Ałbena Grabowska: Matki i córki. Marginesy, Warszawa 2019 – pisze Izabela Mikrut.
Jest to publikacja dziwna. Niby rozrywkowa – napisana jako powieść obyczajowa z inspiracjami w historii – coś, co czytelniczki bardzo lubią. Połączona z sagą i z możliwością prześledzenia losów kobiet z czterech pokoleń. Ałbena Grabowska zbiera doświadczenia powiązane z wielką historią, pokazuje, jak polityka międzynarodowa wpływała na losy jednostek. I tak tworzy się książka „Matki i córki”, narracja niezwykła przez połączenie fikcji i realiów. Autorka skupia się na sylwetkach kobiet, udowadniając, że każde pokolenie ma swoje problemy i – konflikty między członkami jednego rodu płynąć mogą z różnic doświadczeń. Truizm – ale w tym wypadku nadaje ton fabule. Cztery kobiety u Grabowskiej spotykają się ze sobą – najstarsze żyją jeszcze, kiedy na świat przychodzi najmłodsza – i funkcjonują na tyle długo, by dać się poznać (z wzajemnością). Po śmierci prababka i babka pozostają – trzaskają drzwiczkami od szafek, rzucają talerzami, na różne sposoby wyrażają swoją niechęć do obserwowanych zachowań. Lila – najmłodsza – musi się nauczyć, jak nie reagować na dezaprobatę przodkiń. Tylko wtedy będzie mogła działać po swojemu, a nie pod dyktando.
W „Matkach i córkach” narracja jest podporządkowywana historii, nie musi to być specjalny zabieg autorki – wydaje się, że pewne dyskursy niemal automatycznie wkradają się do opowieści i przesycają ją tym, co znane. Ałbena Grabowska w swoim przejściu przez przeszłość sięga po zjawiska omówione i zbadane, opiera się na tym, co sprawdzone i co można znaleźć w literaturze faktu. Nie zamierza dodawać odkryć, modyfikować wiadomości – jeśli chodzi o fakty, posługuje się kliszami. O modyfikacji można mówić tylko w przypadku perspektywy: autorka towarzyszy swoim bohaterkom i ogląda rzeczywistość przez pryzmat ich charakterów. Postacie są jak marionetki – służą pokazaniu największych tragedii XX wieku – nie istnieją bez tych odniesień. To oczywiście staje się największą wadą powieści, ale też – średnio możliwą do zauważenia przez odbiorców z szerokiej publiczności. Cztery kobiety to cztery powody do smutku i bierności – Maria przyzwyczajona jest do wystawnego życia, do balów, przepychu i „grzeczności”. Kiedy okaże się, że jej mąż ma być zesłany na Syberię, próbuje go na wszelkie możliwe sposoby ratować, tracąc własną cześć. A gdy zesłanie staje się faktem – podąża na Sybir i tam układa sobie życie, chociaż nikt nie wróży jej szansy na przetrwanie. Córka Marii, Sabina, podczas drugiej wojny światowej trafia do obozu w Ravensbruck. Przed wojną świetna skrzypaczka, w obozie staje się rozrywką dla jednej z kapo, nie może przez to zdobyć zaufania innych więźniarek, ani odbudować szacunku do siebie. Bierze udział w sytuacjach, które na zawsze ją zmienią – i to bez względu na obozowe traumy. Z kolei Magdalena, córka Sabiny, dojrzewa w czasie PRL-u i boryka się z problemami mniej może wyrazistymi, ale utrudniającymi funkcjonowanie. Jej ukochany marzy o emigracji i liczy na to, że Magdalena mu w tym pomoże. Dla niego wyjazd to sens życia, z kolei Magdalena raczej biernie podporządkowywałaby się rzeczywistości. Szarość przytłacza równie mocno jak strach i konieczność codziennego uciekania przed śmiercią. W tym wszystkim w Lili kumulują się troski i lęki poprzednich pokoleń. Tu nikt nie rozmawia ze sobą o przeżyciach i o trudnych zajściach – nie ma możliwości zbudowania płaszczyzny porozumienia, więc nikt nawet nie próbuje dzielić się doświadczeniami. Cztery opowieści toczą się obok siebie, w oderwaniu od siebie wzajemnie – funkcjonują jak informacje i jak definicje, próby przedstawienia czterech bohaterek. Ałbena Grabowska dynamikę tej powieści znajduje w historii i rzeczywistości – to jest wartość, którą oferuje odbiorcom.