Recenzje

Ponad religią

Gotthold Ephraim Lessing NATAN MĘDRZEC w reż. Piotra Kurzawy w Teatrze im. W. Horzycy w Toruniu – pisze Wiesław Kowalski

Toruński „Natan mędrzec” to spektakl bardzo dobrze zakomponowany, bez inscenizacyjnych fajerwerków, skupiony na opowieści i słowach, które tę opowieść niosą. To teatr na swój sposób literacki, wierny od początku do końca przyjętej konwencji, nie nastawiony na eksperyment czy laboratoryjne eksplorowanie możliwości interpretacyjnych tkwiących w dramacie. Okazuje się, że tak szlachetne i skromne podejście do tekstu Gottholda Ephraima Lessinga, pochodzącego z 1779 roku, zaowocowało przedstawieniem wcale nie drętwym, nudnym czy anachronicznym, niedzisiejszym i przegadanym. Dzięki dobrym skrótom reżysera Piotra Kurzawy, który oczyścił tekst z mogącego niekiedy już dzisiaj drażnić dydaktyzmu i przeprowadzeniu właściwej rytmizacji w dialogach, a także  w dużej mierze toruńskim aktorom, którzy próbują z powodzeniem wychodzić poza postaciową jednowymiarowość  (znakomicie udaje się to zwłaszcza  Michałowi  Ubyszowi i Joannie Rozkosz) wchodzimy w rzeczywistość sceniczną, która – pomimo zamierzonej  statyczności –  przykuwa uwagę widza tym, co dzieje się z bohaterami i jak próbują odnajdywać się w zapisanych przez oświeceniowego pisarza konfliktach. Dzięki tym prostym reżyserskim zabiegom, rezygnacji z przydługich monologów protagonistów  i  umiejętnemu poszukiwaniu psychologicznej podbudowy dla idei, których wyrazicielami  są aktorzy, „Natan mędrzec” staje się głęboką w swym humanistycznym przekazie, wciąż pełną aktualności przypowieścią poddająca krytyce religijne ekstremizmy i wskazującą na możliwość pokojowego współistnienia obok siebie ludzi będących wyznawcami różnych religii i światopoglądów.  

Lesssing, uchodzący za odnowiciela niemieckiej dramaturgii, w swojej twórczości zajmował się przede wszystkim problematyką społeczną i polityczną. Zasłynął  jako odważny głosiciel swoich poglądów na temat Pisma Świętego, kościoła, religii i jego doktryn, odkupienia, sposobów dochodzenia do prawdy, a także tolerancji, dominacji, przebaczania, miłosierdzia i szeroko pojętej akceptacji, wolności i swobody w różnych dziedzinach życia. W „Natanie mędrcu” dał wyraz swoim poglądom na temat kwestii żydowskich, które były mu szczególnie bliskie. Stąd też głównym i najważniejszym bohaterem dramatu, dziejącego się w Jerozolimie XII wieku,  został majętny i poważany Żyd, który powróciwszy z kupieckiej wyprawy zostaje wplątany w tygiel zależności wynikający z koegzystowania obok siebie chrześcijaństwa, judaizmu i islamu. Okazuje się, że ten, który uratował córkę Natana podczas pożaru jest templariuszem – żyje zaś dzięki łaskawości muzułmańskiego suwerena, który odnajduje w nim podobieństwa do swojego nieżyjącego już brata. Do tego dochodzi wątek związany z tarapatami finansowymi Saladyna i jego prośbą o pomoc skierowaną do Natana. To podczas ich spotkania usłyszymy z ust Żyda przypowieść o pierścieniu, która staje się egzemplifikacją zapatrywań samego autora na kwestie związane z religijną tolerancją. Jednocześnie młody krzyżowiec, pozostający pod urokiem Rechy, jak się okazuje domniemanej córki Natana, zostaje wtajemniczony w historię, która ujawnia prawdziwe pochodzenie młodej dziewczyny. W finale dowiadujemy się wreszcie, kto jest z kim spowinowacony w tej zagmatwanej i pełnej tragicznych wyznań przypowieści.

Piotr Kurzawa wraz Małgorzatą Pietraś (scenografia) w oprawie wizualnej zrezygnowali z jakichkolwiek nachalnych uwspółcześnień, do których mogłaby zachęcać dzisiaj problematyka tego utworu. Wszelkie aluzje, odniesienia czy odwołania sygnalizowane są dyskretnie i delikatnie, pozwalając tym samym widzowi na wnikliwe podążanie za tym, co dzieje się w emocjach bohaterów i jak to wpływa na reakcje samej publiczności, która z dużą dozą zaangażowania i empatii stara się uczestniczyć w przebiegu scenicznych wydarzeń. Realizatorzy postawili przede wszystkim na umowność przedstawianej rzeczywistości, nie budują realistycznych przestrzeni pałaców czy świątyń, rezygnują z jakiejkolwiek ornamentyki na rzecz najprostszych w wymowie  elementów (jednym z nich jest fragment drabiny w tle), które w jasny sposób metaforyzują sceniczną fakturę i formalny ascetyzm. Nie ułatwia to zadania aktorom, bo otwarta, pozbawiona okotarowania przestrzeń wymaga od nich dużo większej aktywności artykulacyjnej. Nie wszyscy sobie z tym radzą jednakowo. Wzorcowo i kunsztownie, ale bez odrobiny koturnowości robi to Michał Ubysz jako Natan, gorzej na przykład Maria Kierzkowska w roli służącej – zbyt wycofanej głosowo i emisyjnie mało dynamicznej. Powściągliwość i czysto zewnętrzna oszczędność w środkach wyrazu w tak zakomponowanym i mocno eksponującym słowo przedstawieniu na niewiele się zda. Dlatego być może rozczarowuje mało okonturowana wewnętrznie i ograniczona do jednej pozy, bez znamion dystansu czy ironii,  postać Sułtana kreowana przez Tomasza Mycana – aktor jest cały czas jakby obok partnerów, skupiony tylko na deklamacyjnym wypowiedzeniu tekstu i tym samym nie nawiązuje z nimi kontaktu. Natomiast zachwyca w roli Rechy młodziutka Joanna Rozkosz, która potrafiła – nie rezygnując z emocjonalno-psychologicznego sztafażu –  fenomenalnie pokazać metamorfozę swojej bohaterki. Gdy do tego dodamy fantastyczne dźwięki Pawła Szamburskiego i Patryka Zakrockiego, które idealnie komponują się z niespiesznym przebiegiem scenicznej akcji, otrzymujemy czysty konwencjonalnie  spektakl eksponujący bez uaktualniającego efekciarstwa racje i poglądy protagonistów, które – pomimo wielu sprzeczności – ostatecznie niwelują mowę nienawiści i przestają wywoływać ferment oraz trwogę. A tego wszak potrzebujemy teraz najbardziej.


Fot. Wojtek Szabelski


Wiesław Kowalski – aktor, pedagog, krytyk teatralny. Współpracuje m.in. z miesięcznikiem „Teatr”, z „Twoją Muzą” i „Presto”. Mieszka w Warszawie.

 

Komentarze
Udostepnij
Tags: , , , , ,