Recenzje

Podróż i klątwa

Mary Higgins Clark: Całkiem sama. Prószyński i S-ka, Warszawa 2018 – pisze Izabela MIkrut

Nieuchronne będą skojarzenia z Agathą Christie, trudno, żeby było inaczej – Mary Higgins Clark produkuje bestsellery i w tym wypadku powtarza pewien charakterystyczny motyw. Akcję kryminału “Całkiem sama” przenosi na luksusowy statek, wzorowany na Titanicu. To pływające cudo, w którym goście mogą poczuć się milionerami (zresztą koszt wyprawy wyklucza przypadkowe towarzystwo). Kilkadziesiąt osób z załogi będzie na każde wyzwanie podróżujących, do dyspozycji pasażerowie statku mają doskonale wyposażone i przeznaczone do różnych celów sale, istnieje również opracowana bogata oferta wydarzeń kulturalnych (w tym – możliwość uczestniczenia w bardzo ciekawych wykładach czy koncertach). Bogactwo, przepych i ekstrawagancje przekładają się również na sporą swobodę pozostawioną gościom. Właściciel statku nie życzy sobie, żeby ktokolwiek miał powody do narzekania, stara się wyprzedzać ewentualne zarzuty i krytyczne uwagi, zawczasu zapewniając gościom wszelkie udogodnienia. Sytuacja znana już z niejednej klasycznej historii kryminalnej. Zamknięta przestrzeń, do której nie można się dostać z zewnątrz (i z której nie można się wydostać, żeby uciec), towarzystwo poznające się nawzajem – zestaw ludzi o różnych poglądach, charakterach i zamiarach – a do tego wielkie pieniądze. To musi skończyć się źle.

Mary Higgins Clark nie za bardzo zajmuje się budowaniem pełnych opisów. Skupia się od początku na prezentowaniu kolejnych podróżujących statkiem – zarówno pasażerów, jak i członków załogi. Przygląda się ich codziennym zajęciom, sposobom dojścia do wielkich majątków (jeśli było w tym coś niezwykłego), tęsknotom lub znajomościom. Odnotowuje marzenia i plany, skrótowo buduje życiorysy, a zatrzymuje się na dłużej nad aktualnymi zachowaniami. W końcu postacie nie pozostaną dla siebie anonimowe i w procesie poznawania się – zaprzyjaźniania lub choćby wymieniania informacjami – autorka im towarzyszy. To pole do obserwacji dla potencjalnych literackich detektywów. Już niedługo wydarzy się bowiem coś bardzo niedobrego – a to wrażenie potęguje sama autorka, przez wprowadzanie do akcji drobnych sugestii i aluzji. Na statku znajduje się między innymi obecna właścicielka naszyjnika Kleopatry (zdobytego kiedyś nielegalnie przez ofiarodawcę) – a z owym naszyjnikiem wiąże się legenda-klątwa: kto zabierze go w morską podróż, ten z niej nie wróci. Podobne znaki autorka subtelnie mnoży, a ponieważ ma do dyspozycji całkiem sporo wątków i ludzi – może przeskakiwać między tematami i zapewniać odbiorcom przez cały czas potężną dawkę rozrywki. Raz tropi nieuczciwych, raz podąża za tymi najmniej podejrzanymi i odnotowuje, kto z kim rozmawiał, kto się z kim spotykał, a kto przemykał się niezauważany przez innych pasażerów. Od czasu do czasu wprowadza obrazki filmowe: wkradanie się do cudzych kajut albo podsłuchiwanie – te zachowania, które budzą podejrzliwość, ale i odciągają uwagę od prawdziwych niebezpieczeństw. Bawi się Clark między innymi ukrytymi motywami z dala od morderstwa na statku: jednym z bardziej dynamicznych wątków staje się wpadnięcie do lodowatej wody (w dwudziestometrową przepaść) jednego z mężczyzn. Gęstwinę faktów zamyka autorka w bardzo krótkich i precyzyjnych rozdziałach, wysmakowanych, bo w tekście wszystko musi być dopasowane do idealnego świata bogaczy. Z czasem dochodzi wręcz do absurdu, bo kolejne fragmenty tekstu są już półstronicowe – tyle wystarcza Clark na rozszyfrowanie wątku. Autorka pisze wyraźnie dla masowego odbiorcy (i też pod ewentualne filmy, posługuje się filmową wyobraźnią), nie chce zarzucać tekstem, woli konkrety i odmalowywanie atmosfery. Wychodzi jej to nieźle, łatwo zrozumieć, dlaczego przekonuje do siebie szerokie grono odbiorców.

Komentarze
Udostepnij
Tags: ,