O prezentacji spektaklu „Český díplom” w reż. Piotra Ratajczaka z Teatru Kochanowskiego w Opolu na 39. WST pisze Edyta Werpachowska.
Podczas 39. Warszawskich Spotkań Teatralnych na stołeczną scenę zawitał „Český díplom” – spektakl przygotowany przez absolwentów wydziału lalkarskiego PWST, grany obecnie w Teatrze im. Jana Kochanowskiego w Opolu. Czeski film przeniesiony na deski teatru? Nie do końca. Fenomenalny zespół młodych aktorów zaserwował publiczności znacznie więcej niż zbiór wyświechtanych stereotypów. „Český díplom” jest prawdziwym widowiskiem z idealnie wyważonymi proporcjami komedii i dramatu, świetnymi rozwiązaniami choreograficznymi, a przede wszystkim dawką niesamowitej, witalnej energii.
„Český díplom” jest przedstawieniem inspirowanym reportażami Mariusza Szczygła („Gottland”, „Zrób sobie raj”). Przekucie zawartych w nich opowieści na język teatru to nie lada wyzwanie. Piotr Rowicki – autor tekstu – oraz reżyser widowiska Piotr Ratajczak spisali się na medal. Niektóre z historii opowiedzianych przez Szczygła uaktualnili, dodając nawiązania do współczesności; wszystkie „przetłumaczyli” na język teatralnych środków wyrazu, konstruując spektakl w taki sposób, że w dwugodzinnym przedstawieniu napięcie rozłożone jest równomiernie, a każda z postaci, w które wciela się dziesięcioro młodych aktorów jest soczysta, wiarygodna i wnosi coś nowego do spektaklu. Co więcej – całość „Českiego díplomu” jest arcyciekawa: w każdej ze scen autorzy prezentują odmienny pomysł, niekonwencjonalne podejście widać nawet w zagospodarowaniu czasu tuż przed spektaklem, kiedy widownia wchodzi na salę: na scenie – na ekranie – wyświetlany jest streaming zza kulis w ironiczny (a może czeski?) sposób łamiący teatralną konwencję.
Każdy z aktorów dostaje szansę, aby zaprezentować swoje umiejętności i trzeba przyznać, że każdy z nich doskonale z tej szansy korzysta. Postaci są soczyste, wyraziste, prawdziwe. Ekipa aktorska wie, jak nie przesadzić z komizmem lub dramatyzmem i patosem. Wszystko jest perfekcyjnie wyważone. Uwagę przykuwają także dobrze skonstruowane sceny zbiorowe, jak na przykład scena spinająca klamrą całe przedstawienie, w której widać solidne, lalkarskie zaplecze zespołu.
Już sam tekst dostarcza ciekawych asocjacji i przeżyć. Narracja poprowadzona jest poprzez prezentację postaci w przeważającej części z czasów czechosłowackiego komunizmu. Panteon bohaterów jest bardzo różnorodny: są to m.in. Jan Prochazka – czeski scenarzysta, którego życie zniszczył fikcyjnie zmontowany materiał wyemitowany w telewizji, Egon Bondy – „filozof – fekalista”, Lida Baarova – aktorka romansująca z Josephem Goebbelsem czy Vera Ceslavska – lekkoatletka, która na Igrzyskach Olimpijskich „sprzeciwiła” się władzy. Taki wybór postaci nie tylko równoważy komiczne i dramatyczne elementy spektaklu, ale także pozwala spojrzeć na naszych sąsiadów wielowymiarowo. Przede wszystkim jednak – przejrzeć się w ich historii i mentalności jak w lustrze, zdając sobie sprawę, że Polaków i Czechów wiele łączy, ale równie wiele dzieli.
Autorzy spektaklu uwypuklili owe różnice szczególnie w scenie, w której apelują do publiczności najpierw jako Czesi, a potem jako Polacy, nawołując odpowiednio – do rezygnacji z wiary w Boga oraz do nawrócenia. Znamienne, że w obu opcjach używają bardzo podobnych środków perswazji oraz niemalże tożsamych argumentów. Swoją wypowiedź różnicują nakreśleniem pewnego rodzaju mentalności, która przekłada się na ekspresję każdej z nacji. Scena z apelem o zmianę światopoglądu nie jest jedyną, w której aktorzy burzą „czwartą ścianę” teatru, co czyni „Český díplom” jeszcze ciekawszym przedstawieniem.
To, co jednak najbardziej wyróżnia „Český díplom” to zdecydowanie niesamowita gra aktorów. Grają tak, jakby od tego spektaklu miała zależeć ich przyszła kariera, w każdej scenie dając z siebie 110 procent. Bardzo przyjemnie patrzy się na tak energetyczną, pełną zapału ekipę, a po zakończeniu widowiska wychodzi się z sali z uśmiechem i sporym poczuciem satysfakcji.
FOT. AST