Scott Stuart: Mój cień jest różowy. Znak, Kraków 2021 – pisze Izabela Mikrut.
Gdyby ta książka mogła zmienić sposób myślenia ludzi, wszystkim żyłoby się znacznie lepiej. Scott Stuart przedstawił tu przypadek chłopca, który nie realizuje stereotypów, choćby nawet chciał iść w ślady taty – najlepiej czuje się z „dziewczyńskimi” zajęciami i… w spódniczce. Różowy cień bohatera nie ma oporów przed ujawnianiem własnego ja: tańczy, kręci piruety, nosi spódniczkę przez cały czas. Chłopiec próbuje się dopasować do wymogów otoczenia – to ważne, bo niedługo pójdzie do szkoły, a inne dzieci raczej nie będą wyrozumiałe. Tego boi się również tata: cień taty jest potężny i niebieski, nie ma wątpliwości: oto prawdziwy mężczyzna, który nigdy nie miał problemów z tożsamością. Ale trudno pokonać to, co w duszy gra: chłopiec ma swoje marzenia i nie zrezygnuje z nich, nawet za cenę utraty wsparcia najbliższych. Nie wie jeszcze, że wszystko potoczy się niespodziewaną drogą.
„Mój cień jest różowy” to prosta i rymowana historia przełożona przez Michała Rusinka bez formalnych fajerwerków (dość często autor stawia na rymy gramatyczne: tym razem liczy się przekaz, a nie popisy w obrębie współbrzmień). Opowieść toczy się gładko, jest silnie zrytmizowana i pozwala odbiorcom śledzić akcję i kibicować małemu bohaterowi. Chłopiec przecież nikomu nie zagraża, nie robi nic złego, po prostu chciałby móc uzewnętrzniać własne pragnienia. Jest sympatyczny, od początku daje się lubić, a przekonuje do siebie również lekką nieśmiałością. Bajkowa inność uchwycona za sprawą różowego cienia to czytelna metafora. Nie chodzi o modę ani o „choroby” (jak twierdzą niedoedukowani): cień definiuje w tym wypadku tożsamość i stanowi kontrast między oczekiwaniami społeczeństwa a właściwymi potrzebami konkretnego człowieka. Być może dzięki takiej przenośni będzie łatwiej wytłumaczyć najmłodszym, że każdy powinien móc być sobą. Bo historia Scotta Stuarta jest czytelna dla dorosłych – i zapewne niektórym da do myślenia – ale to też punkt wyjścia do rozmów z pociechami. Nie tylko w przypadku, gdy zaobserwuje się wychodzenie poza ramy kulturowo narzucanych poglądów. Tu sytuacja nie sprowadza się przecież do tego, że chłopiec chce bawić się lalkami a dziewczynka samochodzikami (nawiasem mówiąc, ten drugi przypadek spotyka się z mniejszym szokiem w społeczeństwie), nie chodzi nawet o dobór kolorów zarezerwowanych dla jednej z płci. To wszystko nie ma znaczenia. Szykuje się naprawdę potężna katastrofa: bohater jest jeszcze naiwny i nie ma pojęcia, jakie piekło mogą zgotować mu inni ludzie. To czytelnicy tomiku nabudują sobie najbardziej prawdopodobny scenariusz.
„Mój cień jest różowy” poza ważnym i wartościowym przesłaniem do dużych i małych ma też świetnie przygotowaną stronę graficzną. Dzieci otrzymują tu cały wachlarz emocji bohatera oraz postawy jego taty – to, co nie zmieściło się w słowach, bez trudu wyczytają z obrazków. Dzięki ilustracjom łatwiej też wytłumaczyć, że każdy ma swoje ukryte pragnienia, bez względu na to, czy związane z płcią, zawodem, talentami czy osiągnięciami – i że nie wolno się ich wyrzekać. W związku z tym zresztą tomik „Mój cień jest różowy” wielu przyprawi o silne wzruszenia. Powinno się sprawić, żeby był w każdym domu.