O spektaklu Dziecko nauki wg scenariusza i w reż. Natalii Mazurkiewicz w Teatrze Przypadków Feralnych w Krakowie pisze Piotr Gaszczyński.
Dziecko Nauki w Teatrze Przypadków Feralnych to opowieść wpisująca się w historie znane z mediów, filmów czy książek, w których to psychopatyczny oprawca więzi swoją ofiarę przez lata, całkowicie ją od siebie uzależniając. Najsłynniejszą historią tego typu jest oczywiście piwnica u Fritzla. Spektakl w Klubie pod Jaszczurami nie jest tak drastyczny, niemniej jednak historia w nim opowiedziana wprawia widzów w zakłopotanie.
Będąca w centrum uwagi Eliza (Alicja Kurowska) buduje napięcie za pomocą gestów, mimiki – nie używa słów. Jej więzienie składa się z klocków do zabawy, „drzewka” złożonego z notatek szalonego oprawcy, małego tipi, w którym można się schować. Jak dowiadujemy się od Ojca (Michał Orzyłowski) jego córka jest zamknięta już od 17 lat. Oczywiście potworowi, jak to bywa w tego typu historiach, przyświecają „szlachetne” pobudki. Dziecko ma być chronione przed złem zewnętrznego świata, rozwijać się w szklarnianych warunkach, ma być bezpieczne (cokolwiek to znaczy). Ojciec jest bardzo opiekuńczy, manipuluje córką, teoretycznie nie wyrządza jej żadnej krzywdy (przynajmniej fizycznej). Zachowuje się bardzo profesjonalnie, jak prawdziwy naukowiec, który dba o swój obiekt badań.
Punktem zwrotnym przedstawienia jest zderzenie nauki, racjonalizmu z instynktem. Eliza zabiła karalucha. Dlaczego? Skąd u niej chęć zniszczenia robaka, jeśli nikt nigdy nie pokazał jej takiego zachowania? Czy kiedy uświadomi sobie swoje położenie zabije również ojca? Zawieszeni w patologicznej sytuacji ojciec i córka tkwią w sytuacji bez wyjścia. Wypuszczenie Elizy oznacza koniec eksperymentu, więzienie i wieloletnią terapię dla ofiary. Trwanie w obecnej sytuacji również oznacza nieuchronny koniec eksperymentu, gdyż nie można go zweryfikować w zderzeniu z rzeczywistością. Ojciec w pewnym momencie spektaklu prosi widzów, by po jego śmierci zajęli się Elizą, co można odczytać jak próbę rozmycia odpowiedzialności za swój czyn. Czy spektakl kończy się szczęśliwie? Tego nie warto zdradzać.
O ile koncept spektaklu jest intrygujący, to brakuje w nim szerszego tła. Nie wiemy dlaczego doszło do tak chorej sytuacji, nie zagłębiamy się w przyczyny a widzimy jedynie skutki. Chyba, że tego typu wydarzeń nie da się wyjaśnić. Zło po prostu istnieje i nie ma dla niego żadnego wytłumaczenia. Ile jeszcze takich piwnic funkcjonuje w dzisiejszym świecie? Aż strach pomyśleć.
fot. mat. teatru