O spektaklu „Roots” i „Songs of extinction” kolektywu Dancehaus Piu w choreografii Micheli Priuli i Annalì Rainoldi na Międzynarodowym Festiwalu Tańca Współczesnego Zawirowania w Warszawie pisze Katarzyna Harłacz.
W ramach Międzynarodowego Festiwalu Tańca Współczesnego „Zawirowania” w Warszawie pojawił się zespół Dancehause Piu z Włoch, z tańcem pełnym zaangażowania i z głębokim przesłaniem.
Piątkowy występ (23.06.23 r.) należał do kolektywu DANCEHAUS più. Włoski zespół pokazał dwa odrębne układy: „Roots” i „Songs of extinction”.
„Roots” – korzenie, jako symbol jednego pochodzenia i źródła wszystkiego. Duet w fantastycznym zespoleniu pokazał zharmonizowanie, rozwijanie się z jednego organizmu i wyrastanie z jednego źródła (korzenia) dwóch bytów. A potem stopniowe odrywanie się od siebie – jakby każda część uświadamiała sobie swą niezależność i odrębność. Para wirowała wokół siebie, badała swą przestrzeń, eksplorowała to, na co może sobie pozwolić. W tym doświadczeniu było dużo wolności i ciekawości. Każdy ruch uświadamiał im indywidualność i niepowtarzalność jednostki, jednak ich zjednoczenie na tym nic nie traciło.
W tej niezależności świadomych siebie dwóch istnień, jednocześnie oddanych sobie i świadomych swego głębokiego połączenia, taniec przekształcił się we wspólnotowy rytm. Artyści bawili się tym doświadczeniem, stali się jednym ciałem o dwóch świadomościach, ich ruch był miękki i pełen zaufania. Wszystko to sprawiało, że uczestniczenie w tym eksperymentowaniu stało się dla widza bardzo ubogacającym doświadczeniem. Był to piękny taniec życia – symbol dobrego ukorzenienia pojedynczych jednostek, które daje dobrą i głęboką relację.
Drugi układ w spektaklu „Songs of Extinction” miał nieco inny wydźwięk, nie było w nim historii, choć był głęboki przekaz. Tancerka zafascynowana naturą w pełni oddała się tańcowi ku czci Ziemi. W ten sposób całą sobą wypowiedziała swój lęk związany z kryzysem klimatycznym i grożącym wyginięciem wielu gatunków roślin i zwierząt żyjących obecnie na Ziemi. Tańcowi towarzyszyły dźwięk i projekcje wideo pierwotnej przyrody (ale będącej już w zagrożeniu ingerencją człowieka), choć obraz przemieniony został w formę bardziej graficzną i symboliczną. Dźwięk jednak pozostał nietknięty i dziki. Artystka każde brzmienie, odgłos i obraz natury wytańczyła: naśladując, parafrazując to, co widziała i słyszała, wyśpiewując i przekształcając swoje ciało w różnorodne figury.
Miękki, ale dynamiczny i dziki ruch, dobre uziemienie (i ukorzenienie, choć w nieco innym wydaniu – pełnym więzi i oddania Naturze i ciału – niż pierwszy układ, który był osadzony w sercu) i mocne centrum, z którego rozprzestrzeniała się ekspresja całego ciała.
Oba układy okazały się być bardzo ciekawe, wszyscy artyści mieli bardzo dobre klasyczne podstawy. I przede wszystkim był to fantastyczny, działający na wyobraźnię i wciągający spektakl.
fot. mat. organizatora