Wojciech Nowicki: Cieśniny. Czarne, Wołowiec 2019 – pisze Izabela Mikrut.
Wojciech Nowicki w „Cieśninach” z jednej strony chce być literatem wysokiej klasy – imponować jakością narracji, ale też spostrzeżeń – z drugiej wpada w tony logoreiczne i nie może zatrzymać słowotoku. Proponuje zestaw małych opowiadań, które składają się w całość logiczną i jednocześnie oniryczną, oderwaną od zwyczajności na tyle, by dało się zauważyć różnicę między literaturą i rzeczywistością – ale też by uzasadnić dobrze działania postaci. W „Cieśninach” rzecz dotyczy między innymi chorób i zmian mózgu, da się zatem zrozumieć każdy rodzaj modyfikacji przestrzeni i wspomnień. Nowicki zresztą chętnie odwołuje się do skojarzeń wspólnych pokoleniom, uniwersalnych i pozbawionych odnośników. Na tej podstawie tworzy opowieść niby pobrzmiewającą znajomo, a jednak odrębną. Małe formy wypełnione słowami zwracają uwagę na melodię języka, tu bardzo dużo jest rozkoszowania się frazami. Wojciech Nowicki nie zamierza prowadzić nasyconej faktami fabuły – woli rytm prozy, formę nad treścią. Przesłania montuje z motywacji postaci. W „Cieśninach” da się znaleźć nawiązania do poprzednich historii, drobne uwagi, które pozwalają scalać relację.
Jest w tej prozie dążenie do samopoznania i do poszukiwania sensu istnienia. Wojciech Nowicki oddala się od zwykłych wydarzeń i codziennych czynności, żeby zaproponować odbiorcom głębszą refleksję. Zatrzymuje w codziennym pędzie, w świecie, który istnieje poza zwykłym trybem. Strumienie świadomości oraz autoanalizy mieszają się tu z próbami rejestrowania jak najpełniejszych wspomnień. Jako materię wykorzystuje autor to podróże, to zwykłe obserwacje – charakterystyczne jest jednak dla niego to, że nie potrafi przestać pisać. I nawet jeśli opowiadanie-rozdział zajmuje tylko kilka stron, jest wypełniany uwagami malarskimi czy synestezyjnymi. Zdarza się, że bohater do osobistych skojarzeń dodawać będzie absurdy – zanurzone w rozłożystej narracji, niewidoczne na pierwszy rzut oka, pulsujące i drażniące. Postać, która prowadzi tutaj monologi wewnętrzne, uwielbia doprecyzowywać to wszystko, co osobiste. Nie istnieje bez słów i bez skojarzeń. Dla czytelników ma i przejmujące wiwisekcje, i nic nieznaczące pocztówki z miejsc, które odwiedza. W efekcie na człowieka składa się to, co poznane i to, co przypuszczane, zestaw odczuć, wrażeń zmysłowych – i miraży tworzonych przez umysł. Nie boi się bohater ocen, nawet tych niepochlebnych, funkcjonuje zanurzony w świecie, który to świat obserwuje z dystansu – i na tym paradoksie opiera „Cieśniny”. Jest to proza, która pokazuje warsztat autora, powtarzany w nieskończoność zabieg stylistyczny, który na różne sposoby da się odczytywać.
Wojciech Nowicki w „Cieśninach” szuka ucieczki od rytmu życia i śmierci – w słowa. W słowach upatruje schronienia – a także ocalenia. Kiedy mózg zaczyna płatać figle – pod wpływem ciężkiej choroby – pozostaje to, co zarejestrowane, utrwalone w literaturze. „Cieśniny” to tom gęsty od słów, pełen przeżyć silnych – bo pozostających w człowieku i konstytuujących go. To osobisty portret i próba uchwycenia detali składających się na zwyczajność. Oniryczna opowieść o poznawaniu samego siebie.