O spektaklu „Podstolina” Aleksandra Fredry w adaptacji i reżyserii Mariusza Malca w Teatrze Telewizji pisze Krzysztof Krzak.
Cóż wystawić na zakończenie Roku Fredrowskiego jeśli nie sztandarowe jego dzieło, jakim jest „Zemsta”? Tak też uczyniła była Telewizja Polska, pokazując „na żywo” 18 grudnia 2023 roku tę powszechnie znaną komedię, a w zasadzie jej fragmenty, przemianowując ją przy okazji dla niepoznaki na „Podstolinę”.
Autor adaptacji i reżyser w jednej osobie, Mariusz Malec, uczynił (przynajmniej w założeniach) główną bohaterką Hannę Czepiersińską, trzykrotną wdowę, dysponentkę majątku młodziutkiej Klary, nad którym utraciłaby ona kontrolę w momencie zamążpójścia dziewczyny. Podstolina stara się więc znaleźć majętnego męża, „by nie zostać całkiem w nędzy”. Nie ma z tym większych problemów, bowiem potencjalni kandydaci traktują ją jako dobrą partię, sądząc, iż odziedziczyła po swoim mężu Podstolim pokaźny majątek. Jej wybór pada początkowo na Cześnika Raptusiewicza, stetryczałego stryja Klary (Małgorzata Mikołajczak). Jednocześnie odkrywa też, że lubym Raptusiewiczówny jest młodzian znany jej w przeszłości jako książę Radosław, do którego pałała mocnym uczuciem. Odżywa ono podczas ponownego spotkania dawnych kochanków. Ale książę Radosław, a w istocie Wacław, syn zagorzałego wroga Cześnika, Rejenta Milczka, chce dochować wierności Klarze. Przeciwny temu związkowi jest natomiast jego ojciec, dlatego też Rejent staje się sprzymierzeńcem Podstoliny w jej planach poślubienia Wacława (gra go Paweł Paprocki, jeden z wyrazistszych Wacławów, jakich widziałem do tej pory). Chodzi, oczywiście, o domniemany majątek wdowy. Dopiero w końcówce okazuje się, że majątek Podstoliny z momentem zamążpójścia Klary przechodzi na Raptusiewiczównę. Efekty podejmowanych przez bohaterów działań są raczej wszystkim doskonale znane. Malec nie posuwa się do zmiany finału. Jest więc nie tylko podanie rąk na zgodę, ale i zespołowe odśpiewanie „Oj, kot, pani matko, kot” z akompaniującym na fortepianie Pawłem Paprockim, kompozytorem melodii. Reżyser – adaptator usuwa jednak ze scenariusza „Podstoliny” wątek walki o mur dzielący zwaśnionych sąsiadów, przez co nie ma w jego przedstawieniu dowcipnych scen z mularzami. Nie ma też postaci Dyndalskiego i słynnej sceny pisania przezeń listu dyktowanego przez Cześnika, odwiecznego źródła humoru w „Zemście”. Jest też parę innych skrótów, nie na tyle jednak istotnych, by widz nie połapał się w akcji. Zmylić mogło jedynie powtarzanie niektórych kwestii w różnych momentach spektaklu.
Mariusz Malec przenosi akcję XIX–wiecznej sztuki w czasy współczesne, na co wskazują choćby kostiumy zaprojektowane przez Ewę Krauze. Ale także takie rekwizyty, jak motocykle czy dyktafon, na który Papkin (autentycznie zabawny w tej roli Krzysztof Szczepaniak) nagrywa swój testament. Również eklektyczna scenografia Darii Dwornik i Aleksandry Żurawskiej to swoista kakofonia stylów i epok, próżno w niej szukać zniszczonego muru – przedmiotu sąsiedzkiego sporu. Może dlatego, że protagoniści w tym przedstawieniu mieszkają w Cześnik Apartaments i Rejent Gallery?
Rolę tytułową gra Wiktoria Gorodeckaja, aktorka Teatru Narodowego w Warszawie, która swój talent pokazała już w wielu spektaklach telewizyjnych (ostatnio w „Judaszu z Kariothu”). Podstolinę zagrała jednak zbyt jednowymiarowo, eksponując przede wszystkim rozbuchany erotyzm i egzaltację. Aktorce umknął gdzieś dramat kobiety, która nie tylko chce ocalić swój status, ale i zdobyć uczucie, bo „Nie mieć męża mocno boli”. Generalnie – mogło być lepiej. Nie zawiedli natomiast grający głównych bohaterów „Zemsty” Jarosław Gajewski (Cześnik) i Andrzej Mastalerz (Rejent). Bez zbędnej szarży i aktorskich fajerwerków stworzyli postaci, które są jednocześnie odpychające i budzące współczucie.
Na koniec z innej beczki: redaktor Piotr Zaremba na łamach prawicowego tygodnika wyraża – przy okazji „Skiza” Zapolskiej emitowanego w dniu powołania na urząd Premiera RP Donalda Tuska – zatroskanie przyszłością Teatru Telewizji po przejęciu TVP przez nową koalicję rządzącą. Przewiduje, że po uszczupleniu dotacji na państwowego nadawcę ograniczone zostaną premiery teatralne, tak jakby do tej pory w Teatrze Telewizji nie dominowały powtórki dawnych spektakli, ze szczególnym uwzględnieniem martyrologiczno–patriotycznych widowisk. W odróżnieniu od red. Zaremby wyrażam przekonanie, że cięcia obejmą przede wszystkim tępą propagandę partyjno–rządową i przaśne biesiady, a środki finansowe, nawet jeśli mniejsze, zostaną skierowane na produkcję programów wartościowych artystycznie. Wierzę, że do Teatru Telewizji wrócą wybitni reżyserzy i aktorzy oraz ciekawe, nowe teksty dramaturgiczne, które nie będą realizowane „po łebkach”, byle tylko nie przekroczyć limitu 70 – 80 minut („Podstolina” Mariusza Malca trwała tylko 64 minuty).
Fot. Arsen Petrovych