O spektaklu „We Will Rock You” Bena Eltona w reż. Wojciecha Kępczyńskiego w Teatrze Muzycznym Roma w Warszawie pisze Joanna Janisz.
Jedna z najważniejszych premier teatralnych wiosny 2023 miała miejsce 15 kwietnia. Musical „We Will Rock You” w polskim przekładzie i reżyserii Wojciecha Kępczyńskiego, dyrektora Teatru Muzycznego Roma, wystartował na podbój polskiej widowni po raz pierwszy z kolejnych pięciuset, a może i tysiąca odsłon. Podczas każdej z nich na Dużej Scenie gromadzi się prawie 1000 widzów. Te liczby są imponujące, przypominają fenomen zespołu w latach osiemdziesiątych. Czym różni się zatem odtworzenie przebojów grupy Queen od musicalu Bena Eltona z 2002 roku, za sprawą Romy triumfującego teraz w Polsce…?
W recenzjach widowiska czytamy, że widownia klaszcze, a końcowe owacje na stojąco nie mają końca… Podobnie jest na koncercie. A jednak forma teatralna oferuje nam znacznie szerszy przekaz niż najbardziej zaskakująca kompilacja muzyki. I to nie tylko za sprawą monumentalnych dekoracji (w produkcjach Romy pojawiały się nawet samoloty, tym razem pędzimy wraz z bohaterami Harleyem!), czy całej gamy technik multimedialnych. Doskonałym uzupełnieniem partii wokalnych jest również fabuła utworu.
Co się zatem wydarza w manifeście młodych („We Will Rock You”, dosłownie „Będziemy Cię kołysać”, przetłumaczono tutaj na: „Chcemy rocka”) w 2023 roku…? Tak, widowisko jest na tyle dosłowne, że chyba nie sposób oddzielić interpretacji od aktualnego kontekstu czasowego. Czy taki był zamiar twórców? Oryginalna londyńska produkcja lokowała je w wyobrażonych realiach XXV wieku. Jednak po doświadczeniach pandemii trudno nie odczytać musicalu przez pryzmat wielu pandemicznych i postpandemicznych absurdów.
Nie będę zdradzała fabuły, przedstawię tylko parę głównych bohaterów, Galileo Figaro i Scaramouche. Nastolatki nie odnajdują się w czasach Globalsoftu, mentalnie przypominają pokolenie X – osoby urodzone pomiędzy początkiem lat 60. a połową lat 80. XX wieku. Mają przeczucia, niepokojące sny, potrzebę zrealizowania misji, a przede wszystkim niemal chorobliwe pragnienie muzyki, która otworzy się dla nich po odnalezieniu tajemniczej Gitary… W międzyczasie korporacja wielokrotnie próbuje ich osaczyć, ale młodzi podczas swej wędrówki za wewnętrznym głosem poznają też grupę rebeliantów – sprzymierzeńców…
Musicale poświęcają więcej czasu muzyce niż dialogom, dlatego w spektaklu takim jak ten jest mniej czasu na rozwój dramatu. Za to wykonawca musicalowy jest często przede wszystkim aktorem, a dopiero później śpiewakiem i tancerzem (w przeciwieństwie do muzyka na koncercie czy śpiewaka operowego). W najnowszym dziele Romy wykonawcy doskonale opanowali te trzy umiejętności („triple threat”). Zaskakująco dobry okazuje się wokal głównego bohatera, gitarę przejmuje partnerka. Przypomnę wymieniających się odtwórców tych ról: Galileo – Maciej Dybowski, Jan Traczyk, Wojciech Kurcjusz. Scaramouche – Maria Tyszkiewicz, Natalia Piotrowska-Paciorek, Weronika Stawska.
Pomimo skompresowanej natury musicalu udaje nam się poznać napięcia pomiędzy bohaterami, a fabuła „We Will Rock You” jest dynamiczna, przewrotna, z kilkoma punktami zwrotnymi. Dialogi zabawne, wzięte z życia, czasami prowokacyjne. W musicalach dla danej postaci i jej pozycji dramaturgicznej skrojona jest piosenka. Tutaj wiele piosenek ma charakter zbiorowego show: Gaga Lasek, żołnierzy Global Softu czy wreszcie hippisowskiej komuny. Muzyka grana na żywo jest przeciwstawiana „komputerowo nagrywanym i odtwarzanym knotom”.
Musical jest prawie zawsze wykonywany w języku ojczystym jego odbiorców. Dzięki temu nawet najbardziej znane piosenki podczas musicalu odkrywane są na nowo. Ileż nam uciekało ze świetnego repertuaru „Królowej”, gdy nie rozumieliśmy słowo w słowo jej przekazu! Przekładu scenariusza „We Will Rock You” podjął się Michał Wojnarowski. Teksty Briana Maya i Freddiego Mercury’ego zostały rozpisane na nowo, odpowiednio dla solowych i operowych aranżacji.
Nie należałam do najgorętszych fanów „Queen”, ale muzyczny spektakl mnie porwał i zachwycił. Co więcej, znalazłam w nim podwójny wymiar. Oprócz fantastycznej oprawy, do której należy także nieustanne wrażenie ruchu i wielopoziomowa scena, także refleksję na temat kondycji naszej cywilizacji oraz próbę znalezienia dla niej historycznych odnośników. Korporacyjną władzę operującą mieczem świetlnym, wizualnie nawiązującą do „Gwiezdnych wojen”, odniosłabym do przymusowego izolacjonizmu, będącego rewolucją internetową czasów pracy i nauki zdalnej, ekranowym „oświeceniem”. Z kolei glam rockowe nagromadzenie słów, rytmów i stylizacji (charakterystyczne dla zespołu) odczytuję jako wieńczące „rockowy” barok rokoko – ostatni fenomenalny stylistyczny rozkwit koncepcji artystycznych, zwiastujący koniec pewnej epoki.
Musical został wystawiony w ponad 28 państwach na sześciu kontynentach, między innymi w RPA, Rosji, Kanadzie, Francji i Danii… Doceńmy to, że w Polsce pojawił się właśnie teraz. Po roku 2021 wiemy, że wizja świata w nim przedstawiona wcale nie musi dotyczyć XXV wieku… Zbliżamy się do niej tak szybko, że możemy się z nią zmierzyć chociażby w 2025 roku… O ile nie zmierzyliśmy się wcześniej, przynajmniej w kontekście zakazu publicznych zgromadzeń, koncertów i relacji wspólnotowych. Chociażby pojawiające się na początku każdego aktu ostrzeżenie do kobiet, mężczyzn i płci trzeciej… Wcale nie brzmiało jak wzięte z amerykańskiego musicalu, ale normalnie funkcjonujący na terenie Polski przekaz.
fot. Krzysztof Bieliński