O etiudzie studenckiej „Gej w wielkim mieście” w reż. Filipa Pawlika z AST w Krakowie na 43. Warszawskich Spotkaniach Teatralnych pisze Reda Paweł Haddad.
Warszawskie Spotkania Teatralne, dzień trzeci. Niewielka scena Przodownik na warszawskim starym Mokotowie gościła etiudę studencką z Akademii Sztuk Teatralnych (dawnej PWST) z Krakowa.
Przed wejściem otrzymujemy słowniczek slangu używanego w spektaklu. Jak wiemy: „Granice mojego języka oznaczają granice mojego świata.”*** Język pozwala stworzyć i utrzymać tożsamość grupy. Może spajać i może (od)różnić. Wszystko zależy od kontekstu i kim jest wypowiadająca się osoba. W słowach osoby binarnej lub cis (zwanej również heteroseksualną lub heteronormatywną) słowo „pizda” może być obraźliwe. W ustach osoby nieheteronormatywnej ma wydźwięk neutralny.* Etiuda z AST to rzecz o miłości, ale przede wszystkim o języku.
Jakim typem geja jesteś?
Gej w wielkim mieście to dla nas widzów peryskop, który pozwala nam, siedząc wygodnie zanurzeni w swoich krzesłach i nie ryzykując obrazu własnego ja, zajrzeć do środowiska gejowskiego, poznać temperaturę charakterów oraz – chyba można użyć tego słowa (w znaczeniu kolorytu) – folklor i jego kulturę. Oczywiście to tylko fragment, nie roszczący sobie pretensji do stworzenia obrazu całości. To całkiem śmieszna komedia. Kilku nieheteronormatywnych mężczyzn [mężczyzn przekreślone] tzn. on/ona/ono, on/jego, on/jego//genderqueer, on/jego/genderqueer i on/jego opowiada o swoich seksualnych przeżyciach poprzedniej nocy. O rozmiarze i kolorach kutasów, które przyjęli, o tym jak lubią się szmacić i jak ważne jest dla nich, aby nowo poznany mężczyzna włożył w jeden z otworów w ich ciele nie tylko swojego penisa, ale także zainwestował finansowo. Nie są przecież, jak sami mówią, tanimi kurwami. Jeden z bohaterów, dostaje mniej atencji od reszty grupy i obraża się. Przedstawienie kończy się nagle i chyba szkoda, bo dialog toczy się wartko, prawie fredrowsko, aktorzy potrafią przykuć uwagę widzów, tworzą charyzmatyczne, oryginalne postaci i etiuda zdecydowanie ma potencjał na coś więcej. No cóż, jednak prace studenckie rządzą się swoimi prawami. Dlatego pozostaje niedosyt, jak z oczekiwaniem na następny odcinek serialu.
Dystans, dystans, kurwa, albo wszyscy umrzemy**
Szkoda, że etiuda w reżyserii on/ona/ono Filipa Pawlika trwa tak krótko, bo w warstwie fabularnej, pomimo nieco ekstremalnego lifestyle`u, zdążyliśmy już polubić sceniczne postaci i chcielibyśmy wiedzieć czy udało im się slay mama z jakimś twinkiem lub hunkiem, zaliczyć ultracute ździrę w zoo, papudze, blueXL lub ciemni, zrobić loda i dostać trochę funu z alejandro, fernando (to nie są imiona, to typy), dostać spust z bolca albo ultracute pindola, ewentualnie przeżyć coś ostrzejszego ze świnią, może być po mefedronie, aby stać się iconic, deyassikikować hetero cnotki niewydymki, udanie serwować pizdę/yassifikować i girlbossować w życiu. To nie jest disgusting, bo to mówią fajne szmaty na scenie, dlatego that`s on periodt i so true. A jeśli ci się to nie podoba, to odkurz pizdę actually i zainteresuj się tym co jest trendy. Nie gatekeepuj, nie gaslightuj, nie słuchaj Eneja, nie slutshamuj, bądź slay zamiast hetero, angel!
*Patrz „słowniczek sojusznika” wręczany przed spektaklem.
** Cytat z internetowego mema
*** Ludwig Wittgenstein
fot. Maja Michnacka