perkusyjne Andrasa Ellendesrean wypadł bowiem nieco lepiej.

 A ponadto świat doskonały jest koniecznie niezniszczalny, a już sam tytuł wiersza Maliszewskiego i opartej na nim kompozycji Rafała Gorzyckiego: Ślepi krążymy w zaułkach planety to nie tylko przykład klasycznego przerostu formy nad treścią, ale przede wszystkim językowej bezradności autora wobec opisywanego tematu. Ech, prostota, a żadne tam arche…

Gdzie jest Bóg? Gdzieś pomiędzy całą tą kakofonią sopranistki, klarnecisty, perkusisty, pianisty i skrzypaczki. Z pewnością więcej Go w dźwiękach fletu Ewy Liebchen. Refleksja? Wieczór niezapomniany, jasno, jak na dłoni, ukazujący dwa kierunki rozwoju muzycznej awangardy: ten bardziej wiarygodny, która zaprezentowała Liebchen, i ten, jak dla mnie zupełnie niewiarygodny, a chwilami przede wszystkim dość męczący, który proponuje nam KWARTLUDIUM. Ech…

Jest pewien fakt, który przytłacza pana: nieskończoność, a skoro czujesz ją pan w sobie, czemuż nie zaakceptować jej konsekwencyj? Tak pisał Balzac w Seraficie. I to była dopiero awangarda! Prawdziwą awangardą jest bowiem sztuka, która wynosi prawdę nad fałsz, a udawanie i odgrywanie zastępuje szczerością, niekiedy bolesną. Jakież to romantyczne, prawda? Prawda.

fot. Tomek Sikora

Komentarze
Udostepnij
Tags: , ,