Recenzje

Portret poetki pisany jej wersami

O spektaklu ,,Szymborska. Kropki, przecinki, papierosy.” Piotra Rowickiego w reż. Anny Gryszkówny w Teatrze Słowackiego w Krakowie pisze Mateusz Leon Rychlak.

,,Małe dziewczynki
chude i bez wiary,
że piegi zniknął z policzków,

nie zwracające niczyjej uwagi,
chodzące po powiekach świata[…]’’

-Wisława Szymborska ,,Chwila w Troi’’

Trudno jest mówić o osobach wyrazistych, znajdujących się we wciąż żywych wspomnieniach całkiem sporej rzeszy ludzi. Umieszczanie słów, których postać ta nie wypowiedziała, choć mogła powiedzieć, zwykle może spotykać się ze sprzeciwem, oburzeniem, bo przecież ,,to nie tak było’’. W zupełnie innym kierunku idzie Piotr Rowicki, autor scenariusza spektaklu ,,Szymborska. Kropki, przecinki, papierosy.” w reż. Anny Gryszkówny, który miał swą premierę 2 lipca 2023 r. w Teatrze im. Juliusza Słowackiego w Krakowie w setną rocznicę urodzin Wisławy Szymborskiej.

Otóż autor scenariusza postanawia w możliwie najszerszy sposób wyposażyć bohaterkę spektaklu, którą jest świeżo upieczona noblistka, w słowa pochodzące z jej własnego dorobku literackiego. W istocie mrówcza praca, wykonana przy samym opracowywaniu materiału źródłowego, zaowocowała bardzo interesującym efektem, w ramach którego, za wyjątkiem jednego czy dwóch przypadków, ze sceny padają słowa wierszy czy korespondencji, które nie przebiły się w wyraźny sposób do szerszej świadomości przeciętnego zjadacza polskiej literatury (zakładając, że tacy zjadacze w ramach obecnego stanu czytelnictwa w ogóle mogą być przeciętni).

Opowieść zawarta w spektaklu skupia się przede wszystkim na odczuciach i emocjach wobec przytłoczenia nagłą odpowiedzialnością, narzucaną całkowicie autorytarnie na twórcę. Fabuła spektaklu zastaje nas w momencie pojawienia się informacji o otrzymaniu nagrody Nobla przez Wisławę Szymborską i posuwa się naprzód przez wszystkie dziwności, niezwykłości i natręctwa związane z nagle spadłą ze Sztokholmu sławą. Jednocześnie wraz z posuwaniem się fabuły twórcy cofają się w czasie do wydarzeń mających miejsce na wcześniejszych etapach życia poetki – życie prywatne, twórczość z okresu tuż po wojnie czy wreszcie dzieciństwo i wspomnienia o wcześnie zmarłym ojcu.

Występująca w głównej (nawet tytułowej) roli Agnieszka Przepiórska, na każdym etapie spektaklu sięga po coraz to inne pokłady wrażliwości, jednocześnie utrzymując pogodną, nieco wycofaną i w pewnym sensie jedynie mimochodem humorystyczną kreację kobiety, która nie grzeszy zbytnią pewnością siebie ani otwartością do świata i ludzi, nagle tłoczących się wokół bohaterki, wchodzących przez drzwi i okna. We wszystkich rolach pozostałych, będących emanacją poszczególnych podmiotów lirycznych czy postaci przewijających się w życiu Wisławy Szymborskiej, wystąpił Antoni Milancej. Z zadaniem godnym najbardziej zwariowanego gatunku kameleona poradził sobie świetnie, prezentując sporą sprawność adaptacji do różnych rodzajów scenicznych wyzwań. Fizyczność Milanceja dodatkowo pozwoliła na stworzenie efektu przytłaczającej obecności i wizualnego dominowania nad przestrzenią. Jednakże nie w całości spektaklu, ponieważ np. w roli kota aktor zmniejszył swoje oddziaływanie na przestrzeń sceniczną w iście koci sposób, spadając do rangi figlarnego towarzysza dla głównej bohaterki. Współpraca pomiędzy obojgiem aktorów miała bardzo płynny charakter, połączony z licznymi zabiegami choreograficznymi w ramach dosyć niewielkiej przestrzeni jaką jest Scena Miniatura w Teatrze im. Juliusza Słowackiego w Krakowie.

Agnieszka Przepiórska z autorem i reżyserką spektaklu współpracuje już nie pierwszy raz (w repertuarze Teatru Łaźnia Nowa w Krakowie wciąż znajduje się monodram ,,Ginczanka. Przepis na prostotę życia’’). Podejrzewam, że doświadczenie we wspólnej pracy miało spore znaczenie przy opracowywaniu tego spektaklu, a wprowadzenie drugiego aktora zadziałało wyłącznie na korzyść, pozwalając widzom na dużo bardziej realistyczne odczucia wzbogacone dynamiką zdarzeń, zarówno tych realnych jak i fantastycznych scen, wzbogacając zarówno refleksję nad wydźwiękiem, jak i dodając wiele elementów humorystycznych, które by się zupełnie nie sprawdziły w sytuacji pozbawionej partnera na scenie.

Na skali odczuć po spektaklu wkrada mi się zdecydowanie w myśl określenie ,,przesympatyczny’’, choć posiada w sobie ukrytą nutę tęsknoty za pozbawionym gwałtownych wydarzeń światem spokojnej egzystencji. Myślę, że takiej egzystencji i spokoju w działaniach twórczych teraz niezwykle potrzeba w szczególności Teatrowi im. Juliusza Słowackiego w Krakowie i mam szczerą nadzieję, że taki spokój w nim zapanuje, gdy tylko Krzysztof Głuchowski usłyszy decyzję o przedłużeniu jego kadencji na stanowisku dyrektora tej instytucji na kolejne kilka lat.

fot. Bartek Barczyk

Komentarze
Udostepnij
Tags: , , , ,